Drogi były mężu,
Rozstaliśmy się ponad 5 lat temu; dziś świętowalibyśmy naszą 12 rocznicę ślubu. Spakowałam się, zabrałam Tosię a ty błagałeś, abym została. Patrzyłam wtedy tak zimno na ciebie (chyba już nigdy potem nie miałam takiego spojrzenia), bo chciałam, abyś pozostał zły w moich oczach, ten arogancki, szowinistyczny facet, który myśli zawsze tylko o sobie. A twoje łzy, słabość, rozpacz – pokazywało człowieka, którego dawno już nie widziałam, za którym tęskniłam całe lata.
Minęło 5 lat, a ty zaakceptowałeś nasze rozstanie. Ostatnio w twoim życiu pojawiła się kobieta. Nie pokazywałam ci, ale bardzo mnie to poruszyło. Tosia ją lubi, a nawet jest nią zachwycona, mimo iż w mądrości swojej 10-letniej bardzo to ukrywa. Hania to, Hania tamto. Wiem, że jest wspaniałą kobietą i bardzo cię kocha. Ostatnio Tosia przywiozła muffinki czekoladowe, które piekły razem. Z jaką starannością ozdabiała każdą z nich, domyśliłam się, że dużo czasu spędzały razem. Kupiła Tośce baletki na taniec i mały plecaczek na wycieczki. Ty też jesteś inny, spokojny, ciepły dla mnie i ja wiem, że jesteś szczęśliwy. Boli bardzo.
Pod wpływem tego dużo myślę o swoich błędach. Bo ja byłam podobna, gdy miałam 23 lata i poznaliśmy się na wakacjach w Ustce. Przez długi czas na terapii mówiłam, że to ty zły, egoistyczny, beznadziejny, który pozbawił mnie wszystkiego. A potem spotkałam naprawdę dobrą terapeutkę, która powiedziała „dość”. Jego tu nie ma (ciebie), istnieje tylko w Pani wewnętrznym przeżyciu, które jest z założenia subiektywne. Nie jest moją rolą roztrząsać kto był winny. Możemy przyjrzeć się Pani (błędom?). Krzyczałam „Jakim błędom?! Byłam niemal święta w tym związku. Robiłam wszystkoooo.”
Robienie wszystko nic nie znaczy. Niestety. Jest pułapką myślenia o sobie. Byłam tak samo aktywna w niszczeniu naszej relacji jak ty. I nieważne kto bardziej a kto mniej. Chcę Cię przeprosić za to. Gdybym wiedziała tyle, ile dziś, to (może) nadal bylibyśmy razem.
Przepraszam cię, że nie rozumiałam twojej pracy. Nie chciało mi się tego rozumieć. Byłeś sporo starszy i wciąż o tym chciałeś rozmawiać. Dla mnie dziewczyny po studiach ten temat dopiero się zaczynał. Byłam wściekła za każdy nieodebrany telefon, gdy byłeś w pracy i wszystkie te godziny, które mi zabierała ciebie. Dziś sama mam takie dni, że nie mam czasu zjeść kanapki i oddzwaniam do bliskich po kilku godzinach. Naprawdę wtedy tego nie rozumiałam.
Przepraszam cię, że oczekiwałam od ciebie nieustającej uwagi. Byłam obrażona, jak nie pamiętałeś o jakiś planach, mojej opowieści z przeszłości, filmie, który obejrzałam. Miałeś czasami nieobecny wzrok, który doprowadzał mnie do furii; mówiłeś „tak, słucham cię”, a ja wiedziałam, że jesteś myślami gdzieś daleko. Dziś wiem, że miałeś prawo być zmęczony, zaabsorbowany, w ogóle miałeś prawo do innych myśli niż o mnie.
Przepraszam, że źle mówiłam o twoich byłych. Wciąż dopraszałam się, byś o nich opowiadał, a potem krzyczałam, że mnie obciążasz tymi historiami. Chciałam je zdewaluować w twoich oczach, mimo iż nigdy nie były dla mnie zagrożeniem, bo bardzo mnie kochałeś. Raniłam ciebie i siebie. Dziś wiem, że to było moje niepewne poczucie wartości, które kazało mi nieustająco sprawdzać, czy jestem najważniejsza. A przecież byłam, kochany.
Przepraszam, że rzadko mówiłam, jaki jesteś wspaniały. Że jesteś mądry, dobry i czuły. Uwielbiałam słuchać, jak mówisz po angielsku i jak opowiadałeś mi o historii Stanów Zjednoczonych, które uwielbiałeś. Uwielbiałam twoje makarony i kawę poranną. Wino czerwone i znajomość filmów. Masz piękne dłonie i usta. Za rzadko też mówiłam, jak bardzo cię kocham.
Przepraszam za moją mamę. Wiem, to nie moja wina, ale jednak pozwalałam na to. Mówiła o tobie źle i dawała ci odczuć, że jesteś moim mezaliansem. Ty z małej wsi, a ja córka z wielkiego miasta – ale to było poniżające w jej oczach. Czasami, gdy byłam na ciebie zła, widziałam tą twoją wieś, twoje pochrapywanie (jakby ludzie z miasta nie chrapali???), nieogolone pachy, umiłowanie do prostych zup i schabowego, ogorzałą twarz od słońca. Przepraszam z całego serca za te głupotę a przepis na żurek twojej mamy jest najlepszy.
Przepraszam za to, że karałam cię i nagradzałam seksem. To było narzędzie w moich rękach, którym manipulowałam jak chciałam. Byłeś grzeczny, robiłam ci dobrze. Wkurzałeś mnie, odtrącałam cię bez żadnego ale. I wciąż mówiłam ci, że jesteś egoistą, bo twoje orgazmy były prostsze, a ja frustrowałam się ze sobą. Dziś wiem, że to normalne, a ja musiałam nauczyć się swojego ciała, włożyć w to wysiłek. Ale przy tobie nie musiałam nic robić, tylko oczekiwałam.
Przepraszam za brak walki o nas. Za to, że w skrytości od ciebie odchodziłam, nie dając ci żadnej szansy, by to naprawić. Fantazjowałam już wtedy o innym mężczyznie, który okazał się oczywiście iluzją, ale spieszyło mi się do tej wymarzonej wolności. Tylko mi uwierałeś jak niewygodne buty. Myślałam wtedy, że moja matka tyle lat przeżyła silna po rozwodzie, ja też taka będę. I co? Jestem silna, ale nie znaczy szczęśliwa. Jestem dziś moją toksyczną matką. Powinnam była walczyć wtedy o naszą rodzinę.
Przepraszam, że mówiłam innym o tobie źle. Prawie wszyscy uwierzyli, że jesteś potworem. Byłam tak sugestywna i nieobiektywna, że mówili, jak mogłaś tyle lat z nim wytrzymać, to koszmar jakiś. Głaskali mnie po głowie i oferowali pomoc. Gdzie oni są dzisiaj? Nie ma. Wszystkie iluzje pękły jak bańki mydlane. Czasami tylko słyszę od kogoś, jak bardzo się zmieniłeś, jak jesteś wspaniałym tatą i kolegą. A ja wiem, że to nieprawda. Nie zmieniłeś się tak bardzo, zawsze taki byłeś.
Przepraszam za moje krzyki, fochy i chłód. Za głupotę i niedojrzałość. Za to, że odeszłam. Mogłabym napisać teraz o tym, że nie umiałam inaczej. Nie umiałam. Że miałam takie wzorce w domu i matkę, która nauczyła mnie toksycznej miłości. Tak, to prawda. Że kochałam cię głupio, ale szczerze. Kochałam. Że nikt nigdy nie powiedział mi, że związek to kryzysy. Nikt mi nie powiedział. Tylko że to się już wszystko stało, a ty kochasz kogoś innego i już nigdy nie będziemy razem, więc mogę tylko cię przeprosić, kochany, i powiedzieć, że miałeś rację w tym jednym jedynym zdaniu, które uznałam za podłe i słabe, które wymknęło ci się na koniec „Będziesz żałować”. Żałuję.