Moja babcia zawsze powtarzała: jeśli mężczyzna chce, to cię znajdzie. Nawet na końcu świata. Babcia (zresztą nie jedna taka babcia to powtarzała) żyła w dobrym związku przez iks lat, dziadek za nią szalał. On za nią – zaznaczę (ona po prostu kochała).
Nieraz zdarzyło mi się łamać zasadę babci – nigdy dobrze nie kończyłam.
Nie oszukujmy się, zawsze gdy ją łamałam – kończyłam tragicznie (miłośnie tragicznie, rzecz jasna).
Wiadomo, czasy się zmieniły. Jak on ma nas znaleźć na końcu świata, gdy po drodze do końca świata jest tyle pięknych i mądrych kobiet?
Jednak z rozpaczą patrzę na kobiety, które starają się bardziej niż powinny (to mi też przypomina moją nie chlubną przeszłość, przyznaję się bez bicia). Męczą, dręczą, wyjaśniają. Żołądek mnie boli ze stresu niemal, bo skoro on nie odpowiada na wiadomości (na fejsbuku, tinderze, w telefonie) przez dwa dni, a nie umarł, bo jest aktywny na portalach społecznościowych – to po co pisać do niego jeszcze?
Przyjaciółka (zgodziła się, bym o niej napisała) poznała ostatnio faceta. Flow było szalone, wybierałyśmy już niemal dla niej suknię ślubną, choć to poważna pani fizyk. I raczej nie ulega emocjom. Dobra, koloryzuję, ale było magicznie.
Facet (czyt. Książę na białym koniu, o my głupie) zaczepił ją na fejsie (mieli wspólną koleżankę). Pisali do siebie niemal 24 godziny na dobę przez 16 dni. Tak, dla statecznej żony i matki (ja) 16 dni to nic. Ale przypomnijmy sobie, ile może zdarzyć się przez ponad dwa tygodnie, gdy życie nabiera tempa. Można umrzeć (przepraszam), urodzić dziecko, dowiedzieć się o zdradzie, zmienić pracę. 16 dni to wieczność na życiowe rewolucje. No więc przyjaciółka przeżyła życiową rewolucję. Przez 16 dni była non stop podłączona do sieci. Jej „wybranek” również. Opowiedzieli sobie życie, przeszłość, pili ze sobą poranną kawę i herbatę. Wiedziała czego się boi, znała jego godziny pracy, snu i wk*rwu. Śmieszne? Hmm, być może – ale przecież mnóstwo ludzi się tak poznaje i zdarzają się szczęśliwe zakończenia.
Był poważnym architektem. Widniał w spisie architektów, znamy biuro, w którym pracował, wspólna koleżanka powiedziała, że to świetny gość, tylko po przejściach (o czym zresztą powiedział przyjaciółce).
Ostatnia wiadomość od pana X. przyszła popołudniu w pewien piątek: „Zadzwonię jutro, chcę porwać cię w końcu na kolację”. W sobotę o 15.00 przyjaciółka napisała: „żyjesz?” – odpowiedzi brak. Myślałyśmy, że może pan zabalował.
– Oj, pamiętasz, Mąż MŻK (czyli mój) też zabalował na początku znajomości, nie dzwonił dwa dni, umierałam. Pamiętasz?
– No pamiętam – jęknęła ona.
– To luz– rzuciłam ja.
W niedzielę rano argument przestał mieć sens, szczególnie, że Książę (czyt. gad) zaczął być aktywny na fesbuku. „Nie do wiary” zamruczałam. Przyjaciółka znów napisała do niego: Hej, co się dzieje?
Obudziła się już we mnie moja babcia, więc tłumaczyłam: nic nie pisz, rozumiesz?
Oczywiście, oczywiście.
Oczywiście, jedno mówimy przyjaciółce, drugie robimy. Napisała. AAAAA, ratunku. Nie odpisał, choć wyświetlił. Więc ona znów, że nie rozumie i dlaczego. „Przestań, do diabła, pisać” wrzasnęłam. A ona, że nie pojmuje i chciała, by wiedzieć, że najgorsza prawda lepsza i tak dalej. Z jednej strony rozumiem, z drugiej….
Mam kumpla. Łamacz serc, pan znikający. Pyta czasem: czy jeśli ja nie piszę dwa dni to nie jest dowód, że powiedziałem już wszystko? Złoszczę się, wkurzam. Może i dowód, ale słaby. Brak klasy, szacunku i tak dalej. Ale jedno, to ocenić faceta znikającego, drugie zrozumieć, że my, baby, czasem naprawdę nie rozumiemy.
Istnieje 5 powodów dla których on nie odpisuje
– umarł (bardzo rzadko)
– zabalował (zdarza się, patrz Mój Mąż – po pierwszej randce, zamilkł na weekend. Milczałam dzielnie. W niedzielę rano napisał, że zabalował. Może kłamał, ale jednak ożenił się ze mną:) )
– musi sobie przemyśleć (tym bardziej milcz)
– przestraszył się (tym bardziej milcz)
– olał (i ty chcesz pisać?!)
– Coś się stało poważnego (słowo, wyjaśni to w końcu – patrz Mój Mąż)
Mój przyjaciel Pan Znikający wciąż podrywa laski na Tinderze. Uwodzi, bajeruje, ulatnia się. Mówi: Rany, to sport. Z większością wcale nie chce się spotkać, sprawdzam się. Jeśli chcę – piszę.
Napisz jedną wiadomość: wszystko ok? Żeby nie było, że on umiera, a ty jesteś księżniczką. Ale poza tym– MILCZ.
PS. Zdarzają się gorsze przypadki niż ten przyjaciółki. Facet potrafi zniknąć po czterech miesiącach. Tak było w przypadku A.
Tłumaczyłyśmy go (durne te wspierające koleżanki). Mówmy lepiej prawdę, a nie mydlmy oczy.
– zachorował (rak, zawał – nie chce cię ograniczać)
– zachorował na duszę (ciężka depresja, nie ma siły wstać)
– miał wypadek (akurat)
– dużo pracy (Boże, powiedziałam to, sucz nie przyjaciółka)
– szuka sensu ( aućććć)
Po kilku latach Uciekinier powiedział A. dlaczego nie pisał. Prawda bolała nas wszystkie: „Pisała do mnie była, poznałem nową, i jeszcze jakąś. W pewnym momencie zacząłem się gubić. Uciąłem więc wszystkie”. Dżizaaaaaaas.
Mąż MZK mówi: Jak naprawdę chce w końcu zadzwoni. To napisz.
Po chwili: No chyba, że ona złamała mu serce.
Po dłuższej chwili: Rany, napisz, że jak kocha zawsze zawalczy. Jak ja o ciebie.
Dajmy facetom czas, kochane.