Wyśmiewasz te wszystkie księżniczki zamknięte w wieży, tę romantyczną miłość, w którą wierzą kobiety. Prawda? Dla świętego spokoju od czasu do czasu zabierasz ją do kina czy na kolację, żeby pretensji do ciebie nie miała, że o nią nie dbasz i że traktujesz jako rzecz nabytą, więc nie wymagającą wysiłku z twojej strony, bo przecież jest.
Sam się z tego śmiałem, jakie kobiety są naiwne wierząc, że my będziemy rycerzami na białych koniach. Nie powiem, dobrze było się tak poczuć, ale niewiele to ma wspólnego z rycerskością.
Myślałem – ale mi się trafiło, żona, która stanie na głowie, żeby tylko mi dobrze było. A do dobrego człowiek szybko się przyzwyczaja. Ty się przyzwyczaiłeś, co nie? Do tych ciepłych obiadków, czystego i pachnącego domu, do dzieci, które grzecznie leżą w swoich łóżeczkach, gdy ty wracasz do domu. Też to miałem. Nawet SMS, co bym zjadł na kolację, to martwienie się, kiedy wrócę, na początku rozczulające, ale z czasem wkurzające. Bo ile można się tłumaczyć.
I wydawało mi się, że nic nie jest w stanie zniszczyć tego status quo. Że tak będzie zawsze. Ja i moje wygody, moje mecze, piwo w lodówce, wypad na basen i ona – po pracy w domu, z dziećmi, dbająca o nasz dom. Właśnie – nasz dom. A ja to miałem w dupie. Skoro ona się stara, to po co moje większe zaangażowanie. Przecież wie, że ją kocham, że zawsze może na mnie liczyć, że jakby coś złego się działo, to jej pomogę. Tak o sobie myślałem. Myślałem, że jestem świetnym mężem, który pozwala swojej żonie robić wszystko, żebym to ja czuł się szczęśliwy, żeby to mi było dobrze. Byłem przekonany, że to daje jej szczęście, ja idiota myślałem, że jak ja jestem szczęśliwy, to ona też.
Życie pokazało mi środkowy palec. Środkowy palec mojej pełnej arogancji na jej potrzeby. Nie słuchałem, gdy mówiła mi:
– Spędzamy ze sobą mało czasu.
– Nie przesadzaj, przecież wracam na noc do domu – obracałem w żart rozmowę. Później się wkurzałem, o co jej z tym czasem chodzi. No dobra, kupiłem bilety do kina, raz nawet do teatru, żeby przestała marudzić i truć mi głowę i żebym mecz mógł w spokoju pooglądać. Bez sensu, przecież jesteśmy razem, to po co jej więcej czasu, więcej nie da się być, niż cały czas razem.
Idiota – miałem tak wąskie myślenie, że nie widziałem nic oprócz swojego ego. Jak ona mogła mi zarzucać, że nie poświęcam jej uwagi? Przecież kasę zarabiam na tę rodzinę, dla nich wszystko robię, a jej brak uwagi? Niby co jeszcze miałbym zrobić? Zabawiać ją rozmową? Też mi coś, jesteśmy małżeństwem, a nie parą na randce, która dopiero się poznaje i ze sobą gada. Nie wiem, o czym chce rozmawiać, przecież wszystko ustalamy na bieżąco – zajęcia dzieci, zakupy, obowiązki, plan dnia?
Tak myślałem i ty pewnie też tak myślisz. Wolisz czasami zostać dłużej w pracy niż słuchać, czego ona od ciebie wymaga. Żebyś czasu więcej spędzał z nią, ale też z dziećmi. Żebyś zainteresował się domem. Żebyś nią się zainteresował.
Naprawdę wydaje ci się, że seks załatwia całą sprawę? Że poświęcenie jej uwagi, to doprowadzenie jej do orgazmu. Że jej to wystarczy? Nie bądź tak głupi jak ja i zmień swojej myślenie. I lepiej szybciej, przed tym, nim usłyszysz, że nic was już oprócz dzieci nie łączy, a skoro tak jest, to ona odchodzi. Bo do niczego nie jesteś jej potrzebny.
Ale jak to? Przecież ja ją kocham? Co znaczy, że nic nas nie łączy? A miłość? W końcu to miłość jest najważniejsza, ona zawsze to powtarzała. No dobra, na początku. Później już rzadziej.
Gówniany mężu chcę żebyś dzisiaj zanotował sobie w tym twoim łbie, że miłość nie wystarczy. Tego nauczyła mnie moja żona odchodząc ode mnie.
Sama miłość to za mało, żeby z kimś żyć, żeby każdy był w związku szczęśliwym. Tak wiem, tobie ta miłość wystarczała, zwłaszcza, gdy była pełna poświęcenia i zapatrzenia ze strony twojej żony. I jak to? Nagle jej nie wystarcza?
Wiesz, co powiedziała mi moja żona odchodząc? Że tylko dlatego, że wiedziała, że ją kocham, wytrzymała ze mną tak długo. Że miała nadzieję, że w końcu się ocknę i przestanę dbać jedynie o czubek własnego ku*asa. Że zobaczę, że się zmieniliśmy, że czegoś innego oczekujemy.
I wiesz co? Czułem się oszukany! Jak ona mogła? Przecież nigdy się nie skarżyła, przecież od początku ona weszła w tę rolę dbającej o mnie. I co? I nagle jej się odmieniło? Nagle zapragnęła czegoś więcej?
Byłem głuchy na jej wszystkie:
– mi to nie wystarcza
– chcę, żeby było cię więcej
– mam dość
– nie chcę, żebyś mnie tak traktował
– nie jestem twoją własnością!
Jak debil myślałem: dobra, pewnie jest przed okresem, zaraz jej przejdzie. Nigdy nie chciałem jej zrozumieć! Nigdy nie spytałem ze szczerą troską, o co jej naprawdę chodzi, co złego się dzieje. Kiedy ona zaczynała swój monolog mówiłem: „Nie histeryzuj”, „Nie przesadzaj”, „Znowu wymyślasz, źle ci, to odejdź”.
Sam na siebie rzuciłem klątwę. Bo ona odeszła. Bo nie zrozumiałem, że miłość nie wystarcza,
Że oprócz miłości ważne jest:
– wsparcie – w trudnych dla niej chwilach, które mi mogły się wydawać błahe, nieważne, ona chciała usłyszeć, że jestem przy niej, że zawsze jestem po jej stronie
– zrozumienie – dla jej nastrojów, potrzeb, humorów, bo tylko tak można wyrazić siebie i niczego nie udawać, tymczasem ja miałem dość, kiedy płakała, miałem dość, kiedy się wściekała, nigdy nie chciałem poznać przyczyny, chciałem, żeby przestała, tak byłem gównianym mężem
– pomoc – nie tylko czcze gadanie, że się jest i że zawsze pomożesz, ona w dupie miała moje słowa, czekała aż coś zrobię, aż ruszę ten mój tyłek z kanapy i usiądę z dziećmi do lekcji, wyjdę z psem, czy powieszę pranie
– czułość – też wkładasz jej rękę w stanik, gdy tylko się do ciebie przytula, każdy taki gest bierzesz za przejaw ochoty na seks; kobietom nie zawsze chodzi o seks! Dużo czasu upłynęło, nim to zrozumiałem
– bezpieczeństwo – ona chce od czasu do czasu czuć się jak księżniczka, chce wiedzieć, że gdy jej zabraknie sił, to ty dźwigniesz wszystko, chce mieć pewność, że może na ciebie liczyć, że gdyby świat się walił, to ty z gruzów wyniesiesz ją na swoich rękach bezpieczną.
Tego nauczyłem się za późno. Bo mojej żony już obok mnie nie ma, układa sobie życie z kimś innym. Też tego chcesz?