Go to content

Po co kochasz tego pajaca, co to docenić ciebie nie potrafi. A niech idzie sobie w pi*du! Wyluzuj babo

Fot. iStock/gpointstudio

Zadzwoniła przyjaciółka: „Wiesz, on mnie chyba już nie kocha”. Dobrze, że rozmawiałyśmy przez telefon, bo nie zobaczyła, jak przewracam oczami. „No, a jak nie kocha, to co?” – pytam grzecznie, a po drugiej stronie zapada cisza. „No jak to co? Świat mi się skończy” – słyszę, choć niezbyt pewnie. Po tych słowach następuje długa dyskusja przy butelce wina z jednej strony i z drugiej. Nie będę tu przytaczać szczegółów, bo nie o to chodzi, ale na miłość boską, serio? Jak on przestaje kochać, to już nic nie ma znaczenia i życie jest do niczego?

Wiecie, bez wahania mogę wskazać profile moich dalszych i bliższych znajomych, które doznały właśnie zawodu miłosnego. Te cytaty, memy, te boleści i łzy wylewane nad pajacem, który – umówmy się, nie zasłużył zwyczajnie na twoją miłość.

W takich sytuacjach włącza mi się tryb: „Baby są jakieś dziwne”, bo czyż nie jest dziwne, że tylko w tym jednym jedynym upatrujemy szczęścia naszego życia? Obiadeczki gotujemy, majteczki prasujemy, ciumkamy, wzdychamy i opływamy w zachwytach, jak on nam żaróweczkę wymieni, nożyk naostrzy, czy łaskawie talerz do zmywarki wstawi. Ja pie*dole, że tak powiem. A później łzy, czarna rozpacz, rwanie włosów z głowy i utrata wszelakiego sensu życia następuje. Bo komu teraz te obiadki, sratki i gadki? Komu pokazać, jak wspaniałe jesteśmy, jak wrażliwe, czujne na jego wymagania i uważne na jego potrzeby. Bo o swoich oczywiście już dawno zapomniałyśmy, zresztą kto by pamiętał, jak tu takiego obrastającego w tłuszcz i wygodę typa mamy pod nosem. Przecież my całe życie na niego czekałyśmy, wszystkie nasze starania skierowane były właśnie tam, gdzie jego oko dojrzy naszą miłość i zaangażowanie.

O matko! I najgorsze, że ja tu nie piszę o jakiś wyjątkach, o kobietach zacofanych, co to ledwo czytać się nauczyły, a wychowane zostały jedynie do ogarniania domu, dzieci i tej głowy rodziny, co to od dobroci tejże we łbie się przewraca i wydaje mu się, że niezastąpiony jest. Ja piszę o kobietach wykształconych, mądrych, fajnych i pięknych, z poczuciem humoru, dystansem do świata, który ulatnia się wtedy, gdy na horyzoncie pojawia się on gotowy wykorzystać jej dobroć i chęć dogodzenia mu byleby tylko z nią został i innej nie uznał za lepszą.

„Ja mu się już chyba nie podobam” – słyszę drżenie w głosie. Strzał w łeb normalnie. No, a jeśli nawet, to świat się zawali? Cześć i czapka, nie doceniasz tego, co masz, to spadaj chłopie na drzewo, ja sobie dam świetnie radę bez ciebie, czego raczej nie można powiedzieć o tobie.

Kurczę, takie jesteśmy świetne. Znam masę cudownych kobiet, które mogłyby mieć świat u stóp, a tymczasem one same padają na kolana szorując podłogę po śladach butów jakiegoś typa, przez którego później płaczą w poduszkę, czują się nic nie warte i co najgorsze – głupie.

Szczerze – najchętniej to bym wzięła i nakopała do tyłka. Spójrz na siebie, na to jak wyglądasz. Zobacz w końcu w sobie fajną dziewuchę, która ma ekstra nogi, albo ekstra cycki albo uśmiech rodem z Hollywood. Serio? Potrzebujesz faceta, żeby czuć się dowartościowana i kochana. A może czas najwyższy ściągnąć różowe okulary przez które to zerkasz na wszystkich facetów i w końcu przyjrzeć się sobie?

Fajna z ciebie babka, zobacz, jak wiele osiągnęłaś, w jakim miejscu jesteś. Naprawdę jest ci dzisiaj na tu i teraz potrzebny facet, któremu obiadki pod nos podtykać będziesz, który nie będzie do ciebie oddzwaniał, nie będzie cię szanował, który wszystkie twoje próby rozmowy kwitować będzie: „Nie histeryzuj” albo jeszcze gorzej: „Masz okres?”.

Nie, żebym nawoływała do porzucania facetów, sama jestem w naprawdę już długoletnim związku, który przeszedł niejedną burzę, nie mówiąc o prawdziwych tornadach. Może dlatego przetrwał i na szczęście jest coraz lepszy, całkiem jak wino, które wypijamy wspólnie od czasu do czasu. Ale jest też taki dlatego, że ja w końcu przestałam się zastanawiać, czy on mnie zostawi, czy porzuci, czy wyrzuci jak zużytą ścierkę na śmietnik. No ja tu bardzo przepraszam, ale jak stary – chcesz odejść to idź w pizdu, ja sobie bez ciebie poradzę. Dlaczego? Bo jestem niezależna, bo nie uwikłałam się w tę relację kompletnie zatracając siebie. Mam swoją pracę, swoje pasje, przyjaciółki, znajomych. Mój mózg nie został zniewolony papką pod tytułem: „musisz mieć męża”. Nie muszę, właściwie nic nie muszę poza jedynym – docenić w końcu siebie i o siebie zadbać. I wcale nie mam tu na myśli dbania dla niego, czy dla kogokolwiek innego. Czas się obudzić i spojrzeć, że kurczę, ty jesteś dla siebie najważniejszą osobą, bez względu na to, czy twój związek trwa dwa czy dwadzieścia lat.

Babcia mojej przyjaciółki mówiła mi: „Wiesz, kiedy będziesz naprawdę szczęśliwa? Kiedy będziesz w stanie wyobrazić sobie życie bez niego, nie jako gorsze, słabsze, tylko inne, ale równie wartościowe”. Noszę te słowa głęboko w sobie, bo są zaprzeczeniem tego tego, kim my kobiety jesteśmy. Przestańmy wylewać łzy, myśleć źle o sobie, obwiniać się o to, że on odszedł, że znalazł młodszą, ładniejszą. Serio go potrzebujesz? Potrzebujesz takiego chama obok siebie, takiego fiuta, który miał cię za nic i za nic miał twoje uczucia? No właśnie. Więc może lepiej podnieść głowę do góry, kupić sobie fajny stanik, w którym poczujesz się kobieco, wyjechać gdzieś na weekend i pomyśleć: „Kurde, jestem zajebista, szczęście będzie miał ten kto mnie pokocha”, a nie odwrotnie!

Amen.