Rok temu zakochałam się i wkrótce potem… przytyłam. Mówi się, że z miłości się chudnie, ale czy to prawda? Może rzeczywiście coś w tym jest, bo na początku jesteś wiecznie podekscytowana. Ale po kilku miesiącach, gdy poznajesz lepiej partnera, a on okazuje się fajny, wijesz gniazdo, gotujesz lub biegasz po restauracjach.
Idę ulicą, przechodzę obok dziewczyny, która radośnie się do mnie uśmiecha.– Dzień dobry nie poznaje mnie pani? – zaczepia mnie. Po chwili namysłu rozpoznaję, to Ania, koleżanka mojej córki, 24-letnia studentka. Wygląda promiennie, ale mocno przytyła, zawsze była chuda jak patyk.
– Wiem, wiem, jestem gruba – przyznaje Ania z nieśmiałym uśmiechem, łapiąc moje spojrzenie na jej brzuchu. Czuję się dziwnie, bo sama w tym momencie myślę o swojej figurze, która mocno odbiega od ideału.
Dziewczyna nigdy nie miała problemów z wagą, jadała regularnie, w trakcie przerwy w zajęciach biegła coś przekąsić lub wpadała na obiad do mamy, trzy razy w tygodniu ćwiczyła w fitness klubie. Dopóki nie poznała Grzegorza. W ciągu pół roku przybrała ponad pięć kilo, przez następne pół kolejne pięć.– Przez kilka miesięcy widziałam tylko wpatrzone we mnie oczy Grzesia i nawet nie zauważyłam, że powoli obrastam tłuszczem – mówi. – Pewnego dnia przymierzałam w sklepie sukienkę, ta w moim rozmiarze 36 nie pasowała, ledwo zmieściłam się w 38, teraz noszę 40.
Psychologowie nazywają to syndromem ustatkowania się, wraz ze stanem zakochania przychodzi pewność siebie. Partner zapewnia nas o miłości, a my czujemy się akceptowane. Na początku miłość wydaje się wieczna i idealna, nie widzimy swoich wad, wspaniale do siebie pasujemy i wierzymy w szczęśliwą gwiazdę.W udanym związku uspokajamy się, wyciszamy i cieszymy życiem.
Zakochani zmieniają styl
– Dopóki nie poznałam ukochanego, jadałam głównie warzywa i kasze, prawie zrezygnowałam z mięsa, ale od kiedy mieszkamy razem, przygotowujemy codziennie duże kolacje. On lubi mięso, więc i ja jem, bo nie lubię wyrzucać jedzenia. Często przygotowuje lasagne, czy chińszczyznę, więc zajadam się, bo jest smaczna i dokładam kolejne porcje – opowiada dziewczyna.Dodaje, że nie ma czasu na ćwiczenia, często z partnerem chodzą do kina i restauracji.
Trzeba jednak pamiętać, że niestety w restauracjach nie zawsze podaje się świeżo i lekko. Dania często przygotowywane są wcześniej, zawierają mniej witamin i składników mineralnych, dodaje się do nich zbyt duże ilości tłuszczu. Wrogiem figury jest alkohol, a kieliszek czerwonego wina ma 70 kcal, tyle, ile cztery łyżeczki cukru.
Podobno kobiety łatwiej przejmują nawyki żywieniowe partnera, ciężej im zrezygnować z posiłku. Częstszy u nas brak asertywności, sprawia, że trudniej nam określić własne potrzeby, łatwiej ulegamy i choć tego nie potrzebujemy, jemy tyle samo, co nasz mężczyzna.
Nie przesadzajmy jednak z wadami wspólnego jedzenia, bo ma i ono swoje plusy. To stara prawda, że potrawy przygotowane przez ukochaną osobę dają mnóstwo przyjemności i ukojenia. Seksuolodzy tłumaczą, że popęd płciowy zaczyna się w podwzgórzu, to ta część mózgu, która rządzi też apetytem. Jedzenie i seks są ściśle ze sobą związane. Zaspokajanie głodu i rozsmakowanie się w potrawach może mieć wpływ na wzbudzanie i odczuwanie pożądania. Nasze najwcześniejsze doznania przyjemności związane są właśnie z jedzeniem. Noworodek karmiony piersią jest bezpieczny i szczęśliwy. Jedzenie zaspokaja potrzebę bliskości i miłości.
Związek między kuchnią a łóżkiem, to jednak nie tylko podświadome wspomnienia z dzieciństwa. Wiele spożywanych produktów wpływa na produkcję hormonów i funkcjonowanie narządów płciowych. Duży wpływ na pożądanie ma dieta bogata w białko, owoce, warzywa. Najedzeni czujemy się spokojni, krew szybciej krąży, narządy są ukrwione, w organizmie wytwarza się więcej hormonów, skóra staje się bardziej wrażliwa na dotyk, wyostrza się wyobraźnia.
Co wybrać u Chińczyka, co u Włocha?
Kiedy rozmawiam z Anią słyszę: – Dziś, po roku bycia razem, oboje staramy się jeść rozsądnie. Na ulubione przez mojego chłopaka burgery, wychodzimy tylko raz w miesiącu, częściej zabieram partnera na te wegetariańskie, bardzo je polubił.
W miłosnej diecie warto bowiem ograniczyć produkty bogate w tłuszcze zwierzęce, które źle wpływają na układ krążenia i obniża u mężczyzn poziom testosteronu. Pokarmy powinny być mniej kaloryczne, za to zawierać dużo witamin i mikroelementów. Jemy regularnie cztery, pięć razy w ciągu dnia, unikamy dużych kolacji. Wybieramy ciemne pieczywo, kasze pełnoziarniste, ciemny ryż. Ograniczamy też alkohol. A jeśli już pijemy, to najlepiej po posiłku, nigdy przed, bo to za bardzo pobudza apetyt i zwiększa wydzielanie soków trawiennych. We włoskiej restauracji zamawiajmy spaghetti z sosem pomidorowym, a nie śmietanowe, czy serowe. Nie przegryzajmy dań pieczywem, posmarowanym czosnkowym masełkiem. Duża pizza z serem i mięsem to ponad 1000 kcal. U Chińczyka nie jedzmy wieprzowiny słodko-kwaśnej, naleśników spring rolls, ani smakowitej kaczki. Z karty wybierzmy potrawy gotowane, dania z kurczaka, warzyw, lub tofu i soi.
Ech, trzeba utrzymać formę, w końcu to dopiero początek wspólnego życia.