Otoczenie akceptowało Kaśkę i zawsze mówiono, że tylko święty by z nią wytrzymał. Śmiano się, że Czarkowi pomnik trzeba postawić skoro potrafi z nią być. Dla niego nie było to trudne. Po prostu ją kochał i akceptował tę wybuchowość. Przeraził się, gdy zauważył na jej udach świeże rany. Skłamała, że zacięła się przy goleniu. Uwierzył i wciąż sobie wyrzuca swoją naiwność. Kilka tygodni później tylko dlatego że szybciej wrócił ze spotkania z klientem zastał Kasię w wannie pełnej krwi. Podcięła sobie nadgarstki. To był przełom. Karetka i transport do psychiatryka. Potem diagnoza – borderline.
Spodobała mu się od początku. Miała ognistoczerwone loki do pasa i głośny śmiech. Na wykładzie profesora Kwiatkowskiego wszyscy siedzieli cicho jak trusie, a ona miała odwagę wybuchnąć śmiechem. Lubił patrzeć jak przygryza wargi i obraca długopis w palcach.
Notowała szybko, a przy okazji malowała coś na marginesach notatnika. Widział to dokładnie, bo na wykładzie siedział dwa rzędy za nią. On zawsze co tydzień siadał w tym samym miejscu, ona lawirowała po całej auli. Miała odwagę dyskutować z profesorem, często wdając się z nim w polemikę. Raz było nawet tak ostro, że przeklęła siarczyście i wyszła z sali wykładowej trzaskając drzwiami. Wprawiła tym samym i profesora i innych studentów w osłupienie. Nie wiadomo co było gdyby Czarek za nią nie wybiegł i nie przekonywał godzinę, by wróciła i przeprosiła na forum. Kłóciła się z nim na korytarzu, żywo gestykulując.
Raz nawet się zamachnęła i chciała go spoliczkować, ale Czarek miał refleks i przytrzymał jej dłoń, po czym pogłaskał po głowie. Nie śmiał się z niej, nie zbeształ. Po prostu chciał, by opadły jej emocje. Kaśka wtedy ni stąd ni zowąd go pocałowała. Nie znali się. Ona pewnie nawet nie wiedziała do dziś o jego istnieniu. On tylko ją obserwował, a teraz właśnie
namiętnie się z nią całował. Nie wiedział co się dzieje, ale nie było to istotne. Nawet nie śnił, że ją dotknie, a teraz trzymał w ramionach. Kaśka wtedy znów wybuchła głośnym śmiechem i wparowała do auli wygłaszając płomienne przemówienie przepraszając Kwiatkowskiego. Nie wiadomo czy miał do niej słabość czy miał po prostu dobry dzień, ale przeprosiny przyjął i na egzaminie nie był wobec niej złośliwy. Dostała zasłużoną czwórkę.
Czarek był zawsze obok, a ona raz wieszała mu się na szyi, a innym mówiła, by się odczepił. Nie odczepił się. Fascynowała go, nigdy nie wiedział co strzeli jej do głowy. Mogła płakać, wrzeszczeć, bić, całować, śmiać się, byleby była obok. Była całą feerią barw. On uznał, że jest kobietą w najbardziej intensywnym wydaniu jakie było możliwe. Uznał, że Kasia musi się wyszaleć, a potem wyjdzie za niego. I faktycznie szalała. Wpadała z jednego romansu w drugi. Co i rusz miała nowych znajomych. Tylko Czarek trwał przy niej wiernie raz połykając łzy, raz ciesząc się jej oddaniem. Był dla niej opoką, przyjacielem ale też i kochankiem, bo Kaśka potrafiła nagle znaleźć się w jego mieszkaniu, jakie miał po babci i całować go już w przedpokoju. Trudno mu było się opanować. Był jej głodny i cieszył się swoją chwilą uwagi.
Bywały on krótsze i dłuższe. Bywały też takie momenty, że Kasia nie wstawała z łóżka, a on się nią czule opiekował. To wtedy, gdy się jej polepszało, powtarzała mu, że on musi się z nią ożenić, bo jest jej aniołem i tylko on ma do niej cierpliwość. Miał i się ożenił. Kochał to, że była tak zakręcona, że zapominała o wielu rzeczach. Akceptował, że gdy się kłócą to latają talerze i że nazywam go skurwielem. Wiedział, że gdy się wyżyje, to będzie potulna.
Schemat regularnie się powtarzał. Była euforia, imprezy, goście, żarty. Potem następował zjazd. Cisza, brak apetytu, snucie się po domu w byle czym i spanie po kilkanaście godzin na dobę. Wtedy to brał jej zlecenia i projektował instalacje za nią. Zresztą mieli wspólną firmę, w której pracował za nich dwoje. Innym razem, gdy była w formie to ona zarywała noce. Pracowała jak nakręcona.
Otoczenie akceptowało Kaśkę i zawsze mówiono, że tylko święty by z nią wytrzymał. Śmiano się, że Czarkowi pomnik trzeba postawić skoro potrafi z nią być. Dla niego nie było to trudne. Po prostu ją kochał i akceptował tę wybuchowość.
Przeraził się, gdy zauważył na jej udach świeże rany. Skłamała, że zacięła się przy goleniu. Uwierzył i wciąż sobie wyrzuca swoją naiwność. Kilka tygodni później tylko dlatego że szybciej wrócił ze spotkania z klientem zastał Kasię w wannie pełnej krwi. Podcięła sobie nadgarstki. To był przełom. Karetka i transport do psychiatryka.
To wtedy po kilku latach związku postawiono diagnozę – borderline, osobowość chwiejna emocjonalnie. To wtedy pierwszy raz pomyślał, że może tego nie udźwignąć, że może powinni się rozstać. Jego rodzice namawiali go do tego. Był młody, powinien cieszyć się życiem, a nie „męczyć z wariatką”. Kasia świetnie wpisywała się w portret chorego, tylko nikomu nie przeszło przez myśl, że jej zachowanie nie jest spowodowane wybuchowym charakterem, lecz chorobą, którą trzeba koniecznie leczyć. I nikt nie obieca tu sukcesu.
Borderline to nie przeziębienie, gdzie bierze się witaminę C i kilka dni leży pod kocem. To schorzenie trudne do opanowania, a każdy przypadek jest inny. Czarkowi teraz wszystko ułożyło się w całość. Kaśka objawy miała od zawsze, jednak przypisywano je po prostu jej trudnemu charakterowi, który w jakimś stopniu facetów nawet pociągał.
Machina ruszyła. Hospitalizacja Kasi, leki, terapia. To wtedy Czarek dowiedział się, że ojczym Kasi kochał nie tylko jej matkę, ale i samą Kasię, a konkretnie rzec biorąc – jej ciało. Kasia wstydziła się komukolwiek powiedzieć, zresztą ojczym ją szantażował, więc dziewczyna tłumiła wszystko w sobie, po czym zaczęła miewać wybuchy złości, które łączono z wiekiem dojrzewania. Myśli samobójczych miała bez liku, kilka nieudanych prób także. I to wtedy Cezary uznał, że musi przy niej być, że odchodząc tylko pogorszy jej stan.
Nie poświęcał się, po prostu ją kochał, podczas gdy inni się odsunęli. Jego rodzice unikali spotkań rodzinnych, a mama Kasi obraziła się, gdy usłyszała prawdę o swoim drugim mężu. Związek z Czarkiem nieco Kasię uspokoił i nie myślała o odebraniu sobie życia już tak często. Starała się dla niego. Funkcjonowała nieźle. Udawała, kryła się na ile starczało jej sił. Żyły podcięła sobie, bo tego dnia klient na nią nakrzyczał, a ona nie opanowała emocji i zwyzywała go od najgorszych. Będąc w łazience chcąc wziąć prysznic uznała, że nie ma już więcej siły walczyć. Chciała zniknąć. Czarek jej wtedy nie pozwolił, choć bał się jak cholera.
Teraz, gdy są razem dziesięć lat jest przy niej cały czas. Jej chorobę wziął na przysłowiową klatę. Dba o leki, terapię, spokojne otoczenie. Uczy się z Kasią rozładować stres, przepracowuje z nią przeszłość. Gdy ona się wścieka, on po prostu mocno ją przytula i daje się jej wykrzyczeć. Gdy się uspokaja, zanosi ją do łóżka. Kocha ją złą, smutną, wesołą, rozgadaną i milczącą. Ona pokazała mu całą feerię emocji, jakie targają człowiekiem. Nie żałuje ani jednego dnia, jaki z nią spędził. Śmieje się, że czuje, że żyje. Jest ich w związku troje – on, ona i border, którego uczą się pokonywać. Akceptują jego obecność w ich życiu, jednak starają się, by nie rządził ich codziennością, a gdy wprasza się z głośną imprezą do Kasi głowy, Czarek, który mogłyby zrobić drugi fakultet z psychologii, wkracza do akcji i próbuje obezwładnić konkurenta. Z różnym skutkiem. Nie poddaje się jednak. I on, i border. W Cezary jednak wie, że jeśli on zrezygnuje choroba zabierze mu Kasię, a tego by sobie nie wybaczył. Przecież obiecał żonie, że będzie przy niej zawsze i że wytrzyma z nią choćby nie wie co. Przecież jest jej aniołem i tylko on ma do niej cierpliwość. Poza tym czeka na ten pomnik, który mają mu wybudować.