Mówisz, że musimy spróbować jeszcze raz, że tym razem to się na pewno uda, że mi to gwarantujesz, bo jak nie, to mogę odejść już na zawsze. Widzisz, pierwszą niekonsekwencję mamy już tutaj. Bo skoro zakładasz, że może się nie udać, to jednak nie jesteś wcale taki pewien, że wszystko pójdzie po twojej myśli. Jasne, póki nie spróbuję, to się nie przekonam, ale ty wciąż nie potrafisz zrozumieć jednego: za bardzo się boję wrócić do ciebie i przeżyć to samo jeszcze raz. Nie wystarczą mi twoje obietnice, twoje słowa. Zbyt wiele przeżyłam, by zrezygnować ze spokoju, który jakimś cudem udało mi się teraz osiągnąć. Z harmonii w środku, którą sobie zbudowałam z dala od ciebie. Zbyt wiele mam do stracenia.
Mówisz dużo. „Wróć, wtedy pójdę się leczyć. Bez ciebie moje leczenie, żadna terapia nie ma sensu. Bez ciebie nie mam po co się starać”. Ja to widzę inaczej i opieram się na słowach naszej terapeutki. Czy nie powiedziała, że leczyć się trzeba dla siebie samego? Czy to nie ty sam, wygrana walka z twoimi słabościami, z trudnym dzieciństwem, ze wszystkimi lękami, które sprawiły, że stałeś się kimś, kim nie chciałbyś być, powinny być twoją motywacją? Masz dzieci, czy nie warto im pokazać, jak wspaniałym ojcem możesz jeszcze być? Mówisz, że się poddasz, jeśli nie dam ci szansy, że wszystko zależy ode mnie, twój los również. Naprawdę uważasz, że masz do tego prawo?
„Daj mi szansę, a jeśli się nie uda, będziesz wolna. Dam ci wszystko, czego przedtem nie miałaś, oddam z nawiązką to, co ci odebrałem”. Kto uwierzy w obietnicę bez pokrycia, gdy stawką jest dobre, a na pewno lepsze życie, niż to, którym się żyło przez ostanie kilka lat? Kiedy się uciekło od czegoś, co dusiło, co zabierało oddech, pewność siebie, własną wartość, wiarę, że jest się kimś ważnym, mądrym? Ty prosisz mnie o jeszcze jeden rok z tego mojego życia. A ja nie mam siły, by ci go dać. Nie mam siły „spróbować”. Mówisz, że błagasz mnie o swoje życie, a co z moim?
Powtarzasz i powtarzasz. „Powinnaś myśleć o rodzinie. Nie bądź egoistką. To nieodpowiedzialne, to okrutne odchodzić. Niszczysz rodzinę, tak się nie robi, tak nie wolno”. Czy myślałeś o tym, że jesteś okrutny krzywdząc nasze dzieci i mnie? Czy analizowałeś tak swoje zachowanie, kiedy zawodziłeś kolejny raz, zostawiając mnie samą z dziećmi w sytuacjach „bez wyjścia”? Albo swoją agresję – potrafisz ją tak potępić jak moją decyzję o odejściu? Czy twój egoizm był bardziej zasadny od egoizmu kogoś, kto chce dla siebie spokoju, lepszego życia i może jeszcze kiedyś, szansy na dobrą miłość?
Straszysz mnie i straszysz. „Trauma rozwodu sprawi, że nasze dzieci będą musiały korzystać z pomocy psychiatry”. One już z niej korzystają, wiesz? Przez to wszystko, co przeszły w naszym wspólnym domu, gdy byliśmy razem. Przez to co usłyszały i zobaczyły w naszym małżeństwie.
Przypominasz. „Przysięgałaś mi na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie”. Jesteś pewien, że nie złamałeś obietnic jako pierwszy? Tak łatwo manipulujesz słowami, które zdają się dotyczyć ciebie w jakiś inny sposób, na innych zasadach. Od ciebie się nie odchodzi, to ty możesz kogoś zostawić, prawda?