Zawsze, gdy słyszę w radiu nieśmiertelną piosenkę „Last Christmas” myślę, że oto zaczyna się czas, gdy będę miała przej**ane.
To kolejny rok, gdy jestem sama, znów nie przedstawię rodzinie nowego chłopaka, narzeczonego. Nie pojawię się u ciotki, siostry z przystojniakiem u boku, dowodem na to, że jeszcze jestem kobietą, że istnieje w moim życiu coś poza pracą.
Tata znów powie: „No to miłości ci w końcu życzę, kochanie”, mama da mu ukradkowego kuksańca, bo przecież wie, jak mnie to złości. A potem, po cichu, w kuchni powie siostrze, że bardzo się o mnie martwi, bo ja wciąż jestem sama. I czy siostra może wie co z tym Pawłem, z którym ostatnio, nawet miło, rozmawiałam przez telefon.
No cóż, mamusiu, my się tylko od czasu do czasu bzykamy. Nie kocham go, ale sama widzisz, czasem potrzebuję seksu. Jednak nie chcę tworzyć w swojej głowie iluzji, że kocham kogoś z kim tylko łączy mnie fizyczność. Może chciałabym inaczej, ale sama rozumiesz, serce mam puste. Nie rozumiesz?
Myślałam, że twoje serce jest puste od dawna.
Siostra też się pomartwi, w końcu wszystko lepsze od przyglądania się temu, że jej małżeństwo już dawno jest trupem. W końcu to zawsze małżeństwo, prawda? Kilka dni przed świętami wypoleruje je, wyczyści, wypcha jakąś treścią. W Wigilie będzie wyglądało nawet jak żywe. Pozwoli uspokoić ciotki, zatka je choć i tak wypowiedzą słowa, które wypowiadają zawsze: „Ależ ta Madzia szczęśliwa, i on taki przystojny, piękna para”.
Madzia co prawda wyje mi w słuchawkę co weekend, co jego podróż służbowa, co nieudany seks, co (nie)pomoc przy dziecku. Ale nie ma się co martwić, od czego są doraźne pastylki na spokój. Dzięki nim chociaż Madzia zachowa twarz, ona jest taka miła i spokojna, nie to co ja, ta gniewna karierowiczka. Nic dziwnego, że nikomu się nie podobam.
Ale to nie jest tak, kochani. Podobam się żonatemu M. Jest nawet fajny, ale znam tę żonę, ona myśli, że są dobrym małżeństwem. Ale pewnie są, prawda? No i jeszcze jest Paweł. Ale o tym pisałam już wyżej. Nawet jeśli myślę, że jednak spróbuję go pokochać, nawet gdy zaciskam oczy i powtarzam sobie jak mantrę, że to moja ostatnia szansa – to nic, nie działa. Nie umiem tak pięknie czarować jak wy.
Usiądziemy i będziemy się do ciebie wszyscy uśmiechać przesadnie. Ciotka jeden wypije duszkiem wino, żeby nie zrobić afery babci, która nie zapisała jej domu, ale za to zapisała połowę wujkowi i innym wnukom. Ciotka nie rozumie, bo to bardzo dziwne, przecież ona babcią opiekuje się najbardziej. Ciotka dwa nie przestanie opowiadać o sobie, o tym jak jej dzieci są genialne, te języki, to wykształcenie, ta praca w najbardziej światowych korporacjach, ten sukces wpisany w drogę życia i licho wie co jeszcze. Ciotkę trzy ledwo zniesiemy wszyscy, bo przecież wie najlepiej jak robić rybę po grecku, karpia, uszka, i cholera, nie ma rzeczy na której ktoś może znać się bardziej, więc pomilczmy lepiej, bo po co strzępić sobie język. Mi tam, na przykład, szkoda energii.
Potem i tak pewnie ktoś się z kimś pokłóci, bo jednak tego wina za dużo. No cóż, polskie święta, nie może być bez emocji.
Zniosę to wszystko, bo jestem naprawdę grzeczną dziewczynką. Mam ładnie zasznurowane usta, zasznurowane ciało, pragnienia też mam zasznurowane wyku**iście pięknie. Świetnie udaję, że jestem szczęśliwa, że nic mi nie przeszkadza, że wszystkich i wszystko rozumiem.
Obiecuję, nie powiem więc, że:
– wolałabym, żebyście przestali być dla siebie sztucznie mili, żebyśmy rozmawiali na proste wyrazy, żebyście nawet klęli, ale byli prawdziwi.
– moja samotność czasem przeszkadza mi mniej, czasem bardziej. Ale nie jestem nieszczęśliwa, przepraszam. Nie pożeram wieczorem paczki wafelków i pudła lodów, nie słucham smutnych kawałków, moje ciało nie jest głodne seksu i bliskości. Biorę co mi życie daje i nie oszukuję, że jest inaczej.
– wolałabym, żebyście nie patrzyli na mnie ze współczuciem czy znajdowali czasu dla mnie tylko w święta. Żebyście przestali wciskać mi frazesy, że mogę na was liczyć tylko, żebyście kiedyś pomogli mi wnieść tę kanapę czy naprawić kran.
– wolałabym, żebyście byli wolni od tych wszystkich „musisz”, „powinnaś”, bo jedyne co ja muszę to być szczęśliwa i w miarę dobra dla siebie i innych.
– powinniście przestać wkładać świat do tych szufladek. „gruba”, „chuda”, „właściwe”, „piękne”, „brzydkie”, „beznadziejni” , bo ciężko się tego słucha i to bardzo męczące.
Kochani, ja wciąż mam szansę na miłość, na dom prawdziwy, bez frazesów, głodnych kawałków, mam szansę na ciepło, wsparcie i bliskość. Wciąż mogę żyć jak chcę, mam czas. Wciąż jestem prawie czystą kartą i nie godzę się na półśrodki, bo wiem jak półśrodki wyglądają i dopóki mogę marzyć– to będę.
A wy gdzie jesteście? W jakim punkcie swojego życia? Zamiast się mnie pytać co będę robić na Sylwestra i z kim, spytacie sami siebie czy we będziecie robić w tego Sylwestra to czego naprawdę pragniecie. Bo to chyba jest dużo ważniejsze pytanie. Uwierzcie, wiem gdzie jestem. A wy to wiecie?
Wasza singielka, wasza czarna owca, wasz powód do rozmów.
Wasza ucieczka przed sobą:)
P.S Tekst powstał na podstawie wczorajszej rozmowy z pewną trzydziestolatką, która napisała do mnie, że nienawidzi świąt. I żebym wytłumaczyła ludziom, że warto się w święta i Sylwestra odczepić od singielek i przestać je zadręczać głupimi pytaniami.