Pamiętasz, jak na początku naszego RAZEM – wtedy, kiedy lubiłeś tanie piwo, a ja kochałam nosić twoją wytartą bluzę – kładliśmy się spać? Obudziłam się dzisiaj w nocy i właśnie o tym pomyślałam. Patrzyłam na ciebie, tego bardziej dorosłego, z lekko siwiejącą brodą, i smutno się uśmiechnęłam. Przyzwyczaiłam się do twoich rozrzuconych skarpetek i do tego, że nie lubisz spać z poduszką, zawsze przez sen zrzucasz mi ją na głowę (jak ja tego nadal nie lubię), ale jest jedna rzecz, do której przyzwyczaić się nie umiem, a może nie chcę?
Ja również jestem inna, w wyciągniętej piżamie i z szlafrokiem odłożonym obok łóżka. Z budzikiem, na którego dźwięk wstaje, by zdążyć odwieźć dzieci do szkoły. Mam już swoje pierwsze zmarszczki. Ale to nieważne. Moja uda, twój większy niż kiedyś brzuch, złość, bo szef idiota zepsuł nam urlop… Nie tęsknie w naszym małżeństwie za beztroską, ani za wieczorami, gdzie największym zmartwieniem był wybór pizzy do filmu (i filmu). Ani za seksem, młodym, poszukującym, odkrywającym nas dopiero. Lubię nas, nowych – starszych, umiejących żyć już inaczej. Ale tęsknie za tym, że gdy już po całym dniu spotykaliśmy się w domu, gdy kładliśmy się do łóżka, byliśmy cali dla siebie.
Od stóp do głów. O 20-tej i o 1-wszej w nocy. RAZEM. Naprawdę.
Nie chcę, żebyś rzucał dla mnie swojego świata i szukał domku w Bieszczadach, o którym kiedyś marzyłam. Nie chcę, żebyś zabierał mnie do Grecji na wakacje, ani do Tajlandii. Albo zmieniał coś, co nauczyłam się akceptować…
Dzisiaj, uświadomiłam sobie, że chcę cię w tym liście o coś poprosić.
Proszę cię, żebyś już zawsze…
… kiedy kładziesz się ze mną w łóżku, odkładał telefon,
Wyłączał jego dzwonek. Nie odpisywał na maile. Nie grał w „diamenciki” (wiem, że teraz się zaśmiejesz). Nie chcę znaczyć dla ciebie mniej, niż twój wall na Facebooku. Czasem nie chcę po prostu widzieć przez zamknięte już oczy światła. Jestem zazdrosna o twój telefon. O to, że zabiera mi twoje ramię, do którego kiedyś zawsze mogłam się przytulić przed zaśnięciem. To najbardziej parszywa kochanka.
… nie był już w pracy,
Tak bardzo nie lubię tego, że nawet w łóżku sprawdzasz maile. Że, jeśli już coś opowiadasz, to prawie zawsze dotyczy tylko twojej pracy. Nie musimy zawsze rozmawiać. Po prostu bądź blisko. Pamiętasz, jak przez pierwsze wspólne lata słuchaliśmy na zaśnięcie audiobooków? I co dzień droczyliśmy się o to, kto zasnął pierwszy, a kto przez niego będzie słuchał znowu tego samego? Dzieci były wtedy bardzo małe. Pamiętam, jak kiedyś słuchaliśmy pierwszych rozdziałów chyba z siedem razy. Albo gdy zaciął się nam odtwarzać, gdy Mateusz się urodził, ale byliśmy tak zmęczeni, że przez parę dobrych nocy nie zauważyliśmy, że w kółko leci to samo… Pamiętasz?
Śmialiśmy się z tego. A przecież to był tak mały drobiazg. Wiesz, brakuje mi tego śmiechu. I przepychanek o kołdrę.
… znów kładł się ze mną,
Nie uciekał szybko, by zasnąć i nie musieć rozmawiać, godzić się, sprzeczać, zmywać… – wiele tego urosło przez te wszystkie lata. I żebyś nie siedział co dzień sam do upadłego przed telewizorem. Czy możesz znów ze mną kłaść się spać?
Wiem, że masz ochotę się zrelaksować – ja też, czy chcesz jeszcze odpoczywać ze mną, wspólnie? Mamy tylko te wieczory. Nie lubię, gdy nie dbasz ani o nie, ani o siebie. Gdy przychodzisz do łóżka dopiero wtedy, gdy sam ze zmęczenia zaśniesz na kanapie. Czasem myślę, że uciekasz ode mnie. A potem od rana spinamy się na każdym kroku. Ty zbyt niewyspany, ja wkurzona, że znów nie chcesz wstać…
Czy potrafisz jeszcze znaleźć miejsce dla siebie, w naszej bliskości? Czy jeszcze jej potrzebujesz?
Przyznaję, że dawno temu postanowiłam czasem ukarać cię swoją obojętnością, dziś wiem, że nie było warto, udawać, że to już nie jest ważne.
… podarował mi skrawek bezpieczeństwa,
Taki azyl za progiem sypialni. Żebym wiedziała znowu, że cokolwiek by się dziś i jutro nie zdarzyło, wieczorem położysz się obok mnie. Że choćbyśmy nie wiem jak się wkurzali, wieczorem sobie wybaczymy. Tak jak kiedyś to sobie obiecaliśmy – że nigdy nie pójdziemy pokłóceni spać. Pamiętasz, jak było nam dobrze, dopóki trzymaliśmy się z całych sił tej zasady? Była w niej magia. Nasza polisa, by nigdy w złości nie zagalopować się za daleko. Dziś przekroczyliśmy oboje już wiele granic. Zbyt często niepotrzebnie.
… od czasu do czasu ze mną porozmawiał,
O czymkolwiek. Nie omawiał plan następnego dnia i listy rachunków do opłacenia. Robimy to ciągle, w kuchni, w przedpokoju, jadąc na zakupy i mijając się w przedpokoju. Pogadaj ze mną o meczu, o kolorze mojej piżamie, o wspomnieniach. O tym, że dzieciaki zrobiły coś śmiesznego, że wkurza cię matka, że widziałeś dziś najbrzydszego psa świata i że zjadłbyś makrelę… O tym, co we mnie lubisz. Poudawaj, jak kiedyś, tego faceta z szóstego piętra, który się zawsze nas zaczepia.
… kładł się ze mną, nie z największym wrogiem,
Spróbujmy raz jeszcze nauczyć się kłócić, jak dwoje kochających się ludzi. Niech to będzie nasze miejsce rozejmu i czas, w którym potrafimy wyłączyć wszystko to, co złe, co nas oddala. Wszystko po to,by następnego dnia znów umieć ze sobą rozmawiać… i żyć.
… pamiętał o bliskości,
… żebyśmy każdego wieczoru mieli swoją wieczną młodość. Tę młodość w starej bluzie, z tanim piwem, w wynajmowanym mieszkaniu z jedną szafą. Naszą młodość w miłości. Cierpliwą, czułą, do bólu zwykłą. Taką, której nie zepsuje ani czas, ani kredyt. Bądź znowu w łóżku tylko mój, nawet, gdy ja już śpię.
Kocham. Żona
PS: Ja też chcę ci to obiecać.