„Nie wiem, co się z nami dzieje” – mówi przyjaciółka… „Wracamy do punktu wyjścia” – tłumaczy, choć wydawało się, że kryzys już mają za sobą, że przecież teraz powinno być tylko lepiej. Dwójka dzieci kilkanaście lat związku. Jesteśmy dorośli, dojrzali, bardziej świadomi siebie – tak by się wydawało… No właśnie – wydawało.
Inna mówi: „Nie mam siły, już nie chcę walczyć, wiem, że nic się nie zmieni”. I co dalej? Trwać w związku bez oczekiwań, pogodzoną z tym, jak jest, bo tak łatwiej, mniej frustracji, nie chcesz więcej poza tym, co masz? Czy iść na rewolucję, znaleźć chęć do zmian?
Nie wiem, co się dzieje. Wiem, że kobiety walczą, że chcą, że pragną tej miłości tak bardzo, że są w stanie wiele dla niej zrobić. Tylko, gdzie w tym wszystkim panowie? Kryją się za wydłużającymi się godzinami swojej pracy, za służbowymi kolacjami, na które żon nie zabierają. W weekendy są zmęczeni, chcą świętego spokoju i seksu wieczorem, kiedy ona po dniu z dziećmi, godząc ich konflikty, próbując wyłuskać jak najwięcej wartościowego, bo wspólnego czasu, zwyczajnie pada na twarz. I nie ma siły się uśmiechnąć, zasypia. I nie robi tego przeciwko niemu. Ale… on i tak odbiera brak zainteresowania jego osobą, jako policzek w jego ego. Bo jak to? On zarabia, on, on, on… no właśnie… On jest głową rodziny, mówi, gdy brakuje mu argumentów.
I oczywiście, że słyszymy, że my kobiety czekamy na księcia z bajki, że mamy wygórowane wymagania. Jak często słyszałyście: „No nie wiedziałaś, że taki jestem?”. Jakby to było podstawowe i jedyne słuszne usprawiedliwienie – taki jestem, widziały gały co brały, a teraz się dziwisz, że ci kwiatów raz w miesiącu nie przynosi… Głupia ty babo, na co liczyłaś?
A my nie oczekujemy aż tak dużo. Naprawdę. Chciałybyśmy tylko:
– żebyście nas szanowali
Tak, wiem, zawsze mówicie, że szanujcie. Ale czy na pewno? Nie słyszycie swojego lekceważącego tonu, kiedy próbujemy wam powiedzieć o czymś dla nas ważnym? Nie powtarzacie: „O co ci znowu chodzi” z pogardą, że my same nie wiemy, co nam jest. Ten brak szacunku wynosicie często z waszych domów, gdzie kobiety miało się za te do gotowania i prania. Nie, wy nigdy nie chcielibyście być jak wasi ojcowie, ale czy tacy się nie stajecie? Czy przyglądacie się sobie, czy słyszycie ton, którym z nami rozmawiacie, zwłaszcza podczas kłótni?
– żebyście słuchali
Tego, co do was mówimy, naprawdę słuchali. Kiedy jesteśmy zmęczone, to nie znaczy, że i tak mamy ochotę z wami posiedzieć i porozmawiać – bo nie mamy siły, naprawdę. Kiedy jesteśmy smutne, naprawdę jesteśmy, wtedy potrzebujemy choćby gestu, że jesteście obok, że wspieracie, a nie zmiany tematu albo minimalizowania naszych problemów, jakby tylko wasze były ważne i poważne. Kiedy mówimy: nie mam ochoty, to jej po prostu nie mamy, nie musicie szukać drugiego dna, oburzać się, obrażać. Bo nie chcemy iść z wami do kina, na kolację, którą wspaniałomyślnie proponujecie. Pomyślcie, jak wiele rzeczy robimy dla was i z wami, ale ile wy z nami?
– żebyście o nas też dbali
W najdrobniejszych gestach. Żebyśmy czuły się kochane i bezpieczne przy was. My nie mówimy o tych kwiatach, SMS-ach, rocznicach po to, by wam zatruć życie. Nam naprawdę na tym zależy. Na jednym: „Kocham cię, dobrego dnia”, na kwiatach w wazonie, które jasne – możemy sobie same kupić, ale dlaczego od czasu do czasu nie możemy ich dostać od was? To tak dużo? Tak bardzo was przerasta pokazanie, że kochacie, że jesteśmy dla was ważne?
– żebyście nas doceniali
Chcecie się przeglądać się w naszych oczach, chcecie, żebyśmy was podziwiały, żebyśmy były z was dumne. A co my możemy zobaczyć w waszych oczach? Tylko wasze ego, które potrzebuje dowartościowania? Jak często mówicie nam, że doceniacie to, co robimy, a co zdaje się być codzienną normą? Obiad, pranie, czyste mieszkanie, dzieci nakarmione, odebrane, lekcje sprawdzone. My w pracy jesteśmy najczęściej doceniane, ale na co dzień, kiedy grzęźniemy w kieracie, nie zastanawiamy się nad tym, kto i ile od nas dostaje i kto to docenia. Działamy, ale jesteśmy ludźmi, też potrzebujemy zachwytu w waszych oczach nie tylko, gdy ubierzemy się w seksowną bieliznę, ale też wtedy, gdy stoimy w kuchni, gdy tulimy nasze dzieci, gdy z ciężką głową opadamy w fotelu po ciężkim dniu.
– żebyście nas rozśmieszali
Kto potrafi to lepiej od was? Ten śmiech, który rozładuje napięcie całego dnia, który pomoże nabrać dystansu do rozkrzyczanych dzieci, do szefa, który zatruwa nam życie, ale też do siebie nawzajem. Cenimy was za poczucie humoru, za to, że często potraficie śmiać się z samych siebie, że macie nierzadko więcej luzu do życia niż my. Nie musimy być poważni, bo dorośli. Śmiejcie się razem z nami, bawcie się z nami, skaczcie po kałużach, tańczcie, śpiewajcie – cokolwiek wam przyjdzie do głowy. Pomóżcie nam cieszyć się sobą nawzajem, czerpać z tego radość, a nie tylko nudne obowiązki.
Ale póki co nie fundujmy sobie setki śmiertelnie poważnych, a z czasem nudnych dni, które nic do naszego wzajemnego życia już nie wnoszą. Nie bądźmy obok siebie, bądźmy dla dla siebie. Może warto usiąść naprzeciwko siebie, popatrzeć sobie od bardzo długiego czasu po raz pierwszy w oczy – z całą miłością, którą dla siebie mamy. Powiedzieć: „kocham cię i chciałabym…”. Bez kłótni, bez rwania włosów z głowy i wzajemnych pretensji. A gdy okaże się, że nie kocham…wspólnie postanowić, co dalej, z szacunkiem, uważnością i pamięcią o tym, jak dla siebie byliście ważni.