Go to content

A wy, wszystkie dupki świata, uważajcie, co mówicie kobietom na odchodne. One to pamiętają, nawet po 20 latach

Fot. iStock / Dzhulbee

A wiesz, co? Mógłbyś mnie jednak przeprosić. Zadzwoniłeś do mnie po dwudziestu latach od rozstania i zaprosiłeś na piwo. Wymyśliłeś pretekst, a ja przyszłam jak mucha do lepu. W sumie tak między nami zawsze było. Tym razem przyszłam z ciekawości, przyznam się. Byłam ciekawa, jak potoczyło się twoje życie, bo słyszałam od znajomych, że się rozwiodłeś. Byłam też ciekawa twojej motywacji do tego spotkania. Ale nie spytałam. Wiem, dlaczego tego nie zrobiłam. Nie pozwoliła mi na to duma. Bałam się, że zaprosiłeś mnie na to piwo, by się przekonać, czy możesz coś jeszcze do mnie czuć.

Mam też inną koncepcję, że zrobiłeś to z nudów. Choć, gdy opowiadałam o tym mojemu przyjacielowi, powiedział, że jesteś w kryzysie i robisz pewnie jakiś rodzaj remanentu w swoim życiu. Powiedział mi, że faceci żałują tego, co kiedyś powiedzieli swoim kobietom. Podobno żałują tego, jak się z nimi rozstawali i to brzemię ciąży im nawet przez dekady. Czy to możliwe, że ty też żałujesz, że byłeś kiedyś wobec mnie tak okrutny?

A więc spotkaliśmy się na tym piwnie…

Byłeś nawet szarmancki, bo przyniosłeś mi koc, gdy zrobiło się chłodno i nie pozwoliłeś zapłacić połowy rachunku. Ale nie powiedziałeś „przepraszam”.

Śmialiśmy się, żartowaliśmy, było fajnie, momentami smutno, a czasem nostalgicznie. Opowiadaliśmy sobie swoje życia. Nie do końca udane. Ale żadne z nas nie było do końca szczere. Mówiliśmy, że podczas tych dwudziestu lat: rodziły nam się dzieci, zmienialiśmy prace, żegnaliśmy umierających rodziców, rozwiedliśmy się. Ale to były tylko opowieści po wierzchu prawdziwe. Ja pilnowałam, żebyś nie pomyślał, że jestem totalną „luzerką”. Ty chwaliłeś się sukcesami w pracy. Tak naprawdę nie wiem, dlaczego miałoby w tych rozmowach być coś więcej. Przecież po czterdziestce wciągasz brzuch, pudrujesz twarz, robisz hipsterski przedziałek i udajesz, że jednak nie jest tak źle, jak źle jest.

Ale kiedy wróciłam do domu, wszystkie obrazy z przeszłości między nami stały się tak bardzo wyraźne. I zrozumiałam, że choć minęło dwadzieścia lat, ja nadal w sercu noszę tę młodą zranioną przez ciebie dziewczynę. Dziewczynę, którą zaprosiłeś na urodziny kumpla ze studiów, którą wsadziłeś do samochodu jakiejś laski, której nie znała i tak w trójkę pojechaliście na Mazury. Wróciła już sama.

To nie będzie opowieść o wielkiej katastrofie

To będzie historia, jakich miliony. I dlatego właśnie ją piszę. Bo myślę, że takich facetów, jak ty, są tabuny. Dwadzieścia lat temu podczas imprezy szukałam cię całą noc, a gdy znalazłam nad ranem i spojrzałam ci w oczy, już wiedziałam, że byłeś z nią.

Może dziś bym inaczej zareagowała, ale ja wtedy miałam 22 lata i byłam dokładnie w wieku mojej córki. Byłam dzieciakiem, który wierzył, że miłość to miłość. Białe to białe. Czarne to czarne. Zdrada mnie bolała do żywego. Spakowałam się i było mi wszystko jedno. Poszłam na piechotę do najbliższej wsi, by szukać jakiegokolwiek autobusu, który zabierze mnie nawet nie do domu. Chciałam być jak najdalej tego miejsca, gdzie ty i ona migdaliliście się pod krzakiem bzu.

Byłam wtedy taką czystą duszą. Superwrażliwą dziewczyną. Zmiażdżyłeś mnie tym, co zrobiłeś na wiele miesięcy. Już nigdy nie potrafiłam oddać się w miłości w stu procentach. Już nigdy tak nikomu nie zaufałam. Położyłam się w domu do łóżka i w zasadzie stałam się jednym wielkim cierpieniem. Spakowałam wszystkie twoje rzeczy i zadzwoniłam, żebyś po nie przyjechał. Byłam samym bólem. A ty, gdy przyjechałeś, miałeś w sobie taką wyluzowaną atmosferę. Nie umiem tego nazwać, to była energia pod tytułem: nic się nie stało. Miałeś fajną fryzurę, nową modną kurtkę i pachniałeś jakimiś perfumami, których nie znałam.

Co wtedy robi naiwna 22 -latka?

Oczywiście, że pyta swojego pierwszego w życiu chłopka, dlaczego ją zostawił. Doskonale pamiętam twoją odpowiedź, która wryła mi się w czaszkę już na zawsze. Umrę, a nadal będę te słowa pamiętać. Powiedziałeś, że jestem silna, a ona jest delikatna i że ty potrzebujesz opiekować się kobietą, a ze mną to nie jest możliwe. Pomyślałam, sobie wtedy: „Pięć lat byliśmy razem. Człowieku, czy ty naprawę mnie nie znasz? Nie widzisz, jak cierpię i jak nagle się rozsypałam”. Ale ty snułeś dalej swoją chłopięcą opowieść.

No więc dziś zastanawiam się, czy po dwudziestu latach ciążą ci te słowa i twoja głupota. Czy zaprosiłeś mnie na piwo, by powiedzieć „przepraszam”, tylko nie starczyło ci odwagi? A może po prostu się nudzisz? Zadzwoniłeś, bo sprawdzasz, co słychać u twoich byłych kobiet. Może któraś z tobą pójdzie do łóżka? Może potraciłeś wraz z rozwodem część znajomych i teraz próbujesz odzyskać ludzi z przeszłości? Pewnie i to ci się niedługo znudzi.

Po co ja to wszystko piszę?

Mam jeden cel! Jeśli ten tekst czyta choć jeden facet, który kiedyś skrzywdził młodą dziewczynę, zdradzając ją lub robiąc jej inne świństwo, niech się teraz zastanowi, co jej powiedział na odchodne. Pewnie – jak twierdzi mój przyjaciel – powiedział jaką straszną głupotę, która w jego mniemaniu miała ją jak najmniej zranić. Ale… jeśli byłeś kiedyś dupkiem, powiedz jej „przepraszam”. Serio, zrób to. Nawet po 10, 20 latach. Bo może te słowa wryły się w jej czaszkę na wiele lat.

Powiem ci, że z tymi słowami: „jakaś zbyt silna dla facetów” długo nie mogłam się uporać. Zastanawiałam się, co robię nie tak. Może powinnam zgrywać mało zaradną księżniczkę? Może powinnam udawać, że czegoś nie wiem, jak wiem? Obudziłam się, dopiero kiedy kolejny facet powiedział mi dla odmiany, że woli silne kobiety i że ma dość moich humorów i wiecznych kłopotów. Ha, ha, ha! Nawet śmieję się dziś, kiedy to piszę. Mam też i dla siebie wnioski: warto być sobą. Dziś już to wiem, że nie ma czegoś takiego jak „kobieta, której pragną faceci”.  Dla jednego będziesz zbyt delikatna, dla drugiego z byt silna, a dla trzeciego… w sam raz. Wiem, że każdy chce odrobinę czegoś innego. I dobrze! Inaczej świat byłby niezmiernie nudny.

A wy wszystkie dupki świata, uważajcie, co mówicie kobietom na odchodne. One to pamiętają, nawet po dwudziestu latach od rozstania.