„No, stary teraz to już przepadłeś, będziesz mieć w domu zasłony i siedzieć pod pantoflem” – zazwyczaj tym hasłom towarzyszy nerwowy rechot pomieszany z wewnętrzną histerią. A przecież zbudowanie związku wcale nie powinno oznaczać końca życia.
Jak rozpoznać tzw. prawdziwą miłość? Och, bardzo prosto. Wystarczy odpowiedzieć sobie na jedno pytanie: Czy ten związek pozwala partnerom się rozwijać?
Banał? To spróbujcie go wcielić w życie.
Druga połówka, czuły kochanek i solidne ramię. Wszyscy podskórnie tego szukamy, nie zawsze z dobrym skutkiem. Dlaczego dla niektórych z nas stały związek oznacza metaforyczny „koniec”?
Na początku trudno jest odróżnić głębokie uczucie od tego powierzchownego, zresztą czy możemy w ogóle mówić o „głębi” na etapie, na którym partnerzy dopiero się poznają? Nie, jednak już na starcie w nową miłość można odczuwać lub nie, prawdziwą i szczerą empatię, współczucie, radość, zaufanie lub starać się o tych emocjach nie myśleć. Prawdziwa weryfikacja przyjdzie z czasem, bo głęboki związek nigdy nie jest balastem.
Kiedy zakochujemy się pierwszy raz, nie mamy żadnych narzędzi, żeby racjonalnie „ocenić” drugą osobę i łącząca nas relację. Z wiekiem nabywamy doświadczeń, zaczynamy dostrzegać więcej i więcej. Podobnie jest na początku każdej relacji, zazwyczaj uczucie napędzane jest pożądaniem, ale gdy wchodzimy w związek i zaczynamy powoli budować wspólną przyszłość, pole widzenia bardzo się zmienia.
„Prawdziwa miłość nie polega na zapatrzeniu w siebie, ale patrzeniu w tym samym kierunku”
Można być w sobie zakochanym bardzo długo, nawet całe życie, ale gdy płynie czas, zmienia się relacja, emocje i przede wszystkim my sami. Są pewne sygnały, które mogą już na początku zwiastować katastrofę. Bez względu na to, jak bardzo kochasz dziś, zatrzymaj się i bardzo realnie oceń, czy chcesz z tą osobą iść przez życie, czy jedynie pragniesz stworzyć związek, by zaspokoić swoje potrzeby.
Tak często pragnąc czyjegoś uczucia, nie potrafimy dostrzec dokąd zmierzamy.
5 przekonań, które wpędzają nas w nieudane związki
„Jest fajny/dobry/cudowny, wystarczy tylko zmienić kilka rzeczy”
Jeśli planujesz już na starcie zmienić to i owo w swoim partnerze, w odpowiednim czasie, lepiej zamiast inwestować w te relację idź na spacer. Nie można wychować sobie partnera i zupełnie nie o to chodzi w równoprawnej relacji. Jeśli „zmiany” dotyczą jego cech, pewnej tożsamości, a nie koloru koszuli, chyba jednak nie tędy droga. Zapytaj siebie, co zrobisz jeśli on nie zechce się zmieniać?
„Po ślubie (gdy urodzą się dzieci) będzie inaczej”
Po pierwsze brzmi jak najlepsza wymówka oparta na odraczaniu. To problem, ale przecież kiedyś zniknie… niekoniecznie. Jeśli masz wobec związku oczekiwania, nikt oprócz waszej dwójki na to nie wpłynie. Jedyną drogą do zmian jest szczerość i rozmowa, a potem trzeba już chwilkę poczekać.
„To nie jego wina/on tego nie chciał, tak wyszło”
Pierwszy krok do zostania bohaterem, który prędzej czy później zamienia się w ofiarę. Często w ofiarę własnych niewypowiedzianych oczekiwań, pragnień, marzeń. Tych, których nikt nie zamierzał spełniać, bo nie wiedział o ich istnieniu (lub zwyczajnie go nie obchodziły). Zanim znajdziesz wytłumaczenie na krzywdzące się zachowanie partnera pomyśl tylko o jednym: codziennie wokół nas dzieją się rzeczy, na które nie mamy żadnego wpływu, jedyne co od nas zależy to to, jak się w tej sytuacji zachowamy.
„Gdyby nie ja…”
To co? Jeśli uważasz, że to ty jesteś bohaterem związku, zastanów się nad dwiema sprawami:
- Jak długo dasz radę dźwigać to bohaterstwo z całym jego bagażem?
- Czy chcesz wchodzić w relację, w której jedna osoba, uważa się za lepszą od drugiej?
To doskonałe pytanie, które powinien sobie zadać każdy związkowy bohater i każdy „wiecznie ratowany”.
„Nie mogę bez niego żyć”
Słowa pułapki wpędzające nas w związki toksyczne i przemocowe. Trudno z takim argumentem dyskutować, trudno zobaczyć po takich słowach coś dobrego. „Nie mogę” znaczy nic więcej niż „nie mam wyjścia”. Niezbyt dobry pakiet na rozpoczęcie wspólnego życia, prawda?
Jeśli ciągle coś sobie tłumaczymy, usprawiedliwiamy – obojętnie, które z partnerów zostanie w tej relacji czarnym charakterem (a może oboje?), trudno o happy end. Bo prawdziwa miłość polega na trudnej sztuce szczerej potrzeby życzenia drugiemu człowiekowi i sobie tego, co najlepsze, wspierania w tym, czego on chce i o co walczy, bycia tu i teraz, a nie trwania obok.
Jeśli już na starcie kombinujemy, jak ominąć to, co niewygodne, lepiej zastanowić się nad naszą „miłością” – bo to od nas zależy, czy pozwolimy jej pofrunąć wyżej, czy zakujemy w złote kajdanki.