Tyle już ostatnio napisałyśmy o idealnych facetach, że nadszedł czas, żeby w końcu przestać im słodzić. Halooo – przecież wszystkie dobrze wiemy, że idealny książę na białym koniu jest niczym wygrana w totolotka. A ta trafia się naprawdę niezwykle rzadko, a jeśli już, to zazwyczaj nie nam.
Możesz chodzić, mówić, prosić, powtarzać, płakać, błagać i szantażować, ale efekt najczęściej zostaje ten sam. Nic w kwestii, która doprowadza cię do szału się nie zmienia. Dlaczego? Bo tak. Sorry, innej odpowiedzi mi brak. Niby męski mózg pozbawiony jest zawiłości, ale tej kwestii nigdy nie zrozumiem.
Co wkurza (chyba każdą) kobietę najbardziej u faceta?
Deska w toalecie
Klasyk. Wiem. Dlatego na trzech moich facetów w domu, trzech podnosi deskę, w toalecie, kiedy sika. Więc pomyślałam – punkt dla mnie. Tę bitwę na nerwy wygrałam. Ale cóż… do moich synów przychodzą koledzy i to coraz starsi, bo jednak rówieśnicy… Matki – błagam, uczcie swoich synów podnoszenia deski! Pewnie żadna z was nie chciałaby usiąść na osikanej. No chyba, że jesteście chwalebnym wyjątkiem i was to nie wkurza.
„Po co ci to?”
No po co, kolejne buty, bluzka, sukienka, spódnica. No po co się pyta, jak i tak nie zrozumie. Mógłby w ogóle nie pytać. Odpuścić sobie, bo to pytanie i tak w tej kwestii nic nie zmieni. A tylko tobie podnosi ciśnienie. Ale gdy ty pytasz, po co mu kolejny techniczny gadżet, którego nazwy nie jesteś w stanie nawet wymówić, to dowiesz się, że to jest dla wyższych celów, z potrzeby dnia codziennego, to nic, że później znajdujesz to coś zakopane gdzieś w głęboko w szafie i użyte tylko raz. No przecież po coś tam było potrzebne…
Wyjście z kolegami i wyłączony telefon
Przecież nam nie chodzi o kontrolę, o to, żeby się tłumaczył, gdzie jest i z kim, i co robi. Mamy to w nosie, zwłaszcza, jak możemy obejrzeć babski film, gdy go nie ma. Tu chodzi tylko o hasło: „Hej, jestem, wszystko ok, wrócę za pięć godzin”. Nic więcej, żebyśmy się nie martwiły i nie domniemywały, czy jak nie odbiera telefonu, jak nie wraca, to ktoś go nie pokopał leżącego w trawie. Tu brak mi patentu, nawet „Postaw się w mojej sytuacji” nie daje większych efektów. A przecież w domu trzymać na siłę nie mam zamiaru.
Pytanie: „Masz okres?”
Wrrr, nawet jak mam, i nawet jak nie mam, to tłumaczenie mojego wkurzonego nastroju okresem wkurza dokumentnie. Miewam wrażenie, że wszyscy faceci chcieliby nasz gorszy nastrój szybko i prosto wytłumaczyć: okres, ból głowy, telefon od matki. Proste, łatwe i wytłumaczalne. Na ból głowy tabletka, okres minie, a matka jaka jest, każdy widzi. I problem z głowy. Bo zapytać: „Chcesz pogadać?”, przytulić, powiedzieć: „Siadaj zrobię ci pyszną kawę” – to zdecydowanie za dużo dla męskiej empatii.
„Skończyło się”
Bo właśnie skończyło się mleko, i chleb też się skończył, i pasta do zębów, no patrz, także nie ma… Co za pech. Jest taki typ facetów, dla których coś się kończy i samo się uzupełni. „Samo” czytaj „kobieta”. Można stosować różne fortele, robić jemy to, co tobie z tym skończeniem się niemiłe, udawać, że czegoś nie ma, ale on i tak nie zrozumie aluzji. Przy najbliższej okazji, kiedy rano otworzysz lodówkę chcąc wyciągnąć mleko do kawy, usłyszysz „Skończyło się” i będziesz miała ochotę zabić go wzrokiem z tą jego kawą z mlekiem w ręce!
„Na ciebie zawsze trzeba czekać”
Aaaa trzymajcie mnie te, które to znają. To nic, że dzieci ogarnęłaś, ubrałaś, wyszorowałaś, że zwierzaki przed wyjściem nakarmiłaś i jemu koszulę, koszulkę, czy tam spodnie wyprasowałaś, bo się zdecydować nie mógł, co ubrać. Że jeszcze obiad szybki co prawda zrobiłaś, żeby nie umrzeć z głody podczas imprezy, czy wyjścia waszego wspólnego. Ale to TY zawsze jesteś ostatnia. I nie ma innej opcji, żeby było inaczej. I nawet, gdy tobie to nie przeszkadza, to komentarz, kiedy wychodzisz z łazienki: „No wreszcie” sprawia, że w nosie masz wyrok, który by zapadł w sprawie za pobicie męża.
Katar chorobą śmiertelną
Nie uważacie, że to fenomen? Ten katar i gorączką 37,2? Ktoś powie: „eee tam stereotyp”, czy aby na pewno? Ile z was ma w domu faceta, którego dosłownie katar zabija. Katar to największe zło na świecie. I ok, rozumiem, że głowa może boleć, że uczucie mało komfortowe i że spać czasami ciężko, jak się ten nos przytknie. Ale zauważcie, że ci chorujący często w swoje chorobie lubią pocierpieć, oni nie przyjmą twoich rozwiązań pod tytułem: „Jak szybko i skutecznie pozbyć się kataru”. Oni pocierpią, żeby po trzech najdłuższych dniach w twoim życiu udać się do lekarza i usłyszeć: „Nic panu nie jest, to zwykły katar”. To daje im uzdrowienie.
Brak słów
I to dosłowny. Ty popołudniu jak już spotykacie się w domu opowiadasz, co tam w pracy, która koleżanka kupiła sobie nowy buty, jak idzie praca nad nowym projektem, czym szef dzisiaj wszystkich rozwalił i jakąś gafę popełniła jego asystentka. I kiedy pytasz: „No, a jak tobie minął dzień”, słyszysz: „W porządku”. W porządku?!? Ale jak to W PORZĄDKU? „No dobrze, wszystko ok”. I na nic tyrada, że powinniście rozmawiać, że ciebie interesuje, co on robi, że chce trochę żyć tym, co się u ciebie dzieje. Brak słów… i to z każdej ze stron.
„Za chwilę”
Czy to magiczne słowo w twoim związku, rozwiązujące wszelkie męskie problemy? „Za chwilę” słyszysz, kiedy prosisz, by poszedł powiedzieć dzieciom, że czas najwyższy do łóżek. „Za chwilę”, gdy prosisz, żeby ogarnął kuchnię po obiedzie. „Za chwilę”, gdy mówisz, że coś się dzieje z włącznikiem i żeby zajrzał. Wszystko jest za chwilę, której nikt nie widział, nikt nie zmierzył i nikt nie poznał. To jakaś magiczna przypadłość TA chwila. Chwila, w której ty rwiesz włosy z głowy, walczysz sama z sobą powtarzając w myślach: „nie wstanę, nie pójdę, choćby myszy miały się zalęgnąć w kuchni, a dzieci roznieść mieszkanie, będę tu siedzieć i czekać na TĘ chwilę”. I koniec kropka.
Przecież nic się nie stało
Oj tam, że włożył do prania czerwoną koszulkę, która zafarbowała twoją ukochaną bluzkę, choć powtarzałaś i prosiłaś? No przecież nic się nie stało, kupisz sobie nową. Że podłoga się klei, bo dzieciaki rozlały sok, jak ciebie nie było w domu. No przecież, daj spokój, nic się nie stało. Że ulubiony twój but się rozwalił, to nic wielkiego. Że dzieci się spóźnią do szkoły, bo jemu się wstać nie chciało – każdy się kiedyś musi spóźnić, nic się nie dzieje… Tylko dlaczego na twoje: „Oj tam, daj spokój, to tylko małe wgniecenie, odstawisz auto do warsztatu, wyklepią, polakierują i śladu nie będzie” w jego oczach pojawi się mordercze spojrzenie, a „nic się nie stało” jakoś kompletnie przestaje mieć rację bytu?
Ach mogłabym tak jeszcze powymieniać, bo przecież skarpetki, bo jedzenie przed telewizorem, bo miły wspólny wieczór, to film z jakimiś strzelankami, a wyjście do kina, to jego wiszenie na telefonie, bo coś w firmie się stało. Ale boję się, że tekst nie miałby końca. 😉
Ciekawa jestem, co wy byście dodały do tej listy?