Już za trzy lata na rynek trafić ma pierwszy uniwersalny test z krwi wykrywający nowotwory. Jeśli dotychczasowe prace przyniosą oczekiwane rezultaty, będzie to prawdziwy kamień milowy we współczesnej medycynie.
Projekt prowadzi Illumina zajmująca się sekwencjonowaniem DNA. Pierwsza wersja testu jest już gotowa – teraz rozpoczną się prace nad jej doskonaleniem i sprawdzaniem.
Zdaniem twórców wraz z rozwijającym się nowotworem w krwiobiegu zaczynają pojawiać się fragmenty zmutowanego DNA, korzystając z odpowiednich metod można wykryć ich obecność w bardzo wczesnej fazie. Na takim mechanizmie ma opierać się działanie testu.
To co jest nadzieją – może być i przekleństwem, przestrzegają sceptycy. Niektórzy eksperci twierdzą, że na tak wczesnym etapie rozwoju nowotworu, może on zostać pokonany przez układ odpornościowy, więc diagnoza byłaby przedwczesna, a samo wykrycie DNA i RNA w krwiobiegu nie musi oznaczać rozwoju choroby. Illumina przekonuje jednak, żeby wykorzystać metodę mądrze i z największym pożytkiem – na początku test byłby traktowany jedynie jako uzupełnienie dostępnych już metod w diagnostyce chorób nowotworowych.
Jako przykład wykorzystania testu, pada odwołanie do diagnostyki raka piersi, gdzie test byłby doskonałym uzupełnieniem badania mammograficznego – a jego wykonanie pozwoliłoby na zredukowanie liczby niepotrzebnych biopsji czy rozstrzygnęłoby w przypadku wyników na granicy wątpliwości.
Metoda zyskała już obiegową nazwę „płynnej biopsji” i w początkowej fazie rozwoju będzie służyła również w celu monitorowania przebiegu wykrytej już choroby.
Twórcy testu liczą na akceptację swojego wynalazku przez Amerykańską Agencję Żywności i Leków (FDA) w 2019 r. Koszt jednego badania w ich planach nie powinien przekraczać 500 dolarów.
Źródło: Forbes