Pracuję w domu. Czasem w ciągu dnia wychodzę do osiedlowego sklepu. A tam zawsze witała mnie bardzo miła pani. Taka wiecie – serio pracownik na medal. Uśmiechnięta i serdecznie doradzająca, na co dziś są promocje i co warto kupić taniej. Jednak pewnego dnia zobaczyłam za kasą smutną, przygnębioną kobietę, która machinalnie przesuwała moje zakupy i w końcu spytała z nieobecnym wzrokiem, czy płacę kartą. Tak, spytała mnie wzrokiem, jakby nie miała siły na słowa. A ja wtedy starłam się przypomnieć sobie, czy to oby na pewno jest ta sama osoba, która jeszcze miesiąc temu tryskała energią. Tamta była po prostu gejzerem serdeczności. A ta…
Wracając z siatką zakupów do domu, doszłam do wniosku, że jednak to ta sama kobieta. Po prostu nie poznałam jej, tak bardzo zmieniła się w ciągu kilku tygodni. Wyglądała jak dwie kompletnie różne osoby. Następnego dnia podczas zakupów powiedziałam jej, że wygląda na bardzo zmęczoną. Chciałam ją jakoś wesprzeć dobrym słowem. Wtedy ona mi powiedziała: ”Wie pani, ja pracuję już trzeci tydzień bez jednego dnia wolnego”. Zamurowało mnie. Nie wiedziałam, co mogę jej powiedzieć. „Przykro mi, bardzo pani współczuję”, próbowałam posłać jej serdeczny uśmiech. Wtedy ona powiedziała :”Wie pani, inflacja”. Nie umiałam już wydusić z siebie słowa. Na co jej moje porady typu: „Musi pani o siebie zadbać”, albo „Ale tak nie można, straci pani zdrowie”. Czułam, że to nie ma sensu. Tylko się uśmiechnęłam.
Nie wiem, czy to legalne – pracować tak ciężko, bez wolnego dnia od trzech tygodni. Pewnie nie. Ale czuję, że ta kobieta nie ma wyjścia. Coraz więcej moich koleżanek pracuje dzielnie ponad siły. Jedna jest nauczycielką i właśnie przyjęła pracę na drugi etat w sąsiedniej szkole. Druga, choć ma studia wyższe i pracuje w dziekanacie jako urzędniczka na wyższej uczelni, to w weekendy dorabia sobie myciem okien u sąsiadów. Trzecia to lekarka, która po 24 godzinnym dyżurze w szpitalu, biegnie jeszcze przyjmować pacjentów w przychodni. Kobiety są dzielne, próbują łatać coraz bardziej dziurawe domowe budżety. Nie skarżą się, nie płaczą. Walczą dla swoich rodzin jak potrafią.
Ale my przecież jakoś wypoczywać musimy. Tylko jak, kiedy pracujemy od rana do nocy na etatach w pracy i w domu. Coraz częściej pracujemy też w weekendy. Czy są zatem jakieś sposoby, by regenerować się w tych coraz trudniejszych czasach.
Teoria odpoczynku doskonałego
Przed laty robiłam wywiad z Wojciechem Eichelbergerem, który powiedziałam mi o wariancie optymalnym: człowiek, by być zdrowym potrzebuje 8 godzin na sen, 8 na pracę, 8 na odpoczynek. Ale kogo dziś na taki luksus stać? Na pewno nie kobiety! Wojciech Eichelberger powiedział mi wtedy też, że na prawdziwy i głęboki odpoczynek mamy szanse dopiero wtedy, kiedy odpoczywamy więcej niż dwa tygodnie. To mógłby być prawdziwy restart. Ale ręka w górę, komu pracodawca jest w stanie dzisiaj zafundować trzy tygodnie wolnego ciurkiem?! Serio – wśród moich znajomych nie ma nikogo takiego, kto mógłby pozwolić sobie na prawdziwy reset.
Dowiedziałam się też podczas tego wywiadu, że każdy z nas ma własną „baterię życiową”. Jeśli jej regularnie nie doładowujemy relaksem, spokojem, odpoczynkiem, przyjemnościami, to nasze zasoby życiowych sił sukcesywnie maleją. Tych baterii niestety nie naładujesz, oglądając wieczorem Netflixa. Nie naładujesz ich, robiąc sobie dzień wolny od wszystkich zajętości raz na dwa tygodnie. Ani biorąc długą kąpiel wieczorem. Mimo takich działań twój deficyt będzie się stale pogłębiał. Naładuje go dopiero porządny urlop, podczas którego nie będziesz sprawdzała maili i SMS-ów z pracy. Ale, jak już ustaliliśmy, niewielu sobie może na to pozwolić.
- Zobacz: Mam dość, podpieram się nosem, nie mogę na nikogo liczyć. Sprawdź, bo może to syndrom Atlasa?
Przecież my musimy jakoś wypoczywać!
Jak zatem to robić?
- Rozpieszczaj się w każdej możliwej sekundzie. Minuta na spacerze z psem, kilka głębokich oddechów rano zanim rzucisz się w wir codziennych obowiązków. Dziś musimy łapać ze świadomością dla siebie każdą możliwą minisekundę. Tak, to nie doładuje nam: „baterii życiowej”, o której pisałam wyżej. Ale może pozwoli przetrwać.
- W teflonie włączajmy sobie „tryb skupienia”. Niech nie przeszkadzają ci znajomi na Messengerze i WhatsAppie. Niech nie zawracają ci głowy aplikacje i powiadomienia. Nich komórka przestanie brzęczeć co kilka minut. W przeciwnym razie zwariujesz. Dziś żyjemy w ogromnym chaosie informacyjnym, ścigają nas reklamy, pliki cookies. Trzeba nad tym jakoś zapanować.
- Najlepiej odpoczniesz, robiąc dokładnie to, czego nie robisz w pracy. Już tłumaczę! W badaniu przeprowadzonym pięć lat temu przez Uniwersytet w San Francisco Kevin J. Eschleman i jego koledzy odkryli, że ludzie wykonujący mniej kreatywną pracę ( kasjerzy, ochroniarze i technicy) czerpali korzyści z kreatywnych działań w weekendy. Natomiast pracownicy na stanowiskach kreatywnych (projektanci, pisarze i architekci) byli bardziej odświeżeni fizycznym działaniem na świeżym powietrzu.
- Pamiętaj, że najlepiej koi nas natura. Wszyscy nadal jesteśmy zwierzętami, które tylko przystosowały się do życia w betonowych miastach. Przystawaliśmy się, ale tak naprawdę nam to nie służy. Nasze oczy potrzebują widzieć zielone drzewa. Nasza płuca potrzebuję świeżego powietrza. A skóra wiatru…
- Jeśli całe dnie spędzasz przy komputerze, najskuteczniej odpoczniesz ruszając się. Idź na spacer, wyrusz na wycieczkę rowerową. Jeśli jesteś sprzątaczką, woźną albo pielęgniarką, rano w sobotę pośpij dłużej i przynajmniej do południa nie wychodź z łóżka.
- Jeśli pracujesz samotnie, w pojedynkę, wybierz się na wycieczkę z przyjaciółmi. Jeśli spędzasz tydzień na spotkaniach i zebraniach w większym gronie, to może poranek spędzony na czytaniu będzie czymś, czego naprawdę potrzebujesz, aby się zrelaksować.
Jesteśmy ciekawi, czy w macie swoje patenty na odpoczywania w ciężkich czasach. Prosimy o pomysły i komentarze.