Swoich pacjentów na pierwszej wizycie pyta „Dlaczego AKURAT DZIŚ się widzimy?”, bo wie, że każdy ma swoją historię. Radzi, uczy, wspiera i motywuje. Ale przede wszystkim przypomina o tym, co gdzieś niechcący zgubili w codziennym pędzie. Katarzyna Błażejewska-Stuhr – psychodietetyk, dietetyk kliniczny, autorka kilku książek. Prywatnie młoda mama, żona i miłośniczka domowego chleba.
Od czego zaczynasz współpracę z każdą osobą, która do Ciebie trafia?
Katarzyna Błażejewska-Stuhr: Przede wszystkim pytam, co daną osobę do mnie sprowadza. Często słyszę odpowiedzi typu „od lat tyję 2 kg rocznie”, albo „Nie mogę schudnąć po ciąży” lub „Odkąd zmieniłem pracę tyję na potęgę” – ale ja pytam dalej – dlaczego AKURAT DZIŚ się widzimy. Bo jeżeli ktoś ma problem z nadwagą od dłuższego czasu, to musiało stać się coś, co skłoniło tę osobę do umówienia się i przyjścia na wizytę do dietetyka – warto to wyłapać, bo jest to świetny czynnik motywujący. Dotyczy to albo załamania zdrowotnego, chęci zmiany w życiu po rozpadzie związku – rzadko są to chwile, gdy ktoś przychodzi bez silnego powodu i warto to wykorzystać.
Czy to prawda, że nasz organizm ma swój wiek, który nie zawsze jest uzależniony od faktycznej daty urodzenia? Jak można go ocenić?
Tak, to prawda. Każdy gołym okiem może to stwierdzić na spotkaniu absolwentów swojej klasy – jedni nie zmienili się w ogóle, inni wyglądają dużo starzej. Wagi, z których korzystają dietetycy pozwalają na zasadzie bioimedancji zbadać skład ciała i na tej podstawie mogą również określić tzw. wiek metaboliczny. Ja na swoim przykładzie widzę, że przed drugą ciążą, gdy ćwiczyłam 3-4 razy w tygodniu, miałam czas na sen, przygotowywanie posiłków itd. Itp. – metabolicznie miałam 12 lat – metrykalnie mając lat 30. Teraz waga podaje 21 lat. Ale w ciąży przytyłam 18 kg, od szóstego miesiąca musiałam leżeć plackiem no i … ubyło mi mięśni, wody, a przybyło tkanki tłuszczowej. Ja cały czas poruszam się w obszarze poniżej wieku metrykalnego, a jest sporo pacjentów, którzy mają w ciele 30% wody (norma jest powyżej 45%) i w wieku trzydziestu kilku lat mają metabolicznie np. 50. To dopiero dramat. Ale dzięki zmianie nawyków żywieniowych i trybu życia to się zmienia. Nasza dieta wpływa bardzo na to jak wygląda cera, włosy i paznokcie, jak funkcjonują nasze stawy, o samopoczuciu nie wspominając.
Czy rzeczywiście można jeść wszystko i chudnąć?
No wszystko… to … może nie (śmiech). Oczywiście to zależy od proporcji. Jeżeli generalnie odżywiam się zdrowo, jem dużo warzyw, owoców, kasz, roślin strączkowych i raz na jakiś czas zjem schabowego, to nic złego się nie stanie. Sądzę jednak, że większość z nas wkładając wysiłek w zmianę, starając się – i nie mówię tu o nagłej rewolucji i odwracaniu wszystkiego z dnia na dzień – tylko o małych krokach, jesteśmy w stanie z wielu rzeczy ustąpić. Jak solidnie zmacham się na treningu i spalę kilkaset kalorii to mimo iż jestem bardzo głodna, przeprowadzam w głowie kalkulację: mogę teraz zjeść 6 eklerek i bilans będzie na zero co nie jest takie złe, ale… mogę zjeść 2 eklerki i jestem do przodu! Zapracowałam na to ciężko godzinną harówką, więc dlaczego mam psuć sobie efekt. A w ogóle to zjem jedną eklereczkę i jestem w ekstazie. Odmawiając sobie wszystkiego co lubimy doprowadzimy do sytuacji, w której frustracja i poczucie, że nie jesteśmy sobie w stanie poradzić z tym o czym marzymy, doprowadzi nas do cukierni, pizzerii albo lodziarni. Uważam, że jak już mamy ‘zgrzeszyć’ to zróbmy to z radością. Jeżeli już robię sobie tę „guilty pleasure”, niech przy okazji da mi to szczęście.
Jak sobie radzić z codziennym gotowaniem? Czy znasz na to jakiś magiczny sposób?
To faktycznie jest trudna sprawa i cały czas szukam sposobu na to, jak prosto i szybko jeść to co bym chciała. Bo u mnie nie jest problemem nawet niechęć do szpinaku albo do kasz, tylko czasami nie mam czasu, żeby zrobić koktajl, albo jest wieczór – a koktajle mnie pobudzają – więc wiem, że jak go wypiję to nie usnę i rano będę nieprzytomna itd… I wierzę, że znajdę sposób na to, żeby gotować najzdrowsze dania w 10 minut – ale to za jakiś czas.
Z całą pewnością warto jest gotować większe porcje i dzielić je na porcje – np. sałatkę mieć na drugie śniadanie i podwieczorek, zupę ugotować na 2 dni, a najlepiej jeszcze 2 porcje zamrozić na moment, gdy kompletnie nie będę miała czasu gotować.
Bez wątpienia kupowanie zdrowych produktów również upraszcza sprawę – bo gdybym miała w domu zupkę w proszku, to pewnie czasem bym ją zalała i już. Gdy jej nie mam to muszę poprostu zrobić coś innego.
To też kwestia organizacji i wprawy. Od wielu lat piekę chleb i teraz dzieje się to tak mimochodem, że nie wiem jak dla kogoś to może być problem – mam wrażenie, że więcej czasu zajęłoby mi kupienie go w piekarni – ale to odruch.
Jak wielu osobom, które do Ciebie trafiają udaje się wytrwać w diecie i postanowieniach?
Tak na długo, czyli po zakończeniu naszej pracy, to myślę, że 1/3 – z taką częścią pacjentów mam kontakt po latach, wracają, bo np. znudziły się im moje przepisy albo chcą czegoś nowego, albo kilka kg im wróciło – ale generalnie ich dawny sukces jest zazwyczaj widoczny. Część odpada w przedbiegach i ja wiem, że tak będzie już podczas pierwszej wizyty. Zastanawiałam się nawet kiedyś czy to sprawa mojego nastawienia do tych sceptycznych osób, które już wchodząc do gabinetu przedstawiają mi wymówki, dlaczego nie mogą schudnąć – ale wydaje mi się, że jednak są tacy pacjenci, którzy oczekują magicznej pigułki albo żeby ich zaczarować i żadna rada nie pomoże. Po dietetyce skończyłam psychodietetykę na SWPS, ponieważ chciałam lepiej docierać do pacjentów. I z pewnością zarówno studia, jak i lata pracy wiele mi dały, ale ja mogę jedynie pomóc – praca należy do pacjenta.
Co zrobić, kiedy chcemy się wycofać? W jaki sposób motywujesz swoich pacjentów?
Moim zdaniem najgorsze co można zrobić, to się wycofać po niepowodzeniu. Nigdy nie można się poddawać! Może warto zrobić sobie przerwę, bo mamy za dużo na głowie i nie radzimy sobie ze wszystkimi obowiązkami, co dopiero mówić o diecie. Ale warto wtedy pomyśleć o jednej rzeczy, którą będziemy w tym czasie przerwy robić dla siebie, np. odpuszczam dietę na czas pracy nad jakimś projektem, ale … staram się przygotowywać kanapki do pracy. To w ogóle ciekawa sprawa, że teraz jemy lunche i albo na nie gdzieś wychodzimy z biura, albo zamawiamy lub przynosimy z domu – i to musi być taki prawie obiad – a o zwykłej kanapce, którą można mieć zawsze przy sobie, szybko zrobić, szybko zjeść, bez odgrzewania i innych ceregieli zapominamy. Postawmy sobie również granice tej przerwy, albo odpuśćmy sobie treningi z pięciu tygodniowo do dwóch, ale jednak coś róbmy, żeby mieć poczucie, że może wolniej, ale podążamy w obranym kierunku. A jeżeli nie mam czasu na treningi, to przynajmniej starajmy się chodzić. Tu też wracamy do tego celu, który nam przyświeca. Czasem wystarczy tylko sobie o nim przypomnieć. Polecam również posiadanie osoby, która nam pomoże. Kogoś, do kogo mogę zadzwonić w chwili słabości, kto powie: „okej, wiem, że Ci ciężko, ale jednak nie jedz tej czekolady, tylko chodź na spacer”.
Kiedy w procesie zrzucania wagi następuje moment, w którym przestajemy się odchudzać a zaczynamy z pełnym przekonaniem po prostu dbać o siebie? Czy wielu pacjentów osiąga ten stan i w nim trwa?
To jest w ogóle mój cel w pracy. Zdarzają się pacjenci, czy raczej pacjentki, które chcą schudnąć w 2 miesiące 15 kg nieważne jak – byle tylko to osiągnąć. Ja wtedy mówię „przykro mi, to się nie uda i szkoda naszego czasu”. Pamiętam jak lata temu na zjeździe Slow Foodu w Ojcowie ktoś słysząc, że jestem dietetykiem zaczął się śmiać i mówić, że dieta i slow food to dwie oddzielne filozofie. A ja zupełnie się z tym nie zgadzam! Moim zdaniem jedząc produkty sezonowe, regionalne, świetnej jakości – z zachowaniem zdrowego umiaru – zachowamy świetną formę, figurę i zdrowie. I ja w sumie od początku chcę pokazać pacjentom, że mogą jeść to co lubią, ale z umiarem. Ale to chyba nic dziwnego – każdy wielbiciel czekolady sięga również po inne rzeczy i tu ważne są te proporcje. Ale faktycznie takim przełomowym momentem dla pacjentów, gdy widzę, że „połykają haczyk”, jest chwila, gdy nagle mają więcej energii, lepiej się czują, łatwiej im wypoczywać i widzą, że to co im obiecywałam jako dodatek do chudnięcia dzieje się naprawdę! Uwielbiam ten moment podczas drugiej – trzeciej wizyty, gdy mi to ogłaszają!
Ile czasu potrzeba, żeby wdrożyć w życie zdrowe nawyki? Co, poza naszą wewnętrzną determinacją, jest potrzebne? Co ułatwia, co utrudnia wytrwanie w tym stylu życia?
To zależy ile musimy zmienić… na psychologii słyszałam dość pesymistyczną statystykę, że aby wyrugować roczne przyzwyczajenie potrzeba miesiąca świadomej pracy. Moim zdaniem jednak nie trzeba półtora roku, aby pozbyć się nawyków z ostatnich kilkunastu lat. Z moich obserwacji wystarczy kilka miesięcy – potem nasz organizm będzie przypominał o tym co mu służy, a co nie.
Napisałaś kilka książek poświęconych zdrowemu odżywianiu, w tym najnowszą, noszącą tytuł „Adios kilogramos”. Czy sama zmiana nawyków żywienia wystarczy, aby czuć się zdrowo?
Jedna rzecz, to czuć się zdrowo, a druga faktycznie być zdrowym. Negatywne konsekwencje szkodliwej diety długo nie są odczuwalne – albo są, ale wydają nam się normą. Dopiero zmiana na lepsze daje realne poczucie zmiany. Może powiem tak: nie znam nikogo, kto zacząłby się zdrowo odżywiać i ruszać i stwierdził, że jest mu gorzej. Mamy jedno ciało na całe życie – powinniśmy o nie dbać.
Dziękuje za rozmowę.
Katarzyna Błażejewska-Stuhr
Dietetyk kliniczny, psychodietetyk. Wyznaje zasadę, że można jeść niemal wszystko, ważne są proporcje. Autorka i współautorka publikacji poświęconych zdrowemu żywieniu, m.in. trzech części bestsellerowych Koktajli dla zdrowia i urody oraz książki dla kobiet w ciąży Uczta dla dwojga. Jej najnowsza książka to Adios Kilogramos, którą stworzyła wspólnie z dwójką trenerów – Adą Jakimowicz i Marcinem Markiewicz. Książka zawiera starannie przygotowane menu, a w nim przepisy na zdrowe, zapewniające energię potrawy i plan aktywności fizycznej na 90 dni. Dzięki jej poradom świat jest lżejszy o wiele kilogramów.
Książka do kupienia w Internetowej Księgarni Zwierciadła