Myślisz: „W nosie mam cały ten ruch. Moda na aktywność. Też mi coś. Nie ćwiczyłam na wuefie, a teraz mam zacząć. Phi. Wolę być gruba”. Brzmi znajomo? Pora odkryć slow jogging!
Tak wiem, terroryzm dbania o siebie może skutecznie zniechęcić. Już tak mamy, że jak ktoś nam coś każe, to my robimy dokładnie odwrotnie. Jednak moda na zdrowie ma swoje plusy, odkrywa sposoby, gdzie argumenty w stylu: „Nie będę się ruszać, bo stawy nie wytrzymają mojej wagi”, „Sport nie dla mnie, mam problem z ciśnieniem” nie mają zupełnie znaczenia.
Ktoś może jeszcze powiedzieć: „Niby dlaczego mamy się zamęczać, pocić, robić coś, co nie sprawia nam przyjemności. W końcu jak już mam chwilę dla siebie, to chcę ją spędzić na czymś, co mnie zrelaksuje, odpręży i będzie miłe. A wysiłek fizyczny na pewno tym nie jest”.
Okey, rozumiem, że ktoś może nie lubić się ruszać. Brzydzi się każdą formą aktywności. Woli zalec na kanapie z książką, przed telewizorem, a na poprawę nastroju także z tabliczką czekolady. I oczywiście ma do tego pełne prawo. Jedno mnie zastanawia – skąd taka niechęć do zadbania o siebie. Boisz się, że nie podołasz, że lepiej z góry się poddać, niż spróbować i rozczarować się sobą, że po raz kolejny się nie udało?
Więc może warto obniżyć poprzeczkę. Nie stawiać sobie zbyt wysokich wymagań i skupić się na przyjemności. Moda na zdrowie to odkrycie formy ruchu zwanej „slow joggingiem”.
Slow jogging
Mogłoby się zdawać, że obecnie to raczej mało popularna aktywności. Bo gdzie w czasie szaleństwa biegowego, podawanymi na Facebooku nowymi życiówkami na coraz dłuższych dystansach, stawianiu sobie coraz większych wyzwań biegowych jest miejsce na człapanie nogami?
Tak, bo slow jogging to człapanie, bo wolniej już się nie da. To ciągnięcie nogi za nogą w tempie często wolniejszym niż energiczny spacer.
Kto się odważył taka formę ruchu zaproponować? Otóż ktoś, kto zrozumiał, że każda aktywność pozytywnie wpływa na nasz organizm i umysł. Do uprawiania „slow joggingu” zachęca Japończyk Hiroaki Tanaka, który biegał maratony w wieku 50. lat, a zawodowo zajmuje się wpływem uprawiania sportu na zdrowie i samopoczucie człowieka.
To właśnie on stwierdził, że bieganie, które wolniejsze bywa od spaceru, jest najlepszą formą aktywności dla tych, którzy chcą zadbać o swoje zdrowie. „Slow jogging”, to bieganie z uśmiechem. Ktoś mógłby się obruszyć: „Jasne, bieganie i uśmiech, kiedy jedyne o czym marzę, to wrócić do domu i usiąść”. Ale właśnie chodzi o to, żeby zmienić nasze nastawienie. Sport nie musi się nam kojarzyć z wyrzeczeniami, z wypluwaniem płuc, zmęczeniem, ciężkimi nogami i wylewaniem hektolitrów potu. Naprawdę może być przyjemnością. Wystarczy posłuchać rad i się do nich dostosować.
Na czym polega slow jogging?
Slow jogging to bieganie w tempie od 3 do 5 kilometrów na godzinę, gdzie spacerując pokonujemy do sześciu kilometrów w ciągu godziny. „To co to za bieganie?” można by spytać. Fakt, mało ma to wspólnego z pokonywaniem długich maratońskich dystansów. Tyle, że taka aktywność to po pierwsze skuteczna walka z nadciśnieniem, cukrzycą, chorobami serca, współczesnymi chorobami spowodowanymi stylem życia spędzanym w samochodach i za biurkiem. Ruch daje nam młodość, a uprawianie „slow joggingu” jest na to doskonałym dowodem. Już 30 minut truchtu pięć razy w tygodniu powoduje obniżenie ciśnienia, poprawia krążenie krwi. To też świetny sposób do pozbycia się zbędnych kilogramów.
Pokonując wolnym truchtem około 3 kilometry spalamy tyle samo kalorii, co spacerując przez 7 kilometrów.
Idea bardzo wolnego biegania polega na tym, by się nie męczyć. Często gryzie się to z naszą wizją sportu. Jak to uprawiać sport i się nie męczyć? Właśnie tak.
- Biegamy bardzo wolno, by następnego dnia nie mieć zakwasów, które często skutecznie zniechęcają nas do kontynuacji ruchu.
- 2. Biegamy wolno, by nie mieć zadyszki, by móc w czasie ruchu uśmiechać się.
- 3. Biegamy wolno, by nie doprowadzić do kontuzji, obciążeń stawów.
Slow jogging – zalety
Dzięki uprawianiu „slow joggingu” stawiamy stopy w naturalny sposób, tak jak podczas spaceru. I wcale nie musimy biegać szybciej i szybciej. Wystarczy, że codziennie znajdziemy choćby 30 minut na wolne przetruchtanie kilku kilometrów. Idealnie byłoby znaleźć te minuty pięć razy w tygodniu. Ale jeśli trudno nam to zrobić, można ograniczyć się do trzech razy. Możemy podbiec do sklepu, potruchtać wychodząc z psem lub wolno dobiec do przystanku autobusowego. Każdy przejaw tej aktywności jest dobry.
I nie ma co się wstydzić, jeśli wyprzedzi nas osoba spacerująca z kijkami do nordic walking. Jakie to ma znaczenie? Można się do niej szeroko uśmiechnąć i dalej powoli przesuwać stopa za stopą. Wrócić do domu szczęśliwszym, z poczuciem, że zrobiłem coś dla siebie. Bo przecież zasługujemy na to, żeby o siebie dbać, by dawać sobie codziennie mały prezent. Nie musi to być od razu weekend w spa, czy trening pod okiem specjalisty. Wystarczy wyjść i potruchtać. Mój znajomy ostatnio napisał, że „slow jogging” to wolność, dlatego to jego ukochana forma ruchu. I ja przyznaję mu rację. Slow jogging – bez przymusu, bez nastawienia na wynik, dla siebie, dla własnej przyjemności, bez ciśnienia i presji. Wyjdź i potruchtaj. Tylko pamiętaj: biegnij tak wolno, by nie złapać zadyszki! I uśmiechaj się! Choćby do siebie.