Co i rusz ścigam moje dziecko, żeby przestało obgryzać paznokcie. Dosłownie doprowadza mnie to do szału. Tymczasem… wcale nie jestem lepsza. Wiele razy złapałam się na tym, że nieświadomie wkładam palce do ust, gdy nad czymś rozmyślam lub w skupieniu oglądam jakiś interesujący program. Co ciekawe, nie robię tego, gdy mam ładne, długie paznokcie (no dobra, wtedy skubię skórki…), ale gdy tylko są krótkie… ehhh! Trudno oduczyć czegoś drugą osobę, gdy samemu ma się pewien nawyk. Dlatego też postanowiłam zgłębić temat. Bo skoro nie skutkują argumenty estetyczne, to może trzeba dowalić z grubej rury…Zacznijmy od tego, że obgryzanie paznokci ma swoją fachową, medyczną nazwę – onychofabia. Brzmi strasznie, prawda? Tak właśnie określa się to zaburzenie kompulsywno-obsesyjne, występujące np. w sytuacjach stresujących i pomagające rozładować napięcie (matko, to o mnie).
Skutek, który widać na pierwszy rzut oka? Brzydkie, zaniedbane dłonie. I co z tego, że kilka razy dziennie je kremuję, skoro dalej wyglądają fatalnie? Niestety, może i mam nawilżoną i zregenerowaną skórę, ale dla paznokci to jednak za mało.
Najgorsze jednak jest to, że obgryzanie paznokci niesie wiele innych, przykrych konsekwencji. Na przykład, jeśli aktualnie zmagamy się z opryszczką na ustach, poprzez wkładanie palców do ust możesz roznieść wirusa na całym ciele, powodując np. wystąpienie opryszczki w okolicach narządów płciowych. Nie trzeba chyba dodawać, że można także zarazić inne osoby, które dotykamy naszymi dłońmi, np. partnera, dzieci.
Co ciekawe, obgryzanie pomalowanych paznokci powoduje, że połykamy różne toksyny. Cholera wie, z czego wykonane są te wszystkie lakiery, hybrydy, odżywki i tipsy… Po co się tym dodatkowo truć? Już wystarczy, że płytka naszego paznokcia musi to znosić.
Podobno w skrajnych przypadkach, u osób które obgryzają paznokcie aż do łożyska (skąd wyrasta paznokieć), może dojść do zahamowania wzrostu paznokci. Co to oznacza? Bye, bye długie, piękne pazurki…