Go to content

Chrzanię te całe święta, ciotki i brudne gary w zlewie. W tym roku wyjeżdżamy!

Fot. iStock/svetikd

Mam na imię Magda. Jestem adwokatem specjalizującym się w prawie rodzinnym. Mam wspaniałego męża, z którym wspólnie prowadzimy kancelarię. Do jednej bramki gramy też po godzinach, wychowując dwóch zbuntowanych przystojniaków. Tworzymy wzorową wręcz parę. Wzorową rodzinę. Oboje wychowani w domach z wieloletnią tradycją prawniczą dorastaliśmy w duchu norm i zasad, powinności, obowiązków oraz moralnych zakazów czy nakazów. Wpojono nam jak zachowywać się „na salonach” i jak rozmawiać, by nikogo nie urazić.

Wychowani w tej formie trochę bezmyślnie, a trochę podświadomie przekazujemy ją naszym synom. Trudno jednak pełnym energii 6-latkom racjonalnie wytłumaczyć pewne, jak teraz to oceniam, sztywne założenia. Wyjaśnić dlaczego coś jest nienaruszalne, niezmienne.

Kilka tygodni temu okazało się, że jestem w ciąży. Oszalałam z radości, ale tę dobrą nowinę trzymam jeszcze w tajemnicy. Chcę się nią podzielić z moimi chłopakami w jakiś wyjątkowy sposób. Mam nawet kilka pomysłów jak zaskoczyć moich mężczyzn. Ale najpierw chcę się nią nacieszyć sama. Może będzie córeczka?

Każdego roku na początku grudnia spotykamy się z rodzicami podczas niedzielnego obiadu i ustalamy przebieg świąt. Ale nic się nie zmienia, schemat jest zawsze ten sam. Mama zamawia pierogi, tata jest odpowiedzialny za rybę, teściowa zajmuje się ciastami. Od lat zawsze ustalamy to samo. Wigilia przy dębowym stole w rodzinnym domu mojego męża. Jestem jedynaczką, więc wspólnie z moimi rodzicami po ślubie naszą trzyosobową tradycję przenieśliśmy w progi domu Marcina. Nie obyło się bez pewnych „dramatów”, ale dziś nie o tym. Prezenty zapakowane w jednolite papiery, żeby pięknie pasowały do stonowanej choinki. Elegancka zastawa, stroiki, kominek.

Idealnie.

Trudno mi wyjaśnić, co się stało, ale kiedy zobaczyłam dwie kreski na teście coś we mnie pękło. Po prostu poczułam, że nie chcę już tłumaczyć chłopcom, że nie mogą rozpakować prezentów bezpośrednio po kolacji, bo jest to tradycyjnie czas śpiewania kolęd. Że dziadek zawsze przemawia, nim zaczniemy jeść. I że nie mogą grać w piłkę w ogrodzie, bo naruszą rośliny. I że nie mogą zjeść ciastka bawiąc się nowymi zabawkami, bo ciasto je się przy stole. I że choinka zgodnie z naszą rodzinną tradycją nie jest kolorowa. I że… Bo taka jest tradycja.

Po prostu dość.

Mam wspaniałego męża i cudownych synów. Nie chcę powiedzieć, że żałuję decyzji, ale zawsze marzyłam o własnej tradycji rodzinnej. Zupełnie odmiennej od tej wyniesionej z domu rodzinnego. Już jako dziecko marzyłam o kolorowej choince i fikuśnie zapakowanych prezentach. A później, gdy chłopcy zasną, o ciepłym kocu i herbacie w ulubionym kubku. Najlepiej zasypiając na kanapie przy jakimś świątecznym filmie. W dresie, ale to chyba oczywiste.

I wreszcie odważyłam się spełnić swoje marzenia. Po całych tygodniach i miesiącach życia z kalendarzem raz w roku chcę odpocząć.  Chcę w wigilijny poranek chodzić w piżamie z kubkiem kawy i układać klocki. Włączyć kolędy i ubrać choinkę. Żeby była kolorowa i kiczowata. Z łańcuchami z bibuły, piernikami i anielskimi włosami. Prezenty otworzyć po kolacji, a później wyjść na zewnątrz i lepić bałwana, albo jeździć na sankach. Spędzić czas z rodziną.

To nie jest sielanka czy obrazek z filmów familijnych. Owszem, nie każdego stać na wynajęcie chatki w górach i zaszycie się tam na kilka dni. My możemy sobie na to pozwolić i w tym roku święta spędzimy dokładnie tak. Tak jak chcemy. Będziemy tworzyć własne bożonarodzeniowe tradycje. Co na to rodzice? Była złość, fochy, szantaż, rozpacz i inne próby powstrzymania nas od wyłamania się. Kochamy ich bardzo, ale zrozumieliśmy, że musimy żyć po swojemu. I dać naszym dzieciakom frajdę z bycia razem. Zwłaszcza, że tak szybko dorastają…

Wyjeżdżamy dzień przed Wigilią i wbrew pozorom grafik mamy dość wypchany. Chłopcy chcą odwiedzić Kraków i marzy im się wieczorny spacer już w górach. My z kolei, jak nigdy, dzień przed świętami, chcemy zamiast sprzątać i gotować w niedoczasie i z nerwami, położyć się z laptopem na kolanach i obejrzeć film.

Przed nami zmiany, na które bardzo się cieszę. I których nie mogę się już doczekać!