Są tacy ludzie, którzy nigdy nie zdecydują się przełamać mechanizmów, schematów i sztywnych ram, w obrębie których działają, żyją, funkcjonują. Są również i tacy, o których inni mówią, że „stale coś ich gna”. Tacy, którzy kochają smakować nowego, nie boją się mówić „do widzenia” i iść dalej. Tacy, którym wszyscy zazdroszczą odwagi. Tacy, którzy sprawiają, że zadajemy sobie pytanie: czy ciągłe poszukiwanie, nieustanna zmiana mogą dać szczęście?
Ryzyko pociąga i odstrasza jednocześnie. Jeśli jesteś w związku, który daje ci stabilizację i poczucie, dajmy na to, finansowego bezpieczeństwa, ale w którym uczucie dawno już się wypaliło, czy jesteś w stanie zaryzykować odejście w poszukiwaniu miłości? Czy mogłabyś, rozważywszy wszystkie „za i przeciw”, na chłodno podjąć decyzję o tym, co będzie dla ciebie najlepsze? Czy stać cię na podjęcie decyzji o rozstaniu albo o całkowitej zmianie dotychczasowego życia? Czy, w końcu, jeśli odejdziesz, postawisz wszystko na jedną kartę, zrobisz to spontanicznie, spektakularnie, czy zaplanujesz sobie wszystko rozważnie, zapewniając wsparcie bliskich osób i upewnisz się, że nie będziesz z tym sama? Potrafisz odpowiedzieć na to pytanie?
Byłam ostatnio świadkiem pewnej rozmowy. Ona, patrząc na niego zakochanym wzrokiem, on, już dawno nieobecny, planujący im życie kilkanaście kroków „później”, pili kawę przy stoliku na lotnisku.
– „Nie rozumiesz – łagodnie mówiła ona. – Nie możemy rzucić wszystkiego od tak, rodzice nas potrzebują, szefa też nie mogę zostawić w połowie projektu”.
– „Daj spokój – wyrwał się on, bardzo już zniecierpliwiony, z zadumy. – Wszędzie widzisz problemy. Są samoloty, będziemy ich odwiedzać. Oni sobie poradzą, a my musimy patrzeć do przodu. W pracy na twoje miejsce chce wskoczyć kilka osób! Pomyśl tylko o możliwościach, jakie daje nam ten wyjazd. To dla nas olbrzymia szansa. Spędzimy tam rok, zarobimy, wrócimy i zbuduję ci dom. Przecież chcesz mieć dom, z ogródkiem. I psa. Przestań się wszystkiego bać”.
Hmmmm. Wielu z nas myśli, że wypowiedzenie słów „przestań się bać” sprawi jak czarodziejska różdżka, że lęki odejdą precz. Tymczasem przecież te, które nas powstrzymują przed podejmowaniem ważnych decyzji leżą głęboko i wymagają stopniowego oswojenia.
Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Ale ryzyko wiąże się również ze stratą. Nie ma poradnika, który powie nam, jak jest lepiej żyć – zachowawczo, czy z fantazją, nieustannie do czegoś dążąc, korzystając z każdej, nadarzającej się okazji.
Ale co się stanie, jeśli na swojej drodze spotkają się dwie, tak różne od siebie dusze – jedna, stale poszukująca i druga, pragnąca w spokoju układać sobie życie „po małych kamyczkach”.
Tak naprawdę scenariusze są dwa. Partnerzy „wezmą” od siebie wzajemnie to, co najlepsze i nauczą żyć razem, akceptując to, co ich różni i wypracowując kompromisy. Albo rozstaną się, po jakimś czasie, łamiąc sobie serca i niezdolne się zrozumieć.
Czy mamy prawo wymagać od innych, by żyli tak, jak my? Czy mamy prawo zmieniać ich na siłę, by było nam razem dobrze? Oczywiście, że nie. Człowiek do pewnych decyzji musi dojrzeć sam i nikt mu w tym nie pomoże. Jeśli więc kochasz niezdecydowanego, daj mu jeszcze chwilę. Jeśli biegniesz za „odważnym”, zatrzymaj się. Spotkajcie się gdzieś w połowie, przemyślcie wasze priorytety. Porozmawiajcie.
Miłość już sama w sobie jest ryzykiem. Niech więc przyniesie główną wygraną na loterii – harmonię osiągniętą wspólnymi siłami. Ale nie mówmy innym, jak jest lepiej żyć. Tak naprawdę, sami tego nie wiemy. Ta wiedza przychodzi na sam koniec.