Spotkałam wczoraj kobietę, leczy się na depresję: „Szłam ulicą i płakałam…” opowiadała. I przypomniałam sobie ten film, który krąży po sieci od kilku dni.
Depresja zjawia się po cichu, na początku walczysz z drobnostkami. Ignorujesz je, traktujesz, jak kolejny ból głowy. Ot, kolejny zły dzień… Tylko tyle. I aż tyle. Tak dużo od siebie wymagamy. Tak wysoko stawiamy poprzeczkę. Bez nagród za drobne sukcesy.
Zakładasz maskę, by być takim, jakim inni chcą cię widzieć.
Depresja to codzienna walka, by nikt nie zauważył twojego przygnębienia. Bo ono jest słabością, a kto ma dzisiaj prawo do bycia słabym? Czai się, zabiera ci przestrzeń, jest cierpliwa, odbiera siły i energię, i wiarę w siebie.
Aż się zapadasz, odsuwasz od przyjaciół, rodziny. I wiesz, że już dłużej nie dasz rady… Wyjścia są dwa.
Obejrzyjcie. Przyjrzyjcie się sobie. Przyjrzyjcie się swoim bliskim. Depresja jest chorobą, masz prawo prosić o pomoc.