Go to content

Wielki balon oczekiwań

Fot. iStock / PeopleImages

Oczekiwania.  Wszyscy je mamy, a jakże! Oczekujemy od ludzi, od życia, oczekujemy nieustannie. Inni też oczekują. Od nas zwłaszcza, jak się okazuje. I też nieustannie, na nasze nieszczęście. Jest trochę tak, jakby całe życie na oczekiwaniach polegało. Jakby bez oczekiwań, nie dało się żyć. I poniekąd to prawda, bo żyjemy wśród ludzi, często dla ludzi, a nawet jeśli tylko dla siebie żyjemy to od siebie też… non stop oczekujemy.

Antycypacja, nadzieja, czekanie. Przypuszczenie, pragnienie, przewidywanie. Oto czym są oczekiwania. Mentalnym wybiegiem w przyszłość. Precyzyjnie utkaną, energetyczną wibracją, wiodącą wyimaginowany żywot w człowieczej głowie. Pryzmatem, przez który postrzegamy ludzi i zdarzenia. Narzędziem, które rzekomo pomaga nam żyć. I nic to nowego dla nas, ludzi XXI wieku. Tak przecież cała ludzkość żyje od zarania dziejów. Zorganizowana w gatunek wielu oczekiwań.

I niby czemu to ma być jakiś problem? Czyż Gotthold Lessing nie powiedział : „Oczekiwać przyjemności jest też przyjemnością”? No bo jest i nawet brzmi to całkiem rozsądnie. Do czasu kiedy Herman Hesse nie powie: „[…] zawsze oczekuję nadzwyczajności, spodziewam się nie wiedzieć czego; zaledwie kogoś poznam i znajdę go sympatycznym, już przypisuję mu wszystko, co najlepsze, ba – żądam tego, i jestem rozczarowany i zasmucony, gdy się to nie zgadza z rzeczywistością.”

Bo w rzeczy samej. Oczekiwania z reguły mają ten nadpozytywny wydźwięk. Kiedy w wyobraźni nieograniczonej widzimy wszystko piękniejszym, zachwycającym, pociągającym, satysfakcję gwarantującym.  Są jak te słodkie tęsknoty, owe małe marzenia. Pokładamy je w bliskich, bo chcemy zapewne by piękni byli. Na miarę marzeń, naszych marzeń rzecz jasna. Pokładamy je też w obcych, bo mamy standardy, których  byśmy sobie i u nich życzyli. Pokładamy je w życiu, bo przecież tyle nam się od życia należy!

Oto oczekiwania. Koncepty dokładnie przez ego przefiltrowane. Nic więc dziwnego, że potem jest huk, że świat się wali, kiedy pragnienie starannie wypielęgnowane rodzi się i nagle o zgrozo! …. nie jest już łabędziem.

Tak rozpoczyna się faza druga, ta faza w trakcie której oczekiwanie transformuje w rozczarowanie. Kolejny koncept człowiekowi właściwy, będący energetyczną wibracją zamieszkującą zakamarki tegoż samego umysłu. Pamiętajmy bowiem, że wszystko nadal dzieje się w głowie. Całe wielkie życie toczy się tam właśnie. Te wszystkie dramaty, pogmatwane historie, włosów rwanie na potęgę i rzeki, oceany łez wypłakanych. Wszystko w głowie. Z rozczarowania zrodzone i tak intensywne, że prawie namacalne. Zaczynamy wierzyć więc, że realne, że w świecie zewnętrznym, od głowy oderwanym istnieje, i że zamachem jest na nas i na nasze marzenia.

Kuriozalne to zjawisko. Z umysłu wylazło. Nie jest górą, która tkwi, nie jest kamieniem, drzewem czy ptakiem. Nie jest materią żadną. Ciała nie ma, krew w nim nie płynie, w fizycznym świecie nie istnieje, ale uderza z mocą meteorytu w centrum samej duszy. Tak właśnie żyje większość ludzkości. Na wiecznym roller-coasterze. Wznosi się w nadziei i opada w nieszczęście.

Wyolbrzymiam, rzecz jasna. Ale zabieg to celowy. Sama oczekiwań w życiu miałam wiele i równie wiele rozczarowań.  Dopóki nie dotarło do mnie, że to mechanizm jak każdy inny. Powiesz A, musi stać się B. Problem z oczekiwaniami polega na owej przyjemności, wzmocnionej ekscytującą niepewnością i uskrzydlającą nadzieją. To jest to, na co łapie się każdy z nas. Z reguły bowiem nie oczekujemy przecież rzeczy negatywnych, nieprzyjemnych, brzydkich i niechcianych. Oczekujemy dobroci wszelakiej, najczęściej wyolbrzymionej, wielkiej jak nadmuchany do białości balon. Huk! Bam! Trach! No i pękł. Już po balonie. W powietrzu unosi się dramat trójwymiarowy, a my lądujemy w krainie rozczarowań.

Tymczasem….

„Dzień zaczynam, jakbym nic od niego nie chciał, co przyniesie, to przyniesie”.[1]

Oto może i rozwiązanie. Proste, nieskomplikowane a przy tym wyposażone w zaskakującą moc. Moc jaką dają nieograniczone możliwości, biorące się z braku jakichkolwiek limitujących oczekiwań i nierealnych przekonań, że coś nam się należy, że ktoś coś jest nam winien, że córka powinna być sławnym chirurgiem, a syn samym prezydentem, mąż zaś z kolei winien czytać w moich myślach, podczas gdy szef już dawno winien był dać mi podwyżkę, a pies Burek nauczyłby się z toalety korzystać wreszcie, bo kolejny z nim spacer mnie wykończy jak nic. Obciążające, prawda? Aż boli, takie życie!

Tymczasem….

Kiedy człowiek podchodzi do sytuacji z sercem i umysłem szeroko otwartym wtedy cuda się dzieją największe. Wtedy właśnie człowiek dostaje. Od życia i od ludzi. Cały wachlarz podarunków. Kiedy człowiek nie filtruje obsesyjnie każdej sytuacji, nie naciska, nie wymusza, kiedy nie zakłada na oczy ograniczających widzenie klapek budzących w nim instynkt emocjonalnego szantażysty, wtedy widzi jakże więcej. I jeżeli życie mimo wszystko go rani, to jest w tym najczęściej jakiś głęboki sens. Lekcja na drodze duchowego rozwoju. Taka z serii tych, które przenoszą nas na wyższy poziom i dają życiową mądrość. Bezcenna znaczy się.

Zaczynajmy zatem dni bez oczekiwań. Wychodźmy z łóżka czujni i uważni, ale także nieuprzedzeni i bez nastawienia na to czy na owo. Pozwólmy dniu by sam się rozwinął, dajmy mu szansę na akt samonarodzin. Dajmy życiu żyć. Dajmy innym żyć. I nade wszystko podarujmy życie sobie. Niech się dla nas rozwija, niech dzieje się na naszych oczach, niech nas zaskoczy, zachwyci, odurzy. Wyzbądźmy się mózgodramatów, przewietrzmy umysły, wyrzućmy wszystko co nas ogranicza. A potem wchodźmy w życiowe sytuacje otwarci jak księga, gotowi na doświadczenie, na naukę, na rozwój. Niech samo życie kreuje dla nas los, bo nikt lepiej jak ono tego nie potrafi. Niech nam pokaże, którą drogą mamy iść i które wrota mamy pchnąć by znaleźć odpowiedzi. Życie jest bowiem najlepszym rzeźbiarzem, a człowiek inspirującym je kamieniem. I jeśli w upartym przeświadczeniu, że wiemy lepiej, nie pozwolimy życiu tchnąć w nas Życie, to jako ten kamien będziemy tkwić.


[1] Wiesław Myśliwski „Traktat o łuskaniu fasoli”