Go to content

Uczę się miłości, tej najtrudniejszej – miłości do samej siebie. Cholernie trudne zadanie!

Fot. iStock / piskunov

Podobno człowiek uczy się każdego dnia, w każdej chwili swojego życia. Jednak tego co najważniejsze nie da nam żadna szkoła, żadna książka czy mądrość wypowiedziana przez nauczyciela. Na nic nam skomplikowane wzory, encyklopedyczne definicje czy schemat budowy stawonogów, na nic znajomość czterech języków, mistrzowska obsługa pakietu office i umiejętność stawiania przecinków w odpowiednich miejscach. Wszystko to na nic, dopóki nie nauczymy się najważniejszego – kochać! Dawać miłość i przyjmować ją. Ale najtrudniejsze to nauczyć się miłości do samej siebie.

Jeszcze przed chwilą byłam wiecznie zabiegana, zapracowana, w stresie, czy ze wszystkim zdążę, czy nikogo nie zawiodę, nie narobię mu kłopotu. Dawałam z siebie zbyt wiele, w zasadzie nie oczekując w zamian tego samego. Wydawało mi się, że tak trzeba, że przecież powinnam, bo to takie życzliwe, sympatyczne i dobre. Zatraciłam się w tych powinnościach i koniecznościach do tego stopnia, że zgubiłam gdzieś radość i swobodę życia, zapomniałam, co znaczy odpoczynek i relaks. Nie wiem kiedy i gdzie stałam się wiecznie spiętą, zasadniczą i smutną kobietą. A przecież równocześnie miałam w sobie tyle miłości i czułości, które chciałam oddać światu, tej jednej, jedynej osobie, na która wciąż czekałam.

Aż w końcu mój organizm okazał się mądrzejszy i zbuntował się przeciwko takiemu życiu. Nie byłam w stanie pracować, myśleć i działać, dopadł mnie tak wielki spadek energii, że przez cały weekend leżałam bezczynnie w łóżku niezdolna do ruszenia ręką ani nogą. Nie, to nie była depresja, to zbyt duże słowo. Myślę, że po prostu moje ciało miało dosyć, mój umysł powiedział stop, moje serce zawołało w ten sposób o pomoc.

Leżałam tak i rozmyślałam, czego mi w życiu brak i wtedy zrozumiałam, że nie tędy droga! Że nie na brakach powinnam się skupiać, ale na tym, co posiadam. Że miłość, której tak bardzo pragnę i którą w sobie mam, powinnam ukierunkować najpierw na siebie. Bo skoro sama o siebie nie dbam, stawiam się zawsze na drugim lub nawet i dalszym miejscu, to jakim cudem inni mają mnie traktować inaczej? Nie bez powodu terapeuci, couchowie i niemal wszyscy dookoła powtarzają, że zanim pokochamy innych musimy nauczyć się kochać siebie. Więc uczę się tego i powiem jedno – to cholernie trudne zadanie!

Uśmiecham się do porannej siebie w lustrze

Nie boję się patrzeć na swoje odbicie w lustrze, robię to z uśmiechem i życzliwością. Przestałam się doszukiwać niedoskonałości, nowych zmarszczek, widocznych oznak zmęczenia. Są, to są, trudno, nawet z nimi jestem piękna, a co! Uśmiecham się do siebie, robię makijaż, puszczam oko i życzę miłego dnia. I wiesz co? Odkąd zaczęłam to robić, mam coraz więcej dobrych dni!

Odpuszczam, luzuję, pozwalam sobie nie musieć

Nie rzucam się już na każdy projekt, który mi proponują, uczę się negocjować terminy, gdy chcą narzucić zbyt duże tempo, częściej też odmawiam, gdy coś mi nie pasuje. Wcześniej zaciskałam zęby i grzecznie potakiwałam, bałam się, że moja odmowa kogoś urazi, kogoś zostawię w kłopocie. Uczę się odpuszczać, wyłączać komputer wieczorami i odpoczywać bez wyrzutów sumienia. Czy wiesz, że właśnie umiejętność relaksu i odpoczynku jest jednym z czynników, które charakteryzują ludzi sukcesu? No więc pracuję na swój sukces spędzając przyjemnie czas.

Nie patrzę na braki, ale doceniam to, co mam

Wielu rzeczy nie mam, ale nawet nie chcę ich mieć. Przestałam się skupiać na brakach i zaczęłam praktykować codzienną wdzięczność. Początkowo zapisywałam wieczorem  wszystkie fajne i miłe rzeczy, które mnie spotkały danego dnia, teraz wystarczy mi rozmyślanie o nich i przypominanie sobie. Do każdej z nich uśmiecham się i kłaniam się im w myślach – to bardzo pomaga i daje niesamowitą dawkę pozytywnej energii!

Nie zaprzeczam komplementom, uczę się je przyjmować i doceniać

Jeśli ktoś mówi mi komplement, przyjmuję go z radością i otwartymi ramionami. Przestałam myśleć, że mówią mi dobre rzeczy z grzeczności, że to jedynie takie tam gadanie. Skoro mówią, że ładnie wyglądam, że świetnie pracuję, zauważają postępy i sukcesy, to tak właśnie jest! Dzięki temu o wiele lepiej radzę też sobie z krytyką – nie załamuję się, ale wykorzystuję ja do poprawy i pracy nad sobą.

Przeszukuję archiwum dobrych wspomnień i robię porządek na półkach pamięci

Skupiam się na tym, co dobre, co miło jest wspominać, co chcę zachować. Robię porządek w archiwum mojej pamięci i staram się rozliczyć z tym, co kiedyś zepchnęłam, schowałam głęboko i zarosło już trochę kurzem. Było przy tym trochę płaczu (no dobra, więcej niż trochę), chwila bólu, ale to już czas, by pewne sprawy zamknąć i zostawić za sobą. Bo one nie dają nic, prócz emocjonalnego ciężaru, którego nie chcę dźwigać.

Zaczynam przyjmować do wiadomości, że jestem fajna i wyjątkowa

Jestem fajna. Jestem wyjątkowa. Jestem wspaniała. Zaczynam przyjmować do wiadomości, że taka właśnie jestem! To tylko brzmi tak łatwo, ale wcale proste nie jest. Oswajam się z tym, że moja przyjemność i wygoda, nie jest niczym złym – wcześniej wydawało mi się, że nie zasłużyłam sobie na to, że muszę więcej, bardziej, szybciej. Ale wcale nie muszę na dobre życie czymś specjalnym zapracować, bo to nie jest nagroda, ale moje prawo! Pozwalam więc sobie na układanie własnej codzienności tak, jak chcę i wiem już, że nie staję się przez to egoistką – dopóki nie żądam od innych by żyli według moich zasad, wszystko jest w porządku.

Wiem, że to wydaje się takie oczywiste i proste, że nie mówię nic odkrywczego – wszędzie dookoła słychać nawoływania couchów, Internet pełen jest cytatów i złotych myśli o samoakceptacji, uważności, medytacji, miłości do samych siebie. Kiedyś nie dowierzałam i nawet trochę się z tego śmiałam, ale dopóki jedynie słuchasz lub czytasz o tym, nie jesteś w stanie odczuć idącej za słowami niezwykłej mocy i siły. Nie tylko ja to czuję, ale widzą też to inni – mówią, że stałam się spokojniejsza, mniej zestresowana i bardziej życzliwa. Bo miłość do samego siebie niesie ze sobą miłość do świata, do drugiego człowieka, do wszystkiego, co cię spotyka, a dzięki temu życie staje się po prostu piękne.


 

Wysłuchała: Stara Panna