Kobiety kochają za bardzo. Kochają tak mocno, że zatracają siebie, zapominają o własnych potrzebach. Szukają miłości, która istnieje tylko w bajkach. To bliskość mężczyzny nadaje sens ich życiu. Czy tak musi być?
Ewa Raczyńska: Jakie kobiety kochają za bardzo?
Eugenia Herzyk: Przede wszystkim takie, które potwornie boją się samotności. Samotność kojarzy im się z dezintegracją, unicestwieniem, a i ich wielka potrzeba bycia z kimś powoduje, że gdy już stworzą związek, to kurczowo go się trzymają. Wizja bycia samej jest dla nich równoznaczna z tak dużym przerażeniem i cierpieniem, że gotowe są przesuwać granice w związku, przekierować całą uwagę na potrzeby mężczyzny, tak by on czuł się szczęśliwy. Karmią tym swoją nadzieję, że mężczyzna ich nie opuści. Ale możliwy jest inny scenariusz. Za bardzo kochać mogą też samodzielne i niezależne materialnie kobiety – singielki. Dla nich mężczyzna jest kimś, poprzez którego pożądanie definiują swoją kobiecość, lub też spełnieniem marzeń o bezwarunkowej miłości.
Skąd się biorą u kobiet tendencje do kochania za bardzo?
Z ich własnych deficytów, najczęściej wyniesionych z dzieciństwa, a bywa że wzmocnionych w życiu dorosłym. Kochanie za bardzo przez kobiety w związkach przemocowych bardzo często bazuje na ich deficycie bezpieczeństwa materialnego. Takie kobiety są z mężczyzną który się nad nimi znęca, tylko dlatego, bo nie wierzą, że materialnie same sobie poradzą. Są też kobiety, dla których mężczyzna staje się filarem bezpieczeństwa emocjonalnego – potrzebują partnera, na którego zawsze mogą liczyć.
Kobiety z deficytem poczucia kobiecości zaspokajają go wiążąc się z mężczyzną, dla którego są atrakcyjne, który je wybrał. One absolutnie nie czują swojej kobiecości, kiedy u ich boku nie ma partnera. Dla kobiet z deficytem poczucia kobiecości sposobem na jego zapełnienie może być też macierzyństwo. Takie kobiety kochają za bardzo mężczyznę w nadziei, że dzięki temu osiągną swój cel, w istocie traktując mężczyznę jako dawcę nasienia.
Kochanie za bardzo wynika też z deficytu poczucia własnej wartości. „Ułożenie sobie życia przez kobietę” bardzo często łączone jest ze stworzeniem rodziny, dlatego też częstym kryterium poczucia własnej wartości jest właśnie bycie mężatką. W grę wchodzą tu oczywiście uwarunkowania kulturowe, czy przekazy z domu rodzinnego.
Ostatnim z deficytów prowadzącym kobiety do kochania za bardzo jest deficyt bezwarunkowej miłości. Kobieta która w dzieciństwie mało takiej miłości zaznała, pragnie jej od mężczyzny. I rzeczywiście stan zakochania może ją przypominać – dla swojego ukochanego jest wyjątkowa, idealna, najważniejsza na świecie. Kochające za bardzo kobiety często tak właśnie definiują miłość. Kiedy zakochanie mija, szukają nowych relacji, nowych związków i znów gotowe są w nich na wszystko.
Kochanie za bardzo to tylko dawanie, uległość wobec mężczyzny?
Nie. Jedne kobiety przyjmują pozycję uległą, czyli „ja się podporządkuję, zrobię wszystko co będziesz chciał, przekieruję się na twoje potrzeby”. Druga postawa kochających za bardzo kobiet to postawa dominująca, kiedy kobieta poprzez kontrolę, ratownictwo, kobiece sposoby manipulacji, szantaż emocjonalny usidla swojego ukochanego. Ratowniczka często jest uważana za kobietę zdolną do wielkiej miłości – przecież tak się poświęca, tyle robi dla mężczyzny. Tymczasem dzięki takiej postawie realizuje swój cel, jakim jest związanie ze sobą partnera ubezwłasnowolnienie go, pozostawienie w pozycji dziecka, posiadanie na własność.
Ale kobiety kochające za bardzo chyba właśnie szukają takich mężczyzn, którymi mogą się zaopiekować?
Bardzo często tak, wiele kochających za bardzo kobiet chętnie tworzy relację z mężczyznami potrzebującymi opieki. Pasują do siebie jak klucz do zamka, mężczyzna w takiej partnerce szuka mamusi, która się o niego zatroszczy, zrzuci z niego ciężar odpowiedzialności za siebie i swoje życie, rozwiąże wszystkie problemy.
Czy taka miłość może być zagrożeniem dla kobiety? Może jej zaszkodzić? W końcu to „tylko” miłość.
Wszystko to, co wybierane nieświadomie, stanowi zagrożenie. Jeśli ktoś nie ma świadomości kryteriów swoich wyborów, to zazwyczaj nie jest gotowy na ich konsekwencje.
Kiedy kobieta świadomie wchodzi w rolę ratowniczki, to zdaje sobie sprawę z ryzyka. Bardzo często bowiem wyratowany przez kobietę, stojący na własnych nogach mężczyzna odchodzi – bo już kobiety nie potrzebuje.
Świadome swoich wyborów ratowniczki to chyba jednak rzadkość…
Niestety, tak. Dlatego zawsze podkreślam, że podstawowym celem psychoterapii jest pogłębienie świadomości. Błędem w psychoterapeutycznej sztuce jest podsuwanie kobietom jedynego dobrego rozwiązania, czy pokazywanie jedynie słusznej drogi. Chodzi o to, by kobiety wchodziły bardziej świadomie w związki, w relacje. By wyzbyły się dziecięcej naiwności, że ten świat jest piękny i bajkowy, a miłość rozwiąże wszystkie problemy.
Jeśli rozumie się mechanizm kochania za bardzo, to łatwiej się przed nim uchronić?
Tak. Trzeba jednak pamiętać, że sama tendencja do kochania za bardzo nie zanika. Ale świadomość występowania tej tendencji powoduje, że kobieta może się uchronić przed zaangażowaniem w kolejny toksyczny dla niej związek.
Kochanie za bardzo to szukanie okazji do romansów?
Między innymi. Kochanie za bardzo, będące w istocie uzależnieniem od miłości, ma różne wzorce. Jednym z nich jest poświęcenie, rezygnacja z własnych potrzeb i zajmowanie się jedynie zaspokajaniem potrzeb ukochanego. Inne kobiety z kolei poszukują w związkach adrenaliny – często ich burzliwe relacje są serią rozstań i powrotów. Jest jeszcze inny ciekawy wzorzec – wzorzec fantazjowania. O wspólnej przyszłości fantazjują kochanki związane z żonatymi mężczyznami, albo kobiety uwikłane w internetowe romanse. Fantazjują też kobiety po rozstaniu, kompulsywnie śledząc profil byłego na Facebooku.
Czyli kochanie za bardzo można traktować jako zaburzenie, jeśli spojrzymy na nie jak na uzależnienie od miłości?
Uzależnienie to wykształcony w mózgu pewien zaburzony mechanizm regulacji emocji. Istnieją uzależnienia od środków psychoaktywnych, ale też uzależnienia behawioralne, od zachowań. Mechanizm jest ten sam, te same są objawy.
Kwestia nazewnictwa jest bardzo ważna. Jeśli kobietę, która kocha za bardzo porzuca mężczyzna, to ona może swoje cierpienie nazwać dowodem na to, jak wielka jest jej miłość, a może nazwać zespołem abstynencyjnym. Czyli dotkliwym stanem, analogicznym do tego, który występuje u alkoholika po zaprzestaniu picia. Nazwanie problemu po imieniu jest pierwszym krokiem do jego rozwiązania.
Zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle potrafimy kochać normalnie, po prostu? Trudno racjonalizować miłość.
Stare chińskie przysłowie powiada, że w stanie zakochania nie powinno się podejmować żadnych racjonalnych decyzji. Bo to jest stan bardzo piękny, ale też związany z oderwaniem od rzeczywistości. I kiedy ktoś z tą świadomością przeżywa stan zakochania, wie, że przestrzeń na budowanie prawdziwej relacji otworzy się dopiero wtedy, gdy ten stan minie.
Nie deklaruje się poważnego związku na etapie zakochania…
Właśnie, bo rzeczywistość zupełnie nie współbrzmi z tym, co czytamy w książkach, co pokazują w filmach, czy śpiewają w piosenkach. Gdzie miłość spada jak grom z jasnego nieba i kiedy nie ma znaczenia, że ten mężczyzna jest narkomanem, czy seksoholikiem, bo przecież miłość wszystko zwycięży.
Jakie są konsekwencje uzależnienia od miłości?
Kobiety kochające za bardzo trafiają na terapię z powodu swojego cierpienia. Cierpią, bo rozpadł im się związek, bo mąż je zdradził, bo czują się niespełnione w związku, bo lata lecą, a one nie potrafią stworzyć takiego związku, jaki by chciały. Różne są powody tego cierpienia, ale wspólnym ich mianownikiem jest zawsze mężczyzna. Ponieważ dla kochających za bardzo kobiet mężczyzna jest regulatorem ich emocji.
Na terapii zaczynają to dostrzegać, diagnozować swoje uzależnienie od miłości. Uzależnienie nie jest niczym złym, szkodliwe są straty, które kobiety z powodu swojego uzależnienia ponoszą. Kobieta swoje życie podporządkowuje mężczyźnie, co w efekcie prowadzi do jego zubożenia. Robin Norwood, autorka kultowej już książki „Kobiety, które kochają za bardzo” określiła to nawet bardziej dosadnie – kochanie za bardzo może zabić.
Eugenia Herzyk, psychoterapeutka, założycielka i prezeska Fundacji Kobiece Serca, której statutowym celem jest pomoc kobietom uzależnionym od miłości. W swojej praktyce terapeutycznej specjalizuje się w problematyce uzależnienia od miłości, regulacji emocji oraz świadomych życiowych wyborów. Autorka książek „Nałogowa miłość” oraz „DDD – Dorosłe Dziewczynki z rodzin Dysfunkcyjnych”