Go to content

Prof. Zbigniew Izdebski: Dobrze jest kochać. Tylko nie za bardzo!

cechy u kobiety
fot. Aja Koska/iStock

Profesor przeprowadził szczegółowe badania i tłumaczy, jakie małżeństwa w pandemii zaczęły intensywnie myśleć o rozwodzie i dlaczego czasem warto odpocząć od siebie na wakacjach i wyjechać osobno. 

Badania profesora „Seksualność Polek i Polaków w czasach COVID w 2020” wyglądają bardzo optymistyczne. 22 proc. ankietowanych wskazało, że ich związek wzmocnił się, a 66 proc. oceniło, że w czasie izolacji w ich związku nic się nie zmieniło. 

– Cieszy mnie, że blisko 1/4 Polaków chwali się tym, że ich relacje się wzmocniły. Chciałbym jednak zaznaczyć, że to były po prostu dobre związki ludzi zabieganych, przepracowanych, skupionych na wychowywaniu dzieci i walczących o codzienny byt. Oni często się mijali w domu i za sobą tęsknili. Dziś mówią, że dzięki pandemii mieli czas poczytać, pooglądać filmy, pobyć ze sobą i z dziećmi. I oni oczywiście nie trafiają do mojego gabinetu – mówi prof. Izdebski.

Wiem, że są też mniej optymistyczne dane: kilkanaście procent uważa jednak, że ich relacja uległa pogorszeniu, a 6 proc., że w czasie pierwszych miesiącach pandemii pierwszy raz pomyślało o rozwodzie.

– Proszę zwrócić uwagę, że 6 proc. badanych zaczęło myśleć o rozwodzie dopiero w czasie pandemii. Co najciekawsze: im ludzie młodsi, tym większy kryzys w relacji. Wśród ludzi od 18 do 29 roku życia – 12 proc. pierwszy raz pomyślała o rozwodzie. Dla porównania w grupie od 30 do 49 roku życia to było – 8 proc., a wśród ludzi starszych w wieku „60 plus” już – 2 proc.

Dlaczego to najmłodsi najgorzej znieśli czas pandemii?

– U 39% osób w wieku do 29 lat uważa, że w czasie pandemii zwiększyły się u nich odczucia przewlekłego zmęczenia, osłabienia, senności, trudności z koncentracją. Młodzi przyznawali, że częściej zdarzały im się napady złości, agresji czy frustracji. A dlaczego? Młodzi ludzie ze względów rozwojowych są nastawieni na aktywność zawodową, studia, przebywanie z grupą i kontakty społeczne. Oni tego wszystkiego zostali nagle pozbawieni. To dla nich był trudny czas i ja się temu nie dziwię, bo ja od lat widzę tendencję, że w młodych małżeństwach szybko dziś pojawia się kryzys.

Dla niektórych może to być zaskakujące, że do zdrad najczęściej dochodzi zaledwie rok czy dwa lata po ślubie. Myślę, że ci ludzie często po prostu nie dojrzeli do związku.

Jakie małżeństwa najlepiej przeszły czas epidemii?

– My mówiliśmy, że najbardziej narażoną grupą w covidzie są osoby starsze. Komunikaty szły w tę stronę: „Musimy chronić naszych seniorów”. Jednak w czasie pandemii w ich życiu niewiele się zamieniło. Seniorzy na przestrzeni swojego życia doświadczyli już samotności, a nawet izolacji. Osoby „60 plus” całkiem sporo przeżyły i to nie był dla nich pierwszy poważny kryzys. Dlatego oni, w moim odczuciu, najlepiej znieśli poczucie zagrożenia.

Co dziś najczęściej mówią pacjenci w gabinecie u profesora?

– O to bardzo ciekawe pytanie. Ludzie teraz wracają z rodzinnych dwutygodniowych wakacji i niektórzy mówią mi, że nastąpiło przesilenie. Okazuje się, że niektórym wyjazd na wspólny urlop wcale dobrze nie zrobił. Ponieważ przebywali wiele miesięcy razem, a teraz wyjechali i znów byli razem, tylko w trochę innych okolicznościach przyrody. Przyjeżdżają więc do domu w głębokim kryzysie.

Mnie wydaje się, że wakacje służą jednak odbudowaniu relacji. To nieprawda?

– Owszem wiele par opowiada, że ma w czasie urlopu bardziej relaksujący, odprężający seks i czas na rozmowy. Ale są też tacy, którzy mówią: „Już nawet seksu mi się nie chce”. Powiem pani, że kiedy odbieram telefony od swoich pacjentów i znajomych, zauważyłem, że dzwonią coraz częściej, by się poradzić, czy jest sens, by wyjechać na urlop całą rodziną. Po dokładnej analizie wszelkich „za” i „przeciw” niektórzy decydują, że potrzebują odpocząć od siebie.

Taki odpoczynek ma sens?

– Jeśli mówisz „kocham, ale potrzebuję odpocząć”, a druga strona potrafi to przyjąć bez żadnych podtekstów i emocji, to ja myślę, że osobne wakacje mogą okazać się korzystne. Nie ma co się obrażać, gdy żona powie: „Na ten tydzień chcę jechać sama, albo z koleżankami”. Proszę zachęcić ludzi, by nie myśleli, że taka propozycja jest jakaś… niestosowna. Przecież nawet jeśli mamy poczucie, że nasz związek jest dobry i że się kochamy, to czasem jednak potrzebujemy dystansu. To może być korzystne dla obopólnego zdrowia psychicznego małżonków.

Mnie się wydaje, że Polakom teraz trzeba takiej refleksji filozoficznej nad wartością naszego życia i wartością relacji w związkach, ale też pracy. To dobry moment na przemyślenia.

Ludzie podczas pandemii coś przewartościowali i chętniej zmieniają teraz swoje życia?

– Tak, przynajmniej ci, którzy trafiają do mojego gabinetu! Dużo osób zrozumiało, że woli pracę on-line. Mówią też, że nie chcą już się tak spieszyć i że pieniądze to nie wszystko. Kilku dzięki pandemii odważyło się na rozwód. Mnie zdaje się, że ludzie dziś powinni traktować rozwód, nie tylko jako porażkę życiową, ale też jako strategię radzenia sobie z problemami w życiu.

Co pan profesor przez to rozumie?

– My ludzie obecnie przecież żyjemy coraz dłużej i dlatego nasze życie trzeba dzielić na pewne etapy. Powinniśmy też pozyskiwać umiejętności zagospodarowywania tych etapów. Proszę zauważyć też, że ślub kościelny w Polsce nie jest już tylko traktowany jako sakrament religijny. Wielu młodych zawiera go ze względu na piękną oprawę, ceremonię i tradycję. Polacy coraz bardziej dystansują się od religii i ta tendencja w moim odczuciu będzie się pogłębiać. W związku z tym nowe pokolenia będą mieć coraz więcej odwagi w podejmowaniu różnych decyzji, także tych dotyczących swoich związków.

Ja bym więc nie traktował rozwodu jako porażki, ponieważ miłość ma często charakter przemijający. Intensywność namiętności także nie pozostaje w związku przez lata taka sama.

Pan profesor chyba chce oswoić dla Polaków słowo „rozwód”?

– (śmiech). Jak rozmawiam teraz z kobietami „50 plus”, to widzę u niektórych wielkie rozgoryczenie. Mówią, że ich związek nie był szczególnie udany, ale nie rozwiodły się, bo dzieci były małe. Potem w czasie pandemii liczyły, że dostaną wsparcie od dorosłych córek i synów, ale… tego wsparcia nie było. Proszę zwrócić uwagę, że wiele młodych wyjechało z Polski i nie chce wracać. Mają do tego prawo. Dlatego ja zawsze powtarzam: „Nie traktujmy swoich dzieci jak PZU”.

Jaką ma pan radę dla takich kobiet?

– Trudno mi coś jednoznacznego poradzić. Jestem seksuologiem i doradcą rodzinnym i nie pracuję w konwencji terapeutycznej. Mnie się zdaje jednak, że dziś wielu dojrzałym osobom przydałaby się bardziej dogłębna terapia. Poza tym uważam z pełną świadomością i chcę to podkreślić, że dziś trzeba nam dobrych filozofów, który będą mówili na temat sensu życia i wartości życia.

W tych trudnych ekonomicznie czasach potrzeba nam ekonomistów, dobrych polityków, lekarzy… Ale filozofów? Dlaczego?

– Bo ludzie dziś są zagubieni i potrzebują przewodników. Myślę, że szczególnie takich, którzy nie dramatyzują i którzy mają odwagę mówić rzeczy, które dają ludziom wytchnienie.

Pan przewartościował swoje życie po ponad roku od wybuchu epidemii?

– Jeszcze bardziej zacząłem celebrować życie towarzyskie, nawet w tych warunkach, jakie teraz mamy. W wielu rzeczach upewniłem się, że moje wybory, które podejmowałem do tej pory, były słuszne.

Zdradzi pan coś więcej? Rozumiem, że przyjaciele okazali się bardzo panu potrzebni do szczęścia?

– Tak przyjaciele są potrzebni. Natomiast w odniesieniu do związków ja w dobie covidu używam takiego stwierdzania: „Fajnie jak ludzie się kochają, tylko żeby nie za bardzo!”

To ja nic już nie rozumiem!

– To tak samo, jak nasz znany pisarz Janusz Wiśniewski. On mi mówi: „Nie mów tak o miłości, bo ludzie tego nie zrozumieją!”. A ja już pani za chwilę wszystko tłumaczę. W dobie covidu przeżyłem śmierci bardzo bliskich mi osób. Dostrzegłem taką miłość, która zabierała małżonków we dwoje. On miał 65 lat i umarł na covid, a ona była pięć lat młodsza, zdrowa, ale tak go kochała, że nie miała już sił iść na jego pogrzeb. Zmarła kilka dni później.

Tak naprawdę to może była piękna, silna miłość, o której większość z nas może tylko pomarzyć.

– Wie pani…, to ja to dziękuję za taką miłość! I jeszcze raz powtórzę, żeby wybrzmiało – dziękuję za taką miłość! Zdaję sobie sprawę z tego, że to, co tutaj mówię, jest trudne do przyjęcia. Ale dla mnie dramatyczny wymiar ma sytuacja, gdy odchodzi twój partner, a ty już nie widzisz sensu życia bez tej osoby. Najmniejszego! A przecież często masz dzieci, rodzinę, grono przyjaciół, pasję. Masz też siebie!

Panie profesorze zrobiło się na koniec strasznie smutno…

– To ja pani przekornie powiem, że ta myśl, żeby „nie kochać za bardzo” jest myślą niesłychanie optymistyczną. Ja w swoim gabinecie ciągle słyszę pretensje. Żona mówi do męża, że kiedyś to było fajnie, a teraz już tak fajnie i namiętnie nie jest. A mnie się zdaje, że życie ma swoje naturalne etapy, raz jest lepiej, raz gorzej. Chodzi o to, byśmy nie dali się tej w miłości po prostu zwariować.

***

Profesor Zbigniew Izdebski – pedagog, doradca rodzinny, seksuolog, specjalista zdrowia publicznego, oraz kierownik Katedry Humanizacji Medycyny i Seksuologii Collegium Medicum UZ, oraz kierownik Katedry Biomedycznych Podstaw Rozwoju i Seksuologii na Wydziale Pedagogicznym UW.

Prof. Zbigniew Izdebski, fot. Mirosław Kaźmierczak