Piątek 17.00
Wysoki budynek, 22 piętro, recepcja. – Pani do kogo? – Do Pani M. – Proszę poczekać 5 minut, poprzednia wizyta jeszcze trwa. Rozsiadam się na skórzanej czarnej kanapie i biorę do ręki Charaktery. Wiadomo, centrum terapeutyczne, a więc psychologiczne magazyny. Lubię to czytać, ale mam wrażenie, że nie pomaga mi wcale. Lektura i tyle, mądrzenie się ekspertów od życia, którzy sami sporo mają za uszami. Koleżanka opowiadała mi o jednej psycholog, która mieszkała w ich blogu, jak krzyczała na dzieci. Profesjonalistka od relacji rodzinnych. Hahaha.
Terapeutka: Zapraszam – staje przede mną atrakcyjna brunetka około czterdziestki. – Pani Monika, tak?
Ja: Tak – uśmiecham się fałszywie, myśląc tylko o tym, dlaczego ona jest w moim wieku, a nie starsza i po co się tak wystroiła. Wlokę się za nią, patrząc na jej zgrabne łydki i zastanawiam się, czy ma męża, czy jest po rozwodzie, czy ma dzieci. Wskazuje mi fotel. Nie podoba mi się jej pewność siebie.
Ja: To nie można wybrać miejsca?- komentuję złośliwie.
Terapeutka: Nie – odpowiada i uśmiecha się do mnie (miło). – Pracuję tu przez kilka godzin, trudno byłoby mi wciąż zmieniać fotel. Ciekawe, że Pani o to pyta. Ma Pani jakieś myśli na ten temat?
Ja:Myśli na temat krzesła? Chyba nie. – ja nadal złośliwa.
Terapeutka: Myśli na temat tego, że nie pozwoliłam Pani wybrać miejsca, na którym Pani siądzie?
Ja:To o tym będzie ta terapia? – przerywam jej, bo nie chce mi się płacić za takie idiotyczne dywagacje. Patrzy na mnie spokojnie i wyprostowuje plecy. Mam wrażenie, że jest zirytowana (wymięknie jak inne).
Terapeutka: A Pani jak uważa? O czym będzie ta terapia? – (Hmmm. Cisza. Nie wiem, co powiedzieć. Jestem trochę zmęczona i osuwam się w fotel).
Terapeutka: Zawsze Pani tak robi?- pochyla się w moją stronę i przygląda mi się (zatroskana?)
Ja: Jak?
Terapeutka: Zaczyna relację.
Ja:Czyli jak?
Terapeutka: A jakby Pani opisała nasz początek? Pięć minut wcześniej?
Ja:Że byłam dla Pani złośliwa.
Terapeutka: Co to znaczy?
Ja:Chciałam Panią osłabić.
Terapeutka: Moją pozycję tutaj, tak? – dopytuje. – Po tym, jak wyznaczyłam Pani miejsce poczuła Pani, że chcę tu dominować?
Ja:Chyba tak (jestem coraz bardziej zmęczona i czuję się niepewnie).
Terapeutka: Była Pani na mnie zła?
Ja:Nie wiem, chyba tak.
Terapeutka: Czy było coś w moim zachowaniu, co Panią zirytowało? (I co mam jej odpowiedzieć? Że jest atrakcyjna? Że się nie spodziewałam? Że nienawidzę swojej tuszy, a ona jest chuda?)
Ja: Pani pewność siebie. Wygląd – dodaję cicho.
Terapeutka: Wyglądam inaczej niż sobie Pani wyobrażała? A jak to było?
Ja: Myślałam, że będzie Pani starsza, ubrana bardziej skromnie, taka niepozorna może.
Terapeutka: A gdy mnie Pani zobaczyła, to co poczuła? Pomyślała?
Ja: Że jest Pani mocna. (Skąd mi przyszło do głowy takie słowo???)
Terapeutka: Mocna? Co to znaczy? – poprawiła włosy i uśmiechnęła się.
Ja: Że Pani lubi siebie i wie, co robić w życiu. Taka pewność…
Terapeutka: …której Pani brakuje?
Ja: Tak.
Terapeutka: I gdy Pani widzi taką pewność w drugim człowieku, to zaczyna Pani rywalizować trochę o władzę, dominację, miejsce? Tak jak dziś zadziało się między nami? Przypomina sobie Pani podobne sytuacje w swoim życiu? (Myślę. Chyba większość. Z moją siostrą. Partnerem. Przyjaciółkami)
Ja: Robię tak często – odpowiadam i wbijam się jeszcze mocniej w fotel.
Terapeutka: Co się z Panią teraz dzieje? – pyta nagle.- Skuliła się Pani.
Ja: Nie wiem, jakoś czuję się słabo. Tak dziecięco trochę.
Terapeutka: Tak jakby Pani kurczyła się pod wpływem tego, co mówię. Czy to moja moc/pewność tak działa na Panią?
Ja: Myślę, że ma Pani trochę racji i czuję się głupio.
Terapeutka: Co to znaczy?
Ja: Że się wygłupiłam z tym atakiem i gówno wiem. Jestem nikim. Czuję się nikim.
Terapeutka: To smutne. – patrzy na mnie chwilę i rusza ręką, jakby chciała dotknąć mojej głowy. – Smutne czuć się nikim. Może Pani o tym opowiedzieć?
Ja: Czuję się gorsza. Jak Kopciuch. Ktoś, kto nie ma nic do zaoferowania. Całe moje życie to udawanie lepszą niż jestem. Udaję silną. Wszyscy mówią „Ty to jesteś nie zdarcia”, a ja się tak boję.
Terapeutka: Czego się Pani boi?
Ja: Że pewnego dnia pęknę. Nie dam rady już tak grać. Zostanie tylko ten Kopciuch co się nadaje do mycia podłóg.
Terapeutka: Ciekawe, że używa Pani takiego określenia. Kopciuch a nie Kopciuszek. Kopciuszek wywołuje czułość, a w tym jest dużo złości do siebie.
Ja: Bo ja siebie nienawidzę. Swojego wyglądu, niepewności, słabości. Mogę udawać twardą, tylko gdy jestem ze słabszymi, więc walczę ciągle. Wciąż muszę innych dewaluować. Wtedy czuje się potrzebna.
Terapeutka: A jak Pani nie potrzebują?
Ja: To się boję.
Terapeutka: Że odejdą?
Ja: Tak.
Terapeutka: A jak jest tutaj? Czy Pani jest mi potrzebna?
Ja: Nie. To ja potrzebuję Pani.
Terapeutka: Co więc Pani czuję do mnie?
Ja: Strach i niepewność. Że Pani mnie odrzuci. Wzgardzi mną. Odkryje jaka jestem.
Terapeutka: A jeśli odkryję, to..?
Ja: To się Pani rozczaruje.
Terapeutka: Skoro już wiem, że Pani jest nikim, Kopciuchem, bo tak się Pani przedstawia, to co może mnie rozczarować?
Ja: Mam wiele złych cech. Myślę źle o innych, życzę im źle, jestem zawistna.
Terapeutka: Zawistna? Jak by Pani opisała zawiść?
Ja: Złość, zazdrość.
Terapeutka: Zazdrość o co?
Ja: Że ktoś ma więcej.
Terapeutka: Skoro Pani jest Kopciuchem, to zakładam, że Pani ma niewiele, naturalne jest chyba, że Pani zazdrości innym?
Ja: Niby tak. Ale ja im bardzo źle życzę.
Terapeutka: Bo gdyby im się noga podwinęła, Pani czułaby się lepiej?
Ja: Tak.
Terapeutka: … bo przestaliby być lepsi w Pani oczach? Czy jest jakiś inny sposób, by inni nie sprawialiby, aby czuła się Pani gorsza?
Cisza. Patrzę na zegarek z niepokojem, że zostało mi bardzo mało czasu. Dwie minuty.
Ja: Nie chcę wychodzić, a czas się kończy.
Terapeutka: Niestety.
Ja: Będę mogła tu wrócić jeszcze?
Terapeutka: Ma Pani obawę, że nie? Że tak mnie już Pani rozczarowała?
Ja: Tak. Czuje Pani do mnie niechęć.
Terapeutka: To pytanie czy stwierdzenie?
Ja: Stwierdzenie. Boję się zapytać.
Terapeutka: Może jednak Pani zaryzykuje?
Ja: Nie wiem sama.
Cisza.
Terapeutka: Kopciuch który tak naprawdę jest Kopciuszkiem, jak Pani wie z bajki, jest postacią piękną i dobrą. Ukrywa swoje piękno pod rolą, którą musiał podjąć w życiu. W każdym człowieku to jest. Czasami role, które nam towarzyszą nie pozwalają nam funkcjonować w jakiejś prawdzie. Uwierają, bolą, złoszczą, ale nie potrafimy ich zamienić na inne. To musi być bardzo trudne wciąż udowadniać sobie i innym, że Pani coś znaczy. Walczyć. Dewaluować innych, aby poczuć choć trochę siły. Myślę, że jest Pani bardzo zmęczona tym i stąd Pani wizyta. Boi się Pani zapytać, ale Pani odpowiem. Nie, nie jestem rozczarowana. Ani zła. Ani pełna niechęci wobec Pani. Jestem ciekawa. To chyba najlepsze słowo. Ktoś bardzo zły i smutny dominuje w Pani życiu, a ktoś bardzo dobry i piękny się zagubił. Może uda nam się razem go odnaleźć?
Ja: Dziękuję.
Terapeutka: Do zobaczenia za tydzień.