Psycholożka Marta Iwanowska Polkowska przyznaje, że pomysł, by napisać książkę „Nażyć się” przyszedł jej do głowy, gdy sama chorowała, mierzyła się z żałobą po śmierci taty i diagnozą syna w kierunku spektrum aspergera. Dziś Marta twierdzi, że szukanie sensu w trudnym wydarzeniu z naszego życia jest ważne, choć niełatwe. „Nie znajdziesz tego, gdy jeszcze łzy cisną się do oczu. Żałoby i smutku nie można przyśpieszać. To przyśpieszanie zniechęca i frustruje. Ale zawsze można kierować się ciekawością. Nie szukaj sensu na siłę, ale z ciekawością zadawaj sobie pytania: „Co sprawiło, że jestem w tej sytuacji?” i „Czego ona próbuje mnie nauczyć?”.
Marto zadam ci bardzo trudne pytanie. Jak matka, która dowiaduje się, że jej dziecko jest chore, ma szukać w tym sensu dla siebie?
Jeśli zadasz sobie pytanie tuż po usłyszeniu diagnozy, to ono wybrzmi nieadekwatnie. Na początku taka mama potrzebuje przeżyć żałobę i wszystkie towarzyszące jej emocje. Ona potrzebuje też kogoś bliskiego, by towarzyszył jej w smutku i stopniowym akceptowaniu swojego nowego życia. Dlatego, jeśli jesteś jej przyjacielem, staraj się po prostu być przy niej, wysłuchać, zapytać, czego ona teraz potrzebuje. Czy chce, byś z nią razem popłakała? Czy woli pójść na spacer albo napić się wina i nie myśleć o chorobie? Dobrze dla takiej osoby być wsparciem, jakiego ona akurat teraz potrzebuje.
U każdego żałoba może troszeczkę inaczej wyglądać. Jedna mama chce płakać, inna pragnie działać i szukać sposobu na wsparcie swojego dziecka, a dopiero po jakimś czasie orientuje się, że nie na wszystko ma wpływ. Warto być przy niej, kiedy ona to odkrywa. A być może po jakimś czasie ona poczuje, że ta sytuacja, mimo wielkiego cierpienia, rozwinęła w jakiś sposób ją i jej rodzinę.
Ty mówisz o zrozumieniu sensu po roku lub dwóch, a ja znam osoby, które ten sens znajdują dopiero po 20 latach, albo wcale i tak sobie żyją w wielkiej frustracji. Dlaczego?
Pamiętajmy, że niektóre osoby nie będą chciały szukać sensu, ponieważ dzięki temu wglądowi coś musiałoby się zmienić. Dzięki zrozumieniu stajemy się silniejsi, pewniejsi siebie, z czasem bardziej szczęśliwi i zadowoleni. A niektórzy po prostu boją się tacy być. Świadomie bądź nieświadomie wybierają bycie ofiarą. Zauważ, że żyjemy w społeczeństwie, w którym często uwagę dostają ci, którzy cierpią. Dla nich bycie w tym trudzie i cierpieniu pełni jakąś funkcję np. dzięki temu udaje im się skupić na sobie czyjąś uwagę albo integrować rodzinę, być akceptowaną.
Czasem spotykam kobiety, które po tym, jak zdecydowały się na zmiany (w kierunku nażywania się), straciły pewne relacje. Po tym, jak otoczenie przyzwyczaiło się do tego, że ona była zawsze słaba, zapłakana, nie potrafiło się przyzwyczaić do tego, że ta sama kobieta jest teraz silna i zadowolona z życia. Tacy „pomocnicy” i „wybawiciele” czasem nie potrafią odnaleźć się w nowej sytuacji, czyli uznać, że nie są już tak bardzo potrzebni.
Dlaczego nie potrafią?
Może czerpali z pomagania jakieś korzyści? Może to budowało ich poczucie własnej wartości? Może woleli zajmować się czyimiś problemami niż swoimi? Każda historia jest inna i nie chcę za bardzo generalizować, ale jeśli od dłuższego czasu czujesz się nieszczęśliwa, warto przyjrzeć się temu, czy nie boisz się być osobą silną i sprawczą tuż obok ludzi, którzy są ci bliscy. Bo może, kiedy już taką osobą staniesz się, niektórzy z twojego otoczenia nie będą chcieli lub umieli być z tobą w relacji? Może im się to po prostu nie spodoba?
Chociaż mamy XXI wiek, ciągle widzę, że jak kobieta zdecyduje się na bycie odważną, to często jest pierwszą kobietą w rodzinie. Pierwszą, która idzie nową drogę. Matka, teściowa, babki, prababki nie zawsze wybierały taką sprawczość. Nie zawsze mogły ją wybrać, choć chciały. Z czasem nawet nieświadomie „mościły się” w cieniach mężów, w roli ofiar, które nie potrafiły wpływać na swoje życie. Wyjście z tej roli dla wielu kobiet jest trudne i wymaga odwagi. Wspierające w tej drodze może być przekonanie, że ja chcę to zrobić nie tylko dla siebie, ale też dla swojej córki, żeby ona już wiedziała, że można być silną, spełnioną i walczyć o swoje szczęście.
Odnoszę wrażenie, że wielu psychologów namawia nas, byśmy szukali sensu trudnych wydarzeń z naszego życia…. na siłę. Ty mówisz, że trzeba szukać z ciekawością. Dlaczego?
Ciekawość rozumiem jako przyglądanie się swojemu życiu z różnych perspektyw. Tak robią dzieci. Jak znajdą na polanie ślimaka, to wezmę go do ręki i sobie opatrzą go dokładnie. Najpierw obejrzą jego różki, potem zajrzą do muszli, może go nawet powąchają, czy poliżą. Pozwolą sobie na doświadczanie ślimaka różnymi zmysłami. A nam dorosłym czasem tej ciekawości brakuje. Patrzymy na coś raz, wydajemy kategoryczny osąd i zamykamy go do szuflady, by nawet nie dać sobie prawa na jego zmianę. Natomiast ciekawe przyglądanie się wymaga zdawania pytań: „A co, jeśli się myliłam? A co by było, jeśli jest inaczej niż myślałam do tej pory?”
My kobiety bywamy bardzo dobre w nazywaniu tego, co będzie dobre dla innych. Dla syna, męża, szefa. Wiemy, co smakuje naszym dzieciom i o czym zapominają nasi rodzice oraz czego oczekuje od nas społeczeństwo, znajomi i nieznajomi. Ale by nażyć się musimy zadbać o siebie i zadać sobie pytania: „Co ja lubię?”, „Co jest dla mnie ważne i sprawia mi przyjemność?”, „Jaką rolę wybieram dla siebie?”
A jakie role możemy wybierać?
Przeróżne. Od bycia ofiarą i męczennicą, po bycie dzielną, choć z zaciśniętymi zębami. Możemy być jak Ania z Zielonego Wzgórza, albo jak Hermiona z Harrego Pottera, czy Margaret Thatcher. Ważne, by być główną aktorką tej sytuacji, jak i reżyserką i autorką scenariusza. Ale my niestety zbyt często rezygnujemy z tych dwóch ostatnich ról.
W książce mówisz, że radości i szczęścia trzeba szukać na co dzień o to, by sprawiać sobie przyjemności. A jednak tak wielu z nas żyje od urlopu do urlopu.
Życie to nie tylko czas wakacji, ale właśnie ten czas pomiędzy nimi. Każda z nas ma prawo i zasługuje na to, by nażywać się codziennie. Z przyjaciółką na spacerze. Z córką na rowerze. Sama z książką. W kuchni podczas przygotowywania z mężem obiadu. Pomyśl, co możesz włączyć, zassać, czy wpleść do swojej codzienności, co będzie trwało nawet 15 min, ale sprawi, że ty tego dnia będziesz czuła się dobrze.
Marta, co ty miłego dla siebie zrobisz dziś?
Dziś moje życie jest bardzo intensywne, pracuję jako coach, prowadzę warsztaty, promuję książkę, mam też dom i dwójkę dzieci. Dlatego staram się dbać moje ciało, by było silne, sprężyste i nienapięte od natłoku zadań. By nażyć się: chodzę na masaż, nacieram skórę w domu olejkami, ćwiczę jogę. Dziś, tuż po naszej rozmowie, pojadę z synem na rowerach do szkoły, żeby spędzić razem trochę czasu i popatrzeć na wiosnę, która teraz tak pięknie rozkwita.
Pamiętam i już nigdy nie zapomnę, że moje nażywanie się to wybór i to intencja i troska, by codzienność sprawiała mi więcej przyjemności. Mogę z niechęcią jechać z synem do szkoły, myśląc, że znów muszę go odwozić. A mogę też pomyśleć sobie, że on tego potrzebuje, a ja chcę mu to dać. W mojej książce pojawia się taka metafora, że codziennie możemy świadomie posypywać swoje życie brokatem.
Co masz na myśli?
Brokatem są te chwile, w których pozwalamy sobie na uśmiech i myśl „jest OK, moje życie jest dobre, właśnie teraz w tym momencie i to najważniejsze … a ja jestem dobra dla siebie”.
Marta Iwanowska-Polkowska
Autorka książki „ Nażyć się. Jak zacząć nażywać się od dziś, pamiętać o tym jutro i już nigdy o sobie nie zapomnieć”.
Coachyca i trenerka, z wykształcenia psycholożka, z powołania towarzyszy innym w odważnym urzeczywistnianiu swojego JA, podejmowaniu śmiałych wyzwań i przechodzeniu przez zmiany z wyrozumiałością dla siebie. Autorka podcastu „Urzeczywistnij swoje JA”. Prowadzi procesy indywidualne i warsztaty rozwojowe. Jej główne „narzędzia pracy” z innymi to refleksja, uważność, akceptacja i docenianie, zmiana perspektywy, ale też poczucie humoru i zachwyt. Na stronie ManufakturaRozwoju.pl dzieli się swoimi refleksjami i podcastami.
Zobacz także: 32 pomysły, by #nażyćsię i być szczęśliwą według psycholożki Marty Iwanowskiej-Polkowskiej