Go to content

Kasia Kucewicz: mamy takie magiczne pragnienie, by wszystko to, co złe, zostało już zamknięte pod szyldem 2020

Fot. iStock / svetikd

– Ostatnio często słyszałam: niech to się skończy. Ale myślę sobie, że owo „to” tyczy się pandemii, obostrzeń, a nie samego roku. Wszyscy, nawet ci bardzo cierpliwi, mają już dość. I żyją nadzieją, że nowy rok będzie jak nowy przełożony, który przyjdzie i wprowadzi wreszcie porządek, tak żebyśmy mogli wyjść na prostą i odetchnąć z ulgą – mówi psycholożka i psychoterapeutka Katarzyna Kucewicz, z którą rozmawiamy o tym, jak nas zmienił i co nam dał ten z pewnością na długo niezapomniany 2020 rok.

Wydaje się, że na koniec tego roku czekaliśmy bardziej niż zwykle. Słychać było co chwilę głosy: niech to już się skończy. Faktycznie czekamy na nowe, ale czy z taką samą nadzieją, jak co roku? 

Kasia Kucewicz: Myślę, że pokładamy wielkie nadzieje w 2021 roku. Jak nigdy większość z nas ma poczucie, że mijający rok był trudny, ciężki i mamy takie magiczne pragnienie, by wszystko to, co złe, zostało już zamknięte pod szyldem 2020.

Większość z nas pewnie nawet nie marzy, żeby było lepiej, tylko żeby było chociaż tak jak w 2019. Zobaczyliśmy, co oznacza brak wolności, gros z nas poczuła gorzki smak samotności i izolacji.

Doświadczenie pandemii wielu z nas zapamięta do końca życia, jak coś bardzo dotkliwego i męczącego nawet, jeśli nikt z naszych bliskich nie zachorował.

Ja również słyszałam słowa: niech to się skończy. Ale myślę sobie, że owo „to” tyczy się pandemii, obostrzeń, a nie samego roku. Wszyscy, nawet ci bardzo cierpliwi, mają już dość. I żyją nadzieją, że nowy rok będzie jak nowy przełożony, który przyjdzie i wprowadzi wreszcie porządek, tak żebyśmy mogli wyjść na prostą i odetchnąć z ulgą.

Pojawiają się też głosy mówiące: “chcę już zapomnieć o tym koszmarnym roku 2020”.Ale może warto jednak się zatrzymać i zapytać siebie: ok, było ciężko, ale przecież ile się nauczyliśmy, jak bardzo siebie poznaliśmy, jaka to była lekcja życiowa dla nas. Warto, myślę jednak, zapamiętać ten rok i wyciągnąć z niego wnioski dla siebie

Odchodzący rok pokazał nam, że jakiekolwiek planowanie czegoś na przyszłość może nie mieć kompletnie sensu. Że ważne jest to co tu i teraz, z tego powodu możemy mieć problem z noworocznymi postanowieniami? Czy może one się zmienią?

Sądzę, że dalej będziemy nawykowo planować to samo: schudnę, będę więcej czytać i aktywniej odpoczywać, plus zarabiać dobre pieniądze. Takie postanowienia robi sobie większość z nas co roku, choć podświadomie wiemy, że jak zawsze może nam nic z tego nie wyjść, bo te postanowienia wynikają nie z naszej potrzeby zmiany, tylko z poczucia, że skoro idzie nowy rok, to TRZEBA coś zmienić.

Taka motywacja podszyta presją i brakiem przemyślanej strategii zwykle nie wystarcza. Bo, żeby wprowadzić zmianę w życie, trzeba ją zaplanować, przemyśleć, przygotować się do niej, a nie myśleć magicznie, że sama zmiana daty w kalendarzu spraw,i że gwiazdy zaczną nam sprzyjać.

Z pewnością wiele osób myśląc o postanowieniach noworocznych, ma przed oczami zeszłoroczny styczeń i te wielkie plany, które całkowicie zniweczyła mała drobniutka cząsteczka – wirus. Dlatego dzisiaj, siadając do postanowień, częściej będziemy brać pod uwagę, że mimo swojej mocy nie jesteśmy w stanie wszystkiego kontrolować, przewidzieć i zaplanować.

To jest tak, że wcześniej wpajano nam „możesz wszystko”, „jeśli czegoś bardzo chcesz – osiągniesz”. Dzisiaj wiemy, jak ważne są czynniki dookoła, czasem niezależne od nas. Wirus nauczył nas pokory i tego, że jesteśmy zniszczalni. Że człowiek nie zdominował natury tak do końca.

Czy ten stary rok nas zmienił? To doświadczenie, które nas spotkało? 

Sądzę, że bardzo. Każdy człowiek przeżywa jednak tę zmianę po swojemu. Mamy różne definicje straty w związku z pandemią. Jedni stracili bliskich, inni własne zdrowie, jeszcze inni pracę, poczucie bezpieczeństwa, bo musieli zupełnie zmienić plany na życie.

Każdemu z nas, na całym świecie, pandemia coś zabrała i ograniczyła. Ale też z pewnością wiele osób mówi o ubogaceniu wewnętrznym. O zatrzymaniu się. O docenieniu zdrowia, bliskości innych, posiadania rodziny, przyjaciół.

Pandemiczna sytuacja ograniczyła nasze bodźce, dając nam więcej czasu, by po prostu móc pomieszkać w swoim domu, posiedzieć, pomyśleć. W tamtym życiu byliśmy zabiegani, w ciągłym ruchu. Teraz siłą rzeczy wszyscy są bardziej przy sobie, przy swoich uczuciach, przy swoich refleksjach. Sama znam sporo osób, które zaczęły się baczniej sobie przyglądać: pisząc pamiętnik, zapisując się na terapię, czytając książki samorozwojowe. Wcześniej mogło nie być na to czasu w napiętym grafiku.

Jak przekuć to, co było, co się wydarzyło w coś dobrego? Mówi się, że w kryzysie wzrastamy, jesteśmy w stanie dostrzec nowe możliwości, użyć w końcu często ukrytych w nas gdzieś głęboko umiejętności i kompetencji?

Ten wzrost jest często spotykany po doświadczeniu kryzysu. Zaczynamy przewartościowywać nasze życie i dojrzewamy. Co oznacza, że zaczynamy lepiej odróżniać rzeczy ważne od błahostek oraz zyskujemy odwagę i wiarę w swoje możliwości.

W myśl: skoro pandemię przetrwaliśmy, to już nic nam nie groźne, gros osób w tym czasie wydobyła się z własnej strefy komfortu. Na przykład osoby wcześniej nie znoszące wideoczatów, nagle zaczęły z nich korzystać i odkrywać ich potencjał. Zaczęliśmy uczyć się, że przez internet można robić zakupy, rozmawiać, a nawet oglądać sztuki teatralne na żywo.

Część osób była zmuszona zmienić pracę. Znam kilka takich historii, gdy ktoś, dzięki pandemii, wreszcie się odważył zająć promowaniem swojej marki osobistej, postawił na siebie (wcześniej zaś się bał, dopiero w pandemii poczuł: jak nie teraz to kiedy?).

Widząc, że życie jest kruche, a świat może nagle dać nam prztyczka w nos, część ludzi zmieniła też swoje życie osobiste, zamykając na przykład toksyczne związki, czy kończąc inne relacje, które im nie służyły. W obliczu takiego zagrożenia ludzie mają często ochotę porządkować swoje sprawy. To dobre podejście. Lepsze myśle niż podejście „zajmę się tym po pandemii”. W przypadku naszego zdrowia, takie myślenie może nas wiele kosztować.

Czego, jako psycholog życzyłbyś innym na nowy rok? 

Życzyłabym wszystkim osobom, które się boją, żeby poczuły ulgę i spokój i zaufały nauce. Mówiąc o zaufaniu do nauki, mam na myśli zaufanie do szczepień, bo odnoszę wrażenie, że często niechęć do nich wynika z naszego braku  poczucia bezpieczeństwa, wiary bardziej w teorie spiskowe, a nie w naukę i twarde dane, które płyną do nas z ośrodków naukowych z całego świata. A dane mówią jedno: ta szczepionka to dla nas dzisiaj jedyny ratunek. nie tylko dla naszego zdrowia fizycznego ale i psychicznego.

Osoba, która czuje że ma na sobie zbroję, wraca powoli do emocjonalnej równowagi, może zacząć realizować siebie w pełni. I tego właśnie: równowagi, spokoju i harmonii bardzo wszystkim życzę na Nowy Rok.