Odeszłam. „Zabrałam” – jak kochasz to mówisz – ci rodzinę, to, co miałeś najważniejszego. Zniszczyłam cię i odeszłam. Teraz przeze mnie cierpisz, chcesz, żebym wróciła, żądasz tego, szantażujesz. Uważasz, że powinnam, że muszę, bo inaczej się zabijesz. Beze mnie nie dasz rady, nie podejmiesz nawet leczenia. Byłam u psychologa, przeczytałam setki artykułów, żeby samą siebie przekonać, żeby zrozumieć, by się umocnić, nabrać pewności. To nie jest moja wina, twoja nagła panika i strach. Sprawiasz, że czujesz się jakbym była w pułapce.
Odeszłam, bo było między nami bardzo źle. Bo nie sprawdziłeś się jako partner, a przede wszystkim jako ojciec. Bo krzywdziłeś – również fizycznie. Nie potrafiliśmy się porozumieć. Powodów było wiele. Odważyłam się, byłam z siebie taka dumna. Odetchnęłam, odżyłam. Zmierzyłam się z twoją złością, gniewem, nieprzewidywalnością. Poczułam się w końcu szczęśliwa, wolna. Nie na długo. Teraz chcesz, żądasz, żebym wróciła. Jeśli nie – coś sobie zrobisz, a na pewno – załamiesz się nerwowo.
Słyszałam o kobiecie, która spędziła ze swoim mężem dwadzieścia lat, bo zagroził jej, że jeśli go zostawi – odejdzie. Myślałam o tym, co czuła i jak bardzo się bała. Ja też się boję, każdego dnia. Ale, coraz mniej boję się o ciebie, a coraz bardziej o siebie i o dzieci. To moje małe zwycięstwo nad sobą samą. O to, że się załamie, że nie starczy mi sił by nieść odpowiedzialność za ciebie, którą mnie obarczasz i by dobrze wychować nasze dzieci. O to, że skończy się siła. Dlatego muszę się odciąć. Od ciebie, od twoich telefonów, wiadomości, informacji, które wysyłasz, „pół – zdań” i niedopowiedzeń, które sprawiają, że nigdy nie wiem na pewno, że wszystko u ciebie „w porządku”.
Jasne, że na początku była miłość i kilka, naprawdę pięknych, dobrych chwil. Ale dużo więcej niestety tych smutnych, złych, przepełnionych agresją i strachem. rozumiałam w pewnym momencie jak bardzo jest destrukcyjna, niepokojąca, niebezpieczna. Kiedy zaczęłam się wycofywać, ty przypuściłeś jeszcze większy atak. „Nie pozwolę ci odejść” – już wtedy mówiłeś. I wypominałeś, że przysięgałam, „na dobre i na złe”. Ty również przysięgałeś, pamiętasz?…I wiele razy łamałeś obietnice, które złożyłeś. Ale zostawmy to, nie o wyrzuty tu chodzi.
Nikomu nie życzę, by usłyszał kiedykolwiek „zabiję się i to będzie twoja wina, będziesz musiał żyć z poczuciem winy”. Nikomu nie życzę tych chwil niepewności, kiedy zastanawiasz się, czy to tylko groźba, manipulacja, czy rzeczywiście poważny stan. Nikomu nie życzę, by musiał wybierać między własnym zdrowiem psychicznym, a zdrowiem osoby, która jeszcze całkiem niedawno była mu bardzo bliska.