Go to content

Dr Aleksandra Piotrowska o tragedii z Andrychowa: „Myślimy: spieszę się, ktoś inny zareaguje”

Aleksandra Piotrowska
Aleksandra Piotrowska, doktor psychologii fot. Filip Cwik/ Studio810

Mieszkańcy Andrychowa opłakują śmierć 14-letniej Natalii, która tragicznie zmarła w drodze do szkoły. W miejscu, gdzie dziewczynka zasłabła i zamarzła na śmierć, płoną dziesiątki zniczy, a społeczność zastanawia się, czy tej tragedii można było zapobiec?

Bezduszna obojętność przechodniów

Natalia miała jechać do szkoły w Kętach, ale nie dotarła na przystanek. Zasłabła przy jednym z centrów handlowych w ostatniej chwili powiadamiając o złym stanie zdrowia ojca, a następnie upadła na śnieg. Śnieżyca utrudniała widoczność, co sprawiło, że przez kilka godzin nikt nie zauważył nastolatki.

Pomoc nadeszła zbyt późno

Po odnalezieniu przez przechodnia, tuż po godzinie 13, mimo udzielenia natychmiastowej pomocy, Natalii nie udało się uratować. Wszyscy pytają, dlaczego pomoc nie nadeszła wcześniej, a nawet pojawiły się zarzuty wobec policji, która miała zbyt późno rozpocząć poszukiwania.

Czy można było zapobiec tej tragedii?

Śmierć 14-letniej Natalii rzuca cień na społeczność, ujawniając znieczulicę i całkowity brak empatii. Mimo iż dziewczynka zasłabła w miejscu publicznym, nikt nie zareagował przez kilka godzin, pozostawiając ją bez pomocy. Znieczulica w obliczu tragedii, jaką była śmierć Natalii, budzi pytania o kondycję naszego społeczeństwa.

O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy psycholożkę, dr Aleksandrę Piotrowską.

Anna Borkowska, Ohme.pl: Trudno uwierzyć, że w centrum miasta, otoczonego przez ludzi, dziewczynka mogła zamarznąć na śmierć, a nikt nawet nie zareagował. To bolesne świadectwo znieczulicy społeczeństwa w obliczu dramatu. Leżąc na mrozie przez kilka godzin, z telefonem w dłoni, Natalia była zaklęta w zimowym koszmarze, który nigdy nie powinien mieć miejsca. Co jest z nami nie tak? Skąd ta znieczulica i jak możemy zacząć z nią walczyć?

Aleksandra Piotrowska: „Możemy zacząć od dania sobie takiej tłumaczącej nas koncepcji sformułowanej przez jednego z wybitnych współczesnych psychologów – Stanleya Milgrama, który sformułował hipotezę przeładowania urbanistycznego.

Zgodnie z tą hipotezą, my, żyjąc w coraz bardziej przeludnionych środowiskach, to dotyczy środowiska miejskiego, uruchamiamy niezależnie od naszej woli, takie mechanizmy obronne, które mają nas uchronić przed tą okropną wielością bodźców do nas docierających. Czyli organizm broniąc się przed nadmiernym bodźcowaniem, zawęża pole naszej uwagi, gdy jesteśmy wśród innych ludzi i sprawia, że dostrzegamy przede wszystkim to, co się wiąże z naszymi realizowanymi teraz celami. To taka hipoteza, która by nas trochę usprawiedliwiała.

Natomiast prawda jest taka, że w rachubę wchodzi też pewne rozproszenie odpowiedzialności. Im jest nas więcej wokół, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś zareaguje, bo można to tak ładnie wytłumaczyć, że skoro się spieszę i nie mam czasu, to przecież wokół jest tylu ludzi i z pewnością ktoś zareaguje. Ja nie muszę. To nie znaczy, że jestem potworem. Wiem, że inni zareagują. No i jeśli wszyscy tak myślą, to w rezultacie brak jest potrzebnej reakcji.

Dramat, który rozegrał się w Andrychowie, to smutne wezwanie do refleksji nad naszym ludzkim współczuciem. Historia Natalii staje się symbolem, który rzuca wyzwanie naszym instynktom empatii i skuteczności w niesieniu pomocy.