Śni mi się ostatnio co noc. Ten sam sen. Siadam obok Taty na kanapie i chce się do niego przytulić. Nie mogę. Moja ręka przenika jego ramię, mój policzek pochłaniają jego plecy, przenikam cała przez niego. Wczoraj zapytałam „Dlaczego nie mogę cię przytulić, Tato?”. Nie usłyszałam odpowiedzi, obudziłam się.
Żałoba. Dziwny stan, który ma swój cykl. Od rozpaczy przez obojętność do tęsknoty, potem nie wiem. Budzę się czasami i myślę, że to się nie zdarzyło. Następnego dnia wiem, że zdarzyło się bardzo i poszukuję błędu. Lekarze? My? Bóg? Przecież nie można nagle tak zniknąć. Ktoś musiał popełnić jakiś błąd.Rozmawiam z przyjaciółką, którą zostawił mąż. „Wiem co czujesz. Ja nawet rozmawiam z nim, gdy jadę autem. Pytam, co zrobiłam złego”. Można być umarłym, żyjąc wiem. Przestać istnieć w czyimś życiu, więc w jakimś sensie zostawić tę samą pustkę. „A wiesz jak to jest, gdy on stoi przede mną czekając na dzieci, a ja wyobrażam sobie, że dotykam go ręką po włosach?”. Jej ręka tak samo przenika nicość jak moja.
Wielu z nas nosi żałobę w sercach. Odchodzą nasi rodzice, przyjaciele, czasami dzieci. Odchodzą ci, których kochamy. Wraz z nimi odchodzimy także my. Jakaś część odchodzi razem z nimi. Mieliśmy z tatą taką zabawę: chowaliśmy sobie różne przedmioty pod prześcieradło, uwielbiałam to i nawet jak byłam starsza udawałam zdziwioną, że na coś wpadłam. Ofiarowywałam mu za każdym razem zaskoczenie, tak jak on wygraną w karty. Gra córka-ojciec, która polega tak naprawdę na dawaniu. Z miłości. Ta część mnie już nie wróci, to wiem. Wraz z nią beztroska wynikająca z przekonania, że tata mnie zawsze ochroni. Teraz nie chroni mnie już nikt.
Jest w tym także coś dobrego. Gdy nikt cię nie chroni, musisz chronić się sama. Zajęłam się sobą. Porządkuję sprawy. Uczę się polegać na sobie samej. Nie bywam bezradna. Nic mi to nie da, bo córka bezradna wzbudza czułość, a dorosła kobieta? Litość. Unikam litości. Unikam też słów „zawsze”, „nigdy”, a co dopiero „do końca życia”. Przypomina mi się tekst, który napisała kiedyś moja koleżanka o tym, że miłość jest spotkaniem. I tak o tym myślę. Bądźmy wdzięczni za chwile, nie bądźmy zachłanni na wieczność. Nikt nie może obiecać nam wieczności. Tylko mama, gdy małe dziecko pyta ją czy będzie zawsze. „Będę”.
Nie rozumiałam nigdy, że koniec jest końcem. Nienawidzę kończyć. Niczego w życiu nie potrafiłam porządnie skończyć. Prawie zawsze jest jakiś prześwit, niedociągnięcie, niedopowiedzenie. Jak jesteś sprytny, możesz to wykorzystać. Zostawić uchylone drzwi, przeczołgać się przez szparę, wykorzystać jakiś otwarty lufcik. Ludzie są niedoskonali, zawsze popełnią jakiś błąd. Myślałam, że uda mi się odejść, nie traktując tego jak koniec. Bo to takie smutne, a ja nie lubię się smucić.
Mogłabym jak Herbert w „Elegii o odejściu” powiedzieć, że nie wierzyłam w ducha dziejów, nie wiedziałam, że odchodzicie na zawsze i że będzie ciemno. Jak dziecko byłam przekonana, że wszystko można odkręcić. Jak tu odkręcić śmierć?
Myślę czasami o tym, że on coś wykombinuje. Mój tata zawsze potrafił znaleźć rozwiązanie. Nie wiem dlaczego śni mi się tak dosłownie. Stawiałabym na to, że będzie mnie we śnie rozśmieszał albo wymyśli jakiś sposób, bym mogła go dotknąć. Ludzie na ziemi bywają bezradni, ale żeby we śnie nie móc zmanipulować rzeczywistości?
Potem jednak rozumiem. Kiedy się budzę, biegnę do dzieci. Muszę szybko kogoś przytulić, by nie zostać z pustką tak dotkliwą jak ten moment gdy sobie uświadamiam, że go nie ma. On nie chce, bym żyła w iluzji. Mówił do mnie „Moja kochana poetko. Żyjesz ciągle w fikcji. Kiedy ty nauczysz się twardo stąpać po ziemi”. Śmieszne, bo ktoś ostatnio powiedział mi, że nie jestem romantyczna. Ja?! Oniemiałam. Ten człowiek nie znał mojego taty, nie znał więc mnie mającej ojca. Może przestałam więc być „poetką”?
Poszłam dziś na cmentarz i przyniosłam mu tulipany. Kocham tulipany. To moje kwiaty. Mój tata o tym wiedział i zawsze kupował moje ulubione. Bladoróżowe. Rozmawialiśmy o kwiatach, że za chwilę będzie wiosna i konwalie. Zbieraliśmy tyle razy konwalie razem. Powiedziałam mu, że nie jestem już poetką. Pewnie to sobie wymyśliłam, ale odpowiedział mi tak:
Będziesz poetką, jeśli uwierzysz, że miłość jest spotkaniem… do końca życia.
I sama nie wiem, czy musnął mnie wiatr czy jego ręka.