Go to content

Życie dotyka ich szybciej, niż byśmy chcieli. Nauczmy ich świata, ze wszystkim co ze sobą niesie. Bez wyjątków

Fot. iStock / IvanJekic

Ten moment, kiedy pochylasz się nad śpiącym dzieckiem, by pocałować je na dobranoc. Pachnie spokojem. Wzruszasz się, bo jest takie bezbronne. Bez znaczenia czy ma rok czy dziesięć lat. Chronisz, by jego życie było beztroskie, wypełnione uśmiechem. By porażki rzadko je dotykały. Przecież ma jeszcze czas na życie. Na to prawdziwe życie.

Siedzą przy stole. Śniadanie. Bułki, jajecznica, któreś woła o kakao. – Jak mój tata mógł jeszcze chodzić, to pojechaliśmy… Zamieram. Tak wiem, że ich tata umiera. Przepraszam – że jest ciężko chory, ale umiera – to już rzadko kto mówi. Koleżanki moich Dzików, przyjechały na weekend. W końcu ferie. A oni polubili się „od pierwszego spojrzenia”. Dziewczyny są bez rodziców, bo ich tata nie może zostać bez opieki.

– A jest jakiś dziadek od waszej babci – pyta jedna z nich. – Był, zmarł. Właśnie zaraz minie pięć lat – odpowiada jeden z Dzików. Siedzę obok. I znowu zamieram. – Moja babcia też zmarła… Łączy ich niewidzialna nić tych samych emocji.

– Dzieci są silne – mówi znajoma. Chciałabym dodać: – I mądrzejsze bardziej niż nam się wydaje. Nie wymagają wielkich wyjaśnień, przyjmują życie ze wszystkim co im niesie. – Mamo, a co właściwie jest tacie dziewczyn? – Jest ciężko chory, nie może już chodzić, trudno mu oddychać. – Umrze? – Tak.

Zasypiają spokojnie. Jakby to wszystko dzieje się wokół ich nie dotykało. Życie tylko dotyka ich szybciej, niż byśmy chcieli.

Patrzę na nich, jak się bawią, jak śmieją. Rozmawiają. O miłości, małżeństwie: „Najpierw będę mieć bogatego męża, a później wyjdę za mąż z miłości”. Śmieję się. Mówią o tym, że chłopcom łatwiej się załatwić na dworze i że mogą razem do jeden toalety w tym samym czasie…. Choć dziewczyny twierdzą, że im się też udaje, jak jest taka potrzeba.

I myślę o tym, że zbyt szybko dorosną. Że zbyt szybko dowiedzieli się, że życie się kończy, każde życie. Że można chorować. Umierać. – To łamie na całe życie – mówi przyjaciółka. A ja zastanawiam się, dlaczego ma załamać? Złamie, jeśli im na to pozwolimy. Jeśli nie oswoimy, jeśli będziemy udawać, że nic złego się nie stanie, zapewniać, że tym razem będzie inaczej. Kiedy będziemy chronić, chować pod kloszem, gdzie nie dotyka konsekwencja, odpowiedzialność, smutek, tęsknota i cierpienie.

Nie składamy się z tylko z radości, miłości i szczęścia. To kim jestem tu i teraz to złożona naszych doświadczeń i pokusiłabym się o stwierdzenie, że w większości tych trudnych doświadczeń Bo to one nas rozwijają, pchają do przodu. To one odkrywają to, co głęboko w nas. Jasne, możemy tego nie przepracować, udawać, że nic się nie stało i próbować iść do przodu.

Tak bardzo chcemy chronić nasze dzieci. Tak bardzo chcemy, by nie doświadczały tego, co okrutne i złe. Bo śmierć, bo choroba, bo odejście i rozstanie są okrutne. W końcu coś o tym wiemy. To, gdy ktoś nas zostawia. Porzuca. Zostawia z niczym. Kiedy odchodzi najbliższa nam osoba. A my tak bardzo tęsknimy. Pielęgnujemy wspomnienia, które wbijają się czasami cierniem.

Nie, tych cierni nie chcemy. Chcemy by nasze dzieci spały spokojnie, oddychały miarowo. By nic złego im się nie śniło, bo przecież skąd złe sny, skoro ich życie tak dalekie jest do tego, które czeka je za chwilę.

Ale ten świat ze wszystkim, co w sobie zwiera, jest już tu zaraz, za kolejnym zakrętem, one już łapią za klamkę by wyjść. Widzą więcej, niż sądzimy. Mają wrócić przerażone? Schować się za naszymi plecami? Mówić: „Mamo, tak bardzo się boję”. Mają cierpieć tak, aż będzie im brakować tchu?

Co je złamie? To, co je spotka? Czy to, jakie życie my im oferowaliśmy. Z miłością, z troską, z tym „jeszcze za wcześnie”, „nie teraz”, „nie musisz, masz czas”. Bądź tu szczęśliwy, spokojny, w swoim łóżku. A ja przeniosę cię lekko nad każdą przeciwnością. Poprowadzę za rękę omijając każdą przeszkodę. Zasłonię ci oczy, gdy ktoś będzie odchodził. Widzisz, moje plecy są takie ogromne, schowaj się za nimi. Nie, nie wychylaj się. Nie warto, nie chcesz tego widzieć. Zobacz – tam masz klocki, lalkę, książkę – tam masz swój idealny świat, bezpieczny. Trochę w nim złości, ciut buntu, odrobinę mojego zniecierpliwienia, żeby nie było zawsze pięknie. Żeby nikt nie zarzucił mi, że chronię cię za wszelką cenę.

A gdy to ty będziesz umierać? Gdy ono przerażone i pełne lęku, choć być może już dorosłe, usiądzie przy twoim łóżku mówiąc: „Mamo, tak bardzo się boję. Co ja zrobię bez ciebie. Kim będę?”, co odpowiesz? „Znasz swój strach. Wiesz, gdzie iść. Ja już ci wszystko pokazałam. Byłam wsparciem w tych wszystkich trudnych momentach twojego życia. Nie pozwalałam ci się chować. Wszystkiemu stawiłeś czoła. Teraz po prostu mnie nie będzie. Ale poradzisz sobie. Bo byłam obok przy wszystkim, czego spróbowałeś, czego doświadczyłaś. Twoje życie jest prawdziwe”. Powiesz tak? Czy zapłaczesz? Bo twoje dziecko zostanie samo, bo już nigdy go nie ochronisz, nie zamkniesz w ramionach. Bo dopiero teraz zasmakuje życia. Prawdziwego.