O „wzlotach” pisałam już wielokrotnie więc dziś przyszedł czas na „upadki”… Pozwólcie, że dziś sobie trochę „pokrzyczę” (ponarzekam, pomarudzę), a od jutra znów będę na 200% „cieszyć się jazdą”… Choć tak naprawdę to przecież nawet gdy marudzę i narzekam nie przestaję się cieszyć ani na chwilę tą „jazdą” jaką jest macierzyństwo.
Po prostu chciałabym być mamą idealną i jest mi źle, gdy mi się to nie do końca udaje…
Wiele osób mówi nam, że jesteśmy super rodzicami… Hmm…coraz częściej myślę sobie, że te pochwały są mocno na wyrost. Fakt, mamy super dziecko, ale my jako rodzice trochę nawalamy. Zwłaszcza ja nie czuję się super mamą. Wręcz przeciwnie – czuję, że brakuje mi cierpliwości i konsekwencji i że mimo, iż poświęcam Staszkowi 90% mojego czasu i 99% moich myśli to i tak nawalam 🙁
Nie potrafię nauczyć Stasia ani „normalnego” jedzenia, ani poprawnego zasypiania i spania w Jego łóżeczku; nie mam pomysłu na to, jak Go skutecznie „odpieluchować” ani jak Go przekonać, że kąpiel nie jest „najgorszym złem tego świata”, a gryzienie nie jest dobrą formą okazywania czułości; nie wiem skąd się u Niego bierze ten przewlekły kaszel ani jak Mu pomóc gdy zaczyna kaszleć; nie potrafię Mu wytłumaczyć, że inhalator i frida nie są „narzędziami tortur”; nie umie się z Nim bawić tak, by stymulować Jego rozwój, by nauczyć Go mówić, naśladować dźwięki czy układać wieże z klocków; nie wiem jak sprawić, by na spacerach chodził za rękę, by wybrany przeze mnie kierunek stał się też i Jego kierunkiem…
Moja teoria na każdym kroku rozmija się z praktyką. Teoretycznie wiem, że rodzice mają ustalać granice, ale praktycznie to Staś nami rządzi… Wszystko jest tak, jak On chce, każde zachowanie wbrew Jego woli czy oczekiwaniom zwykle kończy się płaczem. Z jednej strony sobie tłumaczę, że to stan przejściowy (bo póki co racjonalne argumenty -ani prośby ani groźby do Niego nie trafiają), że to nie Staszek nami rządzi tylko „bunt dwulatka”, ale z drugiej strony coś czuję, że to jedynie usprawiedliwienie. Przecież gdzieś przeczytałam, że nie ma czegoś takiego jak „bunt dwulatka”, że są tylko rodzice, którzy nie radzą sobie z wychowaniem swojego 24.-miesięczniaka…
Chyba marnym usprawiedliwieniem jest też i to, że trafił nam się „trudny egzemplarz” – bo nasz Synek ma silny charakter, a do tego po Tatusiu odziedziczył poczucie indywidualizmu, a po Mamusi totalny brak cierpliwości.
Oboje kochamy Stasia najbardziej na świecie, ale czy ta bezgraniczna miłość wystarczy by wychować człowieka? Dobrego człowieka???
Czy wszystkie mamy doświadczają takich wątpliwości?
Ech…tyle myśli w głowie… Na szczęście moje super dziecko cieszy się jesienią, uśmiecha się do listków na drzewach i w ogóle nie zdaje sobie sprawy z tego, jakie Mama ma rozterki i jakim jest dla mnie wyzwaniem… Jaką jest radością i miłością wie doskonale – przecież sto razy dziennie Mu powtarzam, że Go kocham 🙂 Hmm…tak bardzo chcę wierzyć, że może to jednak wystarczy by być Jego super mamą 😉