Jestem fanem artykułów poradnikowych, które są jednocześnie wyliczeniem zadań koniecznych do wykonania, żeby: być szczęśliwym, spełnionym w życiu zawodowym, nie chorować zimą, czy wychować geniusza. Żałuję, że jeszcze nikt nie przygotował materiału, jak radzić sobie z tyloma radami, ale wszystko przed nami. Nie krytykuję tych artykułów, ale marzy mi się sytuacja, w której na samym końcu ktoś z przepastnej listy wybierze jeden, kluczowy element – dla zabieganych. Ja tak dzisiaj zrobię.
Za każdym razem będę to powtarzał. Nie jestem certyfikowanym, czy dyplomowanym specjalistą od wychowania dzieci i polegam na własnym instynkcie wspieranym mądrością najbliższej mi na świecie kobiety. Cały czas się uczę i ten stan będzie się pewnie utrzymywał do czasu, aż najmłodszy członek naszej rodziny wyfrunie z domu. Uważam jednak, że po dwóch latach tworzenia naszego patchworku mogę, z jako taką pewnością zaczynać wyciągać wnioski, czy rekomendować rozwiązania z zakresu “wychowanie dziecka”. Jeśli uważasz, że nie, to jest ten moment, w którym można się z kpiną uśmiechnąć i nacisnąć “wstecz” 🙂
A tą jedną rzeczą jest…
Zakładam, że jesteś osobą nie narzekającą na nadmiar czasu, dlatego oszczędzę Ci nadmiaru treści oraz listy rzeczy, które uważam za najważniejsze w wychowaniu dziecka i zwrócę uwagę na jeden z elementów, który może nie jest najłatwiejszy do wprowadzenia, ale gwarantuje sukces w krótszej i dłuższej perspektywie. Chodzi o zaszczepienie i kultywowanie pasji czytania. To w gruncie rzeczy może być bardzo proste. Przychodzi taki moment, w którym każdy z rodziców czy opiekunów styka się z problemem trudności w czytaniu dziecka. Można to oczywiście odpuścić, a odpowiedzialnością za pomoc przerzucić w pełni na szkołę, ale zakładam, że jeśli to czytasz (i na tym portalu), to jesteś daleka (-i) od tego typu zachowania. Co wtedy robisz? Pewnie zwykle czytasz razem z dzieckiem, poprawiasz je lub czytacie razem lub na zmianę.
Psychologowie zgodnym chórem podkreślają, że taka sytuacja jest niemal lub absolutnie perfekcyjną. Buduje relacje, pozwala na wspólne spędzanie czasu, a dodatkowo pozwala na naukę i rozwijanie co najmniej nieszkodliwej pasji. Podobne efekty przynosi wspólne jedzenie posiłków. Tak samo mało efektowne, ale przynoszące niezwykłe korzyści dla rodziny. Sztuką, czy może może raczej odpowiedzialną konsekwencją jest dbanie o to, żeby wraz z pojawieniem się umiejętności płynnego czytania, nie rezygnować ze wsparcia dziecka. Są na to dwa sposoby. Pierwszy jest banalny – wystarczy samemu czytać. Jeśli posiadasz dziecko, nie muszę Ci tłumaczyć na czym to polega 🙂 Mnie to czasami nadal zaskakuje, kiedy widzę, jak Maria powtarza niektóre z gestów, których używam w czasie tak częstego w naszym domu pajacowania. Oczywiście te są dla niej najbardziej atrakcyjne. Wierzę jednak i widzę, że to nasiąkanie skorupki następuje na wielu innych płaszczyznach. Trudno jest mi sobie wyobrazić, żeby dziecko nie sięgało po książki, jeśli wychowujące go osoby traktowały książki jako jedną z podstawowych rozrywek.
Wbrew trendom
Tak. Zdaję sobie sprawę, że poziom polskiego czytelnictwa jest z roku na rok coraz niższy, ale zakładam też, że z samego faktu, że tu jesteś wynika, że… czytasz cokolwiek. Jeśli nie na skalę, która pozwala dziecku zwrócić uwagę, że czytasz często, to chociaż na taką, która da Ci szansę na bezproblemowe wspólne z nim czytanie nawet, kiedy ta czynność nie sprawia mu już problemów. I to jest drugi sposób, krótko wspomniany wyżej. “Karolcia” może nie jest tak pasjonująca jak kolejne książki Olgi Tokarczuk, ale czy Twoi rodzice też nie mieli takiego “problemu”? To nie jest przecież wysiłek ponad ludzkie możliwości.
A efekty?
Ona potrafią być piorunujące, występować na tak wielu polach i pojawiać się w sytuacjach zupełnie niespodziewanych. Pierwsze pojawiają się w dużym pokoju zwanym przez niektórych salonem lub pokoju dziecka, kiedy pewnego dnia siedząc przy kolejnej lekturze przestajesz słyszeć czytanie pojedynczych liter, sylabizowanie, a słowa zaczynają pojawiać się płynnie oraz bez przystanków. Kolejne widzisz, kiedy organizujesz urodziny i występowanie dzieci na metr kwadratowy jest większy niż standardowo. Widzisz różnice w sposobie wypowiadania się poszczególnych dzieci, w doborze i zasobie słów. Jeszcze inne, kiedy na pikniku szkolnym Twoje dziecko startuje w quizie przyrodniczym i odpowiada na absurdalnie trudne pytanie, na które nie może znać odpowiedzi opierając się jedynie na wiedzy przekazywanej w szkole. Pytane skąd to wie, odpowiada, że czytało w tym dużym atlasie świata z półki w sypialni. Itp., itd.
Zdecydowanie pasja do czytania byłaby cechą, którą radziłbym pielęgnować wszystkim rodzicom. A którą wskazałabyś (wskazałbyś) Ty?