Co robisz dziś dla swojego dziecka? – głupie pytanie, prawda? Przecież każdy z nas rodziców odpowie „Wszystko!”. Dodamy zgodnie, że robimy to po to, by miało dobry start w życie, żeby jego przyszłość była „sukcesem”, „szczęściem”, w końcu, żeby „miało lżej” niż my…
Dziś wozimy na angielski, judo, konie. Kupujemy książki i opłacamy zagraniczne obozy językowe. I trochę tak biegniemy przez życie z wywieszonym ze zmęczenia językiem. Tylko czy jest sens biec dzisiaj, jeżeli jutro planujemy robić nic?
Może to i kontrowersyjnie zabrzmi, ale najnowsze badania Prudential Family Index*, które dotyczyły zabezpieczania przyszłości finansowej dziecka skłaniają do refleksji, bo bardzo chcemy robić dla swoich dzieci „wszystko” i „coś”, ale rzadko kiedy ten plan wykonujemy.
Przeglądałam ich wyniki i pomyślałam, że dzisiaj kładziemy nacisk przede wszystkim na świadome rodzicielstwo, zwłaszcza, że psychologia dziecięca i pedagogika przeżywają swój rozkwit, ale jednocześnie jakbyśmy zapomnieli o wartościach bardziej przyziemnych. Jako rodzice chcemy wiedzieć, jak zadbać o to, by nasze dziecko w dorosłym życiu było szczęśliwe. Czytamy masę podręczników, poradników. Poznajmy metody wychowawcze, uczymy się, jak budować w dziecku pewność siebie, jak sprawić, by miało wysokie poczucie własnej wartości. Ale nie mamy czasu na pomyślenie o tym, że dajemy dziecku narzędzia – bardzo często niekompletne.
Trochę bolesnej prawdy…
Pieniądze, auć. Pieniądze po polsku, czyli nasze narodowe tabu. Niechętnie o nich rozmawiamy, nie chcemy by ktoś zaglądał nam do portfela. Zawsze jest ich za mało. Jednak zawsze można robić „coś”. Bo cóż po tych wszystkich wysiłkach, jeśli nie będzie funduszy na zbiory ich owoców?
Tylko 1/4 Polaków odkłada pieniądze na przyszłość swoich dzieci. To oznacza, że pomimo tego, że my rodzice, wszyscy chcemy dla naszych dzieci jak najlepiej, chcemy zapewnić im łatwiejszy start w dorosłe życie i wyposażyć je w wachlarz umiejętność, aż 75 procent z nas, realnie i i całkiem przyziemnie nie robi nic, by stało się to choć odrobinę bardziej realne. I zupełnie nie chodzi o to, by jeszcze więcej harować, żeby latorośl na 18-te urodziny mogła otrzymać klucze do gustownej kawalerki.
Przecież każda dzisiaj odkładana (nawet ta drobna) suma, to:
– obóz językowy w przyszłym roku
– trochę kapitału na wyjazd na studia (chociażby ta kaucja i wyposażenie do wynajmowanego w innym mieście mieszkania)
– bilety do Londynu czy Medialonu, bez których nie da się pojechać na stypendium czy wymianę zagraniczną
– kurs prawa jazdy albo samochód
– pomoc, gdy z dyplomem w ręku ciężko będzie znaleźć pracę
– mieszkanie lub chociaż pomoc w opłaceniu formalności podczas zakupu nieruchomości (nie każdy może pozwolić sobie na sfinansowanie tak poważnych zakupów, ale gdy młodzi będą brali na barki kredyt, nawet mniejsza pomoc finansowa bardzo im pomoże – bo przecież wydatków nie będzie brakowało).
Aż 75 procent nas, woli o tym nie myśleć. Zapominamy o tym, że te wszystkie zasoby, które dzieciom dajemy, nie zrealizują się bez wsparcia finansowego. A umówmy się – możemy mieć w domu fantastyczne, utalentowane dziecko, które może nigdy nie mieć możliwości pokazania światu swoich zdolności, bo nie będzie miał na to środków. Nie będzie mogło wyjechać i powiedzieć: „Zobaczcie, rodzice dali mi wsparcie, wykształcili, chcę wam pokazać, co potrafię, czego się nauczyłem”.
Finansiści obliczyli, że odkładając 500 zł miesięcznie w odpowiednim funduszu, po 18-tu latach dziecko na start będzie miało uzbierany kapitał w wysokości około 130 tysięcy złotych. To robi wrażenie. I nawet pięć razy mniej, to bardzo wiele dla młodego człowieka.
Nie wiemy, czy nie chcemy widzieć?
Prudential Family Index* pokazuje, że z tą wiedzą i świadomością aż tak źle u Polaków nie jest, bo prawie 60 procent rodziców, wie i uważa, że z czasem koszty wychowania dziecka rosną. Tylko gdzieś nam strasznie nie po drodze do realizacji. A może jesteśmy marzycielami?
Zobaczcie, o czym myślimy najczęściej:
Pytanie: Co chciałbyś zapewnić swoim dzieciom w przyszłości?
Prawie 80% rodziców chce opłacić studia dzieciom. Pytanie tylko, co gdy dziecko będzie chciało studiować w innym mieście, albo za granicą. Koszty wzrastają diametralnie. A przecież już teraz inwestujemy finansowo w przyszłość naszego dziecka płacąc za zajęcia dodatkowe. Gdyby wybiec w przyszłość, jeśli dziecko nie dostanie od swoich rodziców pieniędzy na bilet do Krakowa czy Poznania – miasta, w którym będzie studiować, czy na bilet miesięczny, by móc dojechać na uczelnię, na książki, narzędzia, które będą mu niezbędne w dalszej nauce, to całe obecne starania będą na nic.
Trzy lata (36 miesięcy) do uzyskania tytułu licencjata i jeszcze dwa (24 miesiące), żeby uzyskać piękny dyplom z „mgr”. Sporo, prawda? Nawet jeśli bardzo chcemy wierzyć, że jakoś to będzie. Lepiej jednak pomyśleć już dziś. Bo to naprawdę nie są oderwane od rzeczywistości plany, podróż dookoła świata czy marzenie o luksusowym domu z basenem, to są płatne studia albo konieczność wyjazdu i utrzymania się – wyższe wykształcenie, które dziś (a co dopiero jutro) staje się statusem praktycznie obowiązkowym.
Aż 91% rodziców planuje w przyszłości sfinansowanie jakiegoś przedsięwzięcia dla swojego dziecka, ale tylko 1/4 robi coś w tym kierunku już dzisiaj.
Bezpieczeństwo ekonomiczne zależy od nas
Bezpieczeństwo ekonomiczne – to nie tylko wielka potrzeba człowieka, każdy z nas potrzebuje stabilizacji, pewności. W przypadku naszych dzieci zabezpieczamy oczywiście ich podstawowe potrzeby – te na poziomie fizjologicznym, jednak kolejne, o które z taką skrupulatnością dbamy, czyli umiejętność samorealizacji, potrzeba szacunku i uznania są najwyżej położone na piramidzie potrzeb. Wyniki badań Prudential Family Index* pokazują, że 1/3 rodziców nie myśli w ogóle o odkładaniu środków na przyszłość dziecka, przy jednoczesnej deklaracji zdecydowanej większości badanych, iż będą chcieli finansowo wspierać swoje dzieci. Zapominamy trochę o tym, że finansowe zabezpieczenie jest równoznaczne zapewnieniem naszym dzieciom poczucia bezpieczeństwa. Bezpieczeństwo ekonomiczne to jedna z najważniejszych potrzeb człowieka, o której zapominamy lub o którą rzadko kiedy dbamy.
Nie rozmawiamy z naszymi dziećmi o pieniądzach, o oszczędzaniu, nie mówimy o wartości pieniędzy. Finanse nadal są tematem tabu, a to powinniśmy zmienić. Powinniśmy tłumaczyć naszym dzieciom, że pieniądze nie biorą się „ze ściany”, powinniśmy uczyć je oszczędzania, ale pamiętajmy – dzieci uczą się przez naśladownictwo. Nie wystarczy powiedzieć: „Naucz się oszczędzać”, to jak oszczędzać – trzeba dziecku pokazać.
Myślę, że w perspektywie dyskusji wokół rządowego projektu 500+, bez względu na polityczne przekonania, warto pomyśleć o oszczędzeniu na przyszłość naszych dzieci. Większość rodziców deklaruje, że te dodatkowe w budżecie domowym środki przeznaczy właśnie na rozwój dzieci. Może to odpowiedni czas, by pomyśleć o odkładaniu pieniędzy na finansową przyszłość dzieci. Zacznijmy działać.
*Badanie Prudential Family Index, przeprowadzone na zlecenie towarzystwa ubezpieczeń na życie Prudential na reprezentatywnej grupie Polaków w wieku 25‒45 lat posiadających przynajmniej jedno dziecko – „Badanie postaw Polaków wobec przyszłości finansowej ich dzieci”.