Konkubina, rozwódka, macocha. Justyna Szawłowska jest nie tylko mediatorem sądowym, ale też mamą patchworkową. Od dziesięciu lat na własnej skórze uczyła się, jak być wystarczająco dobrą macochą. Organizuje teraz kursy dla macoch i ojczymów. A dla Oh!Me stworzyła dekalog swojego pomysłu dla początkujących (choć, nie tylko!) patchworkowców. Czytajcie!
Jakie są powtarzające się problemy, o których opowiadają macochy?
Zazdrość o dziecko partnera, faworyzowanie swoich dzieci, kwestie finansowe związane z alimentami, które nasz partner łoży na dziecko oraz wydatki dodatkowe i problemy w relacji z ekspartnerkami, czyli matkami dzieci oraz ustalanie grafików obecności dzieci w obu domach.
Moje przyjaciółki śmieją się ze mnie, jak piszę do ich na początku roku, że nasz babski wypad możemy zrobić np. w czerwcu, wręcz wskazując konkretne dni. Dla nich – singielek lub kobiet żyjących w pełnych rodzinach – to kwestia dogadania jedynie z partnerem, czy w tym czasie zajmie się dziećmi. U nas, by zaplanować taki wyjazd, trzeba skorelować masę grafików z odpowiednim wyprzedzeniem. Mój grafik z tatą mojego syna Alexa, potem grafik mojego partnera Tomka z jego dziećmi. Nasi byli partnerzy też mają nowe związki patchworkowe, więc jak kiedyś policzyłam, by ustalić kwestie wakacyjne, w negocjacjach bierze udział u nas około dziesięciu osób.
Patchwork naprawdę można porównać do zarządzania firmą (śmiech). Trzeba dbać o komunikację w zespołach; o wietrzenie sal konferencyjnych, kiedy robi się duszno od natłoku myśli i emocji; jak również o to, by na oślep nie kierować się strategią przyjętą na początku roku, ale być elastycznym i umieć reagować w czasie rzeczywistym na zmiany rynku.
Kolejny temat: macochy (dorosłe kobiety) nie potrafią też często przyznać się, że np. są zazdrosne o 8-latkę. Nie łatwo jest mówić o tym, że czasem naprawdę ciężko jest przebywać pod jednym dachem z dzieckiem, które nie jest nasze i w dodatku mieć minimalny wpływ na jego zachowanie.
Kiedy byłam z tym wszystkim sama, myślałam, że tylko „ja tak mam” i że to coś ze mną nie tak. Wkurzałam się i byłam zazdrosna, kiedy mój partner spał z córką w łóżku podczas jej pobytu u nas, a nie ze mną. Największym problemem mojego dnia bywało dawniej to, że np. pasierb schodził na dół i nie witał się ze mną. Okazało się, że tak prozaiczne sytuacje (wręcz identyczne!) ma na co dzień wiele macoch i tak samo, jak ja, myślą, że to z nimi jest coś nie tak.
Z czym najczęściej borykają się dzieci w rodzinach patchworkowych?
Niestety dziecka najczęściej o zdanie nikt nie pyta i – o ile rodzice – wchodzą w patchworkowe życie świadomie, o tyle dzieci są w ten patchwork wpisane są jakby z automatu. Nie dość, że zazwyczaj w tle jest rozwód, zmiana miejsca zamieszkania i często szkoły, to jeszcze nagle pojawia się jakaś „nowa pani”, z którą trzeba się tatą dzielić. Dzieciakami targają duże emocje.
One zaczynają też nagle żyć według grafiku, jakby trochę „na walizkach”. Myślę, że tracąc swoją dotychczasową bazę i poczucie bezpieczeństwa. Bardzo często jest to moment, w którym biologiczni rodzice „chowają” dzieci pod kloszem i starają się wynagradzać im te trudne przejścia. I tu właśnie pojawia się problem rozpieszczania dzieci (tak samo przez mamy, jak i przez ojców). Kolejnym dość częstym problemem dzieci jest też konflikt lojalności w stosunku do rodziców. Dziecko czuje np., że powinno solidaryzować się z mamą. A jeśli ona ma złe relacje z aktualną partnerką byłego, to dziecko często jest negatywnie nastawiane przeciw macoszce. I odwrotnie. Jeśli dziecko super lubi się z macoszką, to przed mamą wstydzi się tego okazać.
Jak im pomagać?
Przede wszystkim być szczerym. Nie ściemniać, nie owijać w bawełnę. Przygotować się na powtarzające się nawet latami pytania: „Mamo, a kiedy znów będziesz z tatą”. Czasem ich głównym marzeniem, od momentu rozstania, jest to, aby rodzice się zeszli. Życie w patchworku ma szereg zalet i na pewno jest lepsze od życia w toksycznej rodzinie, ale aby dziecko to zrozumiało czasem trzeba lat. Potrzeba też silnego teamu w postaci rodzica i jego nowego partnera, by tworzyli nową dobrą „bazę” dla dziecka. By to dziecko zrozumiało, że dalej ma rodzinę i to nawet większą i fajniejszą, bo szczęśliwszą. Mój syn z dumą na pytanie, ile ma rodzeństwa odpowiada, że sześcioro.
- Zobacz także: Patchworkowa rodzina jedzie na wakacje… Czyli o tym, jak przeżyć urlop z dziećmi swojego partnera i z nikim się nie pokłócić
Co robić, gdy dziecko partnera nas denerwuje?
Wystrzelić w kosmos (śmiech). Przede wszystkim nie zamykać się na nie. Może złapać większy dystans na chwilę i dać czas tej relacji? Przyjrzeć się sobie, w których momentach to się dzieje i co to może oznaczać? Jednym słowem odpuścić na jakiś czas. Ja o tym mówię tak: „Trzeba nauczyć się odróżniać mój „ból tyłka” od bólu egzystencjalnego.
Potem na spokojnie możemy przeprowadzić rozmowę z partnerem lub w zależności od zasad w danym domu również z dzieckiem. My np. co tydzień organizujemy sobie spotkania rodzinne, kiedy każdy ma prawo powiedzieć, co mu się nie podobało lub podobało i w jakich konkretnie sytuacjach. Dzieci czują, że nie są pomijane i też mają coś do powiedzenia. Wiele rzeczy tym sposobem wyjaśniamy sobie na spokojnie i bez krzyków. Te spotkania są ciężkie paradoksalnie dla Tomka, który jako samiec alfa bardzo często chce decydować samodzielnie o wielu kwestiach. Ale ustaliliśmy, że w naszym domu panuje demokracja.
Na pewno nie można też reagować w emocjach, nie krzyczeć i nie mylić dziecka z dorosłym. Mnie zajęło trochę czasu, by pojąć, że jak np. pasierbica kłamie w żywe oczy, to nie jest to wymierzone bezpośrednio we mnie, tylko to po prostu ta mała, zagubiona dziewczynka sobie z czymś nie radzi. Jeśli rozmawiamy z dryblasem 180 wzrostu, nie znaczy, że tam w środku nie ma nastolatka, który nie radzi sobie sam ze sobą.
Co robić, jeśli pasierb nas po prostu nie lubi?
Na siłę się nie przymilać. Bycie macochą czy ojczymem to nie konkurs na najlepszego przyjaciela dziecka. Należy wtedy znaleźć bezpieczny obszar relacji, nie przekraczać granicy dziecka i szanować jego decyzję. Czasem po latach te relacje ulegają zmianie i znam przykłady, kiedy pasierbice dopiero – jako dorośli ludzie – zaczęły doceniać i dochodzić do porozumienia ze swoimi macochami.
Znam też takie związki, w których te relacje z dziećmi są na tyle trudne, że para postanawia mieszkać oddzielnie. Wspólny dom planują, dopiero kiedy dzieci usamodzielnią się. Można i tak. Ja jestem jednak zdania, że jeśli naprawdę chce się tworzyć rodzinę patchworkową, zamieszkanie wspólne to „must have” absolutny. A wielu parom bym poradziła „pokusić się” też o wspólne dziecko, które niesamowicie scala „patchwork team”. Przeciętna rodzina patchworkowa dociera się, jak mówią badania, od 5 do 7 lat. To masa czasu.
Pewnie wielu z nas nie dotrwa do tego momentu. Właśnie dlatego stworzyłam projekt „Patchworkowo Wariatkowo”, aby na bazie mojej wiedzy, doświadczeń nieco przyśpieszyć ten proces. Aby ludzi przygotować na to, co może ich spotkać by ich codzienność nie zaskoczyła zbyt mocno, tak jak mnie przed laty.
Gdybyś miała stworzyć swój dekalog
– jakich podstawowych zasad powinniśmy się trzymać, tworząc rodzinę patchworkową?
- Przenigdy przy dzieciach nie pokazywać, że jesteście poróżnieni.
Macie być teamem. Nawet jeśli się w czymś nie zgadzacie, to lepiej ugryźć się w język i porozmawiać, jak ochłoniecie bez obecności dzieci. One są w tym wszystkim poszkodowane, ale też potrafią być cwane i ostro manipulować nami oraz wykorzystywać nasze niezgodności. W mojej rodzinie jest tak, że jak ja na coś dzieciakom nie pozwolę, idą bez mojej wiedzy do Tomka i pytają go o to samo w nadziei, że on się zgodzi. W „pierwszych rodzinach” też się tak pewnie dzieje, ale tu odbiór takich zachowań jest zupełnie inny. - Pozamykać przeszłość.
Alimenty, opieka nad dzieckiem, wspólne kredyty z ekspartnerami, działki itd. To wszystko trzeba formalnie zamknąć. Niepozałatwiane sprawy są następne w kolejce do przyczyn rozstań związków patchworkowych. - Dbać o siebie. Dbać o wasz czas.
W rodzinach patchworkowych przy natłoku obowiązków, często zapominamy o sobie. My z Tomkiem też się na chwilę zgubiliśmy, ale w nasze kalendarze znów wróciły zapisane z wyprzedzeniem cotygodniowe randki. To nie musi być nic wielkiego. Czasem wystarczy wspólna herbata pod ciepłym kocem, a czasem kolacja w restauracji. My jednak widzimy, że ten kontakt sam na sam jest potrzebny, aby nie oddalić się od siebie zbytnio w trudnych momentach. - Nie żyć wizjami idealnymi.
Nigdy nie stworzycie rodziny wzorcowej. To zawsze będzie patchwork. Zawsze wasza rodzina będzie różniła się od biologicznych rodzin i z tym należy się pogodzić. - Żyć we względnej zgodzie z byłymi partnerami.
To chyba najtrudniejsze z tych wszystkich rzeczy, bo przy rozstaniach kierują nami emocje. Z historii, jakie ekspartnerzy wywijają aktualnym partnerom, można by dobrą książkę napisać. Sama nie wiem, czy to by była komedia, dramat czy horror. - Rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać.
Jak trzeba w nocy do północy. Ale nie zostawiać niedogadanych tematów, bo wrócą prędzej czy później jak bumerang. - Nie wstydzić się i szukać pomocy, kiedy jest naprawdę źle. Mam na myśli terapeutów czy pomoc farmaceutyczną przy podejrzeniu tematów depresyjnych itd.
- Warto mieć rytuały.
Czyli coś, co was łączy jako parę i was jako rodzinę. To mogą być błahe rzeczy jak: mycie zębów wspólne z partnerem, kiedy wszystkie dzieci śpią albo jedzenie wspólnych śniadań w soboty i niedziele. W relacji z dziećmi to może być: „kino bambino”, które systematycznie dzieciakom organizujemy w domu, czy spacer po lody do sklepu i jedzenie ich na pobliskim przystanku autobusowym. Ale dbać o to! O te rzeczy, które robicie tylko wy i tylko w tym waszym nowym domu. - Dbać o czas samym ze sobą.
Raz na jakiś czas porzucać familie i jechać samemu choćby na jedną dobę. Odpocząć, pomyśleć, poczytać … A czasem – jak w moim przypadku ostatnio – po prostu się wyspać. - Ustalić potrzeby stron w zakresie ojczymowania i macochowania.
Partnerzy powinni jasno określić jaką rolę chcą, aby „druga połówka” pełniła względem ich dzieci z poprzedniego związku. To oczywiście można aktualizować i te role mogą się zmieniać i potrzeby wraz ze stażem związku i zacieśnianiem się więzi. - Bonus. „Kochaj, szanuj, chroń…”.
Tak śpiewa Hanna Banaszak w piosence „Pogoda Ducha” i ja bym się tego trzymała.
Justyna Szawłowska, Patchworkowo Wariatkowo
Pewna siebie
Samodzielna kobieta 100%
Matka 100%
Konkubina 100%
Macocha 100%
Mediator sądowym 100%
Rozwódka 100%
Pomaga innym rodzinom patchworkowym przyśpieszyć etap docierania się. Po to, aby szybciej mogli cieszyć się spokojem, bezpieczeństwem oraz wszelkimi zaletami życia w rodzinie patchworkowej. Bo jest ich cała masa.