O rety, to już?! Dopiero chodził do przedszkola, a teraz przyprowadził dziewczynę ?! Czyli o nieuniknionym syndromie pustego gniazda, jak go przetrwać żeby nie zwariować i… nie stracić przy tym, kontaktu z własnym dzieckiem. Przecież, tylko się zakochał, bez paniki 😉
Dom to przede wszystkim dzieci. Dzieci, które nas motywują, nadają sens życiu, sprawiają, że jesteśmy szczęśliwi i dumni. Dzieci, które rosną, dojrzewają, kończą naście lat i zakochują się. Ale nie tak, jak jeszcze kilka chwil temu, w piaskownicy czy podstawówce. Tamte ich miłostki nas cieszyły, rozczulały i wprawiały w dobry nastrój. Dlaczego więc te, dojrzałe, prawie dorosłe, mają nas przerażać ? Przecież taka kolej rzeczy, my też kiedyś byliśmy dziećmi swoich rodziców. I dorosłość, wcale nie musi tego bardzo zmieniać! Pogadajmy więc, jak to zrobić, żeby nie oszaleć i na widok wybranka serca swojej pociechy, nie zamienić we wściekłą i obłąkaną piranię ;).
Emocje i lęk
Joanna, mama Dawida, który obecnie ma już 26 lat, opowiada o tym, tonąc we łzach. Ze śmiechu i to z samej siebie – No przecież, ja też najpierw byłam mała, potem dorosłam i zakochiwałam się trzysta razy, aż w końcu z domu wyfrunęłam. Nic nadzwyczajnego. Tak, teraz taka cwana jestem i tak lekko o tym mówię, widzę jakie to logiczne i normalne. Ale gdy mój syn, pod koniec drugiej klasy liceum, przyprowadził do domu dziewczynę i ją nam przedstawił, zamarłam! Wiedziałam, że to już koniec, że go bezpowrotnie tracimy, że on odejdzie a ja pogrążę się w depresji. Ty słyszysz, co ja wygaduję? Jakby przynajmniej miał lecieć w kosmos, i już nie wrócić. Przerażające, ale tak wtedy myślałam. I knułam, wstyd mi jak cholera, ale tak było. Zastanawiałam się co zrobić, żeby pozbyć się tej dziewczyny i jeszcze choć na chwilę, oddalić to co przecież takie zwyczajne, i nieuniknione.
Cuda wianki odstawiałam, o mało nie doprowadzając do tego, że Dawid by mnie znienawidził. Na szczęście w porę się otrząsnęłam, zrozumiałam, że to co usiłuje zrobić, nijak ma się do logiki czy zdrowego rozsądku. A przede wszystkim, do miłości. I chyba to, mnie przeraziło najbardziej! Bo czego każdy rodzic, pragnie przede wszystkim, dla swoich dzieci? Tego, żeby były szczęśliwe. Więc powinnam robić wszystko, żeby mu to szczęście zapewnić, a nie zabierać. A samotność, to największy dramat. I to nie tak, że masz pchać swoją córkę czy syna, w objęcia kogokolwiek, ale nie popadaj w paranoje, kiedy się zakocha. Nie pozbawiaj swoim egoizmem szansy, na normalne życie.
Do dziś nie wiem, skąd mi do głowy przychodziły tak absurdalne myśli, że pozwalając mu na uczucia, sama się go pozbywam. Przecież o niczym innym, nie marzę tak bardzo jak o tym, żeby się spełniał, zawodowo i prywatnie. Żeby był fajnym mężem i dobrym ojcem. Przecież to kiedyś będzie, mój powód do dumy i taki dowód na to, że niczego gdzieś po drodze nie zawaliłam, w kwestii wychowania. Nie ukrywam też, że super byłoby kiedyś, spełnić się też w roli babci. Ale początek był straszny, to zderzenie z rzeczywistością. Świadomość tego, że komu innemu będzie się zwierzał, z kim innym dzielił troski i radości, kogo innego kochał. I kolejna bzdura, która teraz w głowie mi się nie mieści – tak owszem, pokocha inną kobietę ale to nie znaczy, że mnie przestanie! Zajęło mi to chwile ale w końcu dotarło do mnie, że to niepotrzebna walka, i to z wiatrakami. Bo nawet jeśli nie teraz, nie z tą wybranką, to w końcu i tak pójdzie swoją drogą, szukać własnego pomysłu na życie. I powinno mnie to tylko cieszyć, bo oznacza, że wszystko toczy się takim rytmem, jakim powinno. I to w każdym domu.
Podsumujmy więc i wyciągnijmy kilka wniosków:
To, jaki nasze dzieci będą miały uczuciowy start w życiu, zależy w dużej mierze, właśnie od nas, rodziców
Jeśli zniechęcimy je, nie doceniając tego, jak jesteśmy dla nich ważni, skoro przedstawiają nam swoich wybranków, co dla tak młodego człowieka, jest nie lada wyzwaniem, to pretensje o jego dalsze niepowodzenia, miejmy tylko do siebie.
Dzieci nie są ani naszą, ani niczyją własnością
Naszym zadaniem, jest je jak najlepiej wychować, kochać, nauczyć szacunku do siebie i innych, pomóc dokonać mądrych wyborów. Ale nie planować za nich przyszłości, wymagać żeby myślały tak, jak byśmy sobie tego życzyli. A już na pewno nie sugerować, z kim mają się związać i wybierać im partnerów. Cofnij się na chwilę w czasie i postaw, na ich miejscu. Działa? Na mnie bardzo.
Wymagasz, by twoje dziecko ciebie szanowało? To ty, naucz się je szanować
I uwagi typu – za wcześnie na poważne miłości, najpierw szkoła lub : to nie jest odpowiedni kandydat, poszukamy lepszego – zachowaj dla siebie a najlepiej, w ogóle się ich pozbądź. Ty już masz swoje życie uczuciowe ułożone od lat, pozwól więc ułożyć je najbliższej ci osobie, po swojemu. To, że się sparzy, pocierpi, zawiedzie, nie oznacza, ze jesteś złym rodzicem, który czegoś nie dopilnował. To lekcje, które pozwolą mu nauczyć się, jak mądrze lokować uczucia.
Dzieci są naszym lustrem, oddają drugiemu człowiekowi tyle, ile dostają właśnie od ciebie, droga mamo i kochany tato
To mądrość stara jak świat, choć bardzo prosta. Jeśli dałeś swoim dzieciom wszystko, co najlepsze, starałeś się z całych sił przekazać i wpoić najważniejsze wartości, kochałeś bezwarunkowo i mądrze, to w zasadzie nie powinieneś mieć, takich rozterek. Więc jeśli przekazałeś im wszystko, co do szczęśliwego życia niezbędne, nie musisz się bać o ich wybory. Wystarczy być, dobrym wzorem.
W życiu każdego człowieka, przychodzi czas na wszystko. Kolejne, naturalne etapy, od porodu aż do śmierci. I jednym z nich jest fakt, że nasze dzieci w końcu stają się dorosłe i same czują pragnienie, zakochania się, związania z kimś innym, niż dom rodzinny. I przede wszystkim wykorzystania w praktyce tego, co z tego domu wyniosły. Chcą dać po prostu innej osobie, to co dostały od najważniejszych dla nich osób. I to nasza zasługa, rodziców. Czy to nie piękne? Dlatego porzućmy pomysł o „wrednej teściowej” , bo jednak zbyt wiele mamy do stracenia. Za to do zyskania, dużo więcej!