Go to content

Czy jedno z rodziców, może być tak samo dobrym rodzicem, co dwoje? Samotne matki kontra reszta świata

Fot. istock/StockPlanets

Czy jeden rodzic jest w stanie wychować dobrze dziecko, bez pomocy i zaangażowania drugiej strony? Czy w niepełnej rodzinie można w dziecku zaszczepić wartości potrzebne w dorosłym życiu? Ile osób, tyle opinii. I oczywiście, możemy kłócić się, że „dziecko potrzebuje ojca/matki”, ale tak naprawdę każda sytuacja, każda historia jest inna. Warto o tym pamiętać oceniając czyjeś postępowanie.

Karina sama wychowuje trzyletniego Kacpra.  Z jego ojcem nie jest związana od ponad roku. I mimo wyroku sądu, nie zamierza się opieką nad synem dzielić. Uważa, że jest świetnie zorganizowana i bardzo dobrze sobie radzi. Tata Kacpra chciałby utrzymywać z nim kontakt, ale niespecjalnie ma ochotę na walkę z byłą żoną. Dziecko widuje na ekranie telefonu i raz na dwa tygodnie dzwoni by z nim porozmawiać.  Mówi, że syna kocha, ale „tak będzie lepiej”. Do walki o dziecko namawiają go rodzice, bojąc się, że zupełnie stracą kontakt z wnukiem.

Jakie zarzuty stawia Karina byłemu partnerowi? Nigdy się dzieckiem specjalnie nie interesował, ani razu do niego nie wstał, nie bawił się z nim i nie chodził na spacery „sam na sam”, a kiedy Kacper zachorował na tyle poważnie, że przez dwa tygodnie leżał w szpitalu, ani razu się do niego nie pofatygował. Co więcej, nie jest w stanie mu zaszczepić pozytywnych wzorców, bo nie okazuje Karinie szacunku i nie ma stałej pracy.  Czy Karina chce się kiedykolwiek związać z kimś, kto mógłby być dla Kacpra „prawdziwym” tatą? Na razie o tym nie myśli. Teraz jest matką i ojcem jednocześnie.  Jednego jest pewna – tak jest dużo lepiej, niż kiedy mieszkali razem i miała do męża ciągłe pretensje o to, że nie interesuje się synem. Tak ma przynajmniej „jasność w temacie”. Rozmowy z synem o ojcu sprowadzają się do oznajmienia: „tata dzwoni”. Więc tata nie kojarzy się Kacprowi właściwie z niczym, poza tymi dziwnymi, męczącymi dla obu stron rozmowami o tym, co dziś Kacper robił i jaką obejrzał bajkę.

U Agnieszki jest inaczej. Ona mówi wprost, że jest jej ciężko. Były mąż stara się dzielić swój czas między ich wspólne dziecko, a nową rodzinę. Syn, mocno zbuntowany trzynastolatek zaczął ostatnio sprawiać duże problemy wychowawcze. Jasne, że „z doskoku” , w nagłych sytuacjach, jest jeszcze dziadek – tata Agi.  Ale to z ojcem nastolatek jakoś bardziej się liczy. To jedynie ojciec potrafi mu jakoś „przemówić do rozsądku”.  Mama, którą ma na co dzień, jest raczej workiem treningowym dla jego emocji. Jasne, dba o niego, jest z nim, pilnuje lekcji, treningów, pielęgnuje w chorobie. Jednak to ojciec jest autorytetem. Agnieszka mówi wprost: „sama nie daję rady, boję się co się wydarzy za chwilę, jestem zmęczona, sfrustrowana, potrzebuję pomocy byłego męża przy wychowywaniu Antka”.

Jak osądzamy samotne matki

Nasze podejście do matek samotnie wychowujących dzieci zmienia się. W specjalnym badaniu przeprowadzonym przez grupę psychologów okazało się, że aż 70% ankietowanych uważa, że ​​samotny rodzic może wykonać tak samo dobrą, wychowawczą robotę, jak oboje rodziców wspólnie.

Warto tu jednak zauważyć, że samotna matka, czy ojciec tak naprawdę rzadko kiedy wychowują dziecko naprawdę sami. Żyjemy w społeczeństwie, w którym pielęgnuje się dość bliskie relacje z rodziną. Samotną matkę wspiera więc zazwyczaj sieć dorosłych: jej rodzice, czyli dziadkowie malucha, przyjaciółki, rodzeństwo. I to właśnie ci pozostali członkowie rodziny odgrywają ważną rolę w życiu dzieci, zwłaszcza w rodzinach wielopokoleniowych.

Osoby uczestniczące w ankiecie pytano również z jakiego powodu najczęściej, krytykowane są samotne matki (przy okazji okazało się, że na ogół są one oceniane bardziej krytyczne niż matki zamężne, czy samotni ojcowie). Panie krytykuje się za to, że często brak im środków finansowych (brak zaradności), za to, że wybrały nienajlepszego partnera na ojca dla swoich dzieci oraz za wybory, które doprowadziły ich do tego, że samotnie je wychowują.

Na szczęście, coraz rzadziej patrzymy na samotne matki oceniając je stereotypowo, jak „patologię”. Coraz więcej rozumiemy, coraz częściej świadomi, że życie może się ułożyć tak, a nie inaczej. Że nie wystarczy „zostać” ojcem, że należy wychowyać, pielęgnować, dbać, uczyć… Że nie każdy może być w ogóle dobrym rozicem. I jesteśmy w stanie uwierzyć, że w pojedynkę można dobrze wychować dziecko. Czasem tak jest po prostu lepiej.


Na podstawie: psychologytoday.com