Jeden plus jeden to dwa. Nie inaczej. Żadne cztery, pięć a tym bardziej nie jeden! W przypadku potomstwa obowiązują te samy wzory matematyczne. Jedno dziecko plus jedno to razem dwoje. Dwoje plus jedno to troje. A ta i tamta powtarzają, że kolejne dziecko w rodzinie nie robi różnicy. Że co? Może miłość się multiplikuje, ale uwaga, aktywność, czas czy sen – nie. Więc proszę nie wmawiajcie nam matkom, że nie odczujemy różnicy, gdy zdecydujemy się na kolejną ciążę.
Wiem wiem. Są subtelne różnice jak płeć, kolejność urodzenia czy różnica wieku. To prawda, dwie dziewczynki, które dzieli rok lub dwa lata potrafią spędzać ze sobą czas, bawić się i wykonywać czynności razem. Ale nie wszystkie. Znam mnóstwo rodzin, w których dziewczyny (chłopcy) są bardzo rywalizujący, generują konflikty i prawie każda ich zabawa kończy się awanturą. Wraz z rozwojem drzwi ich pokoi (jeśli mają osobne) zamykają się, a na nich zamiast zawieszki „Tu mieszka Zosia” pojawia się „Obcym i Poli wstęp wzbroniony” (Pola to siostra).
Jeszcze gorzej bywa z płcią odmienną. Pobawcie się razem. Mamo, on nie chce ze mną grać, ciągle mnie „zastrzeliwuje”. Nie moja wina, że jest głupia i nie umie grać. Mamo, Jurek robi mi na złość. „Nic nie robię, ona pokazuje mi fucka (środkowy palec). A Ty plujesz we mnie jedzeniem. Może zagracie w scrabble? No dooobra. Mamo, czy ona nie ma mózgu, że tyle myśli nad słowem? Haha, a on napisał podpowiadać przez t, nie dziwne że ma tróję z polskiego. Jesteś rozwinięty jak papier toaletowy. Czy możesz jej zwrócić czasami uwagę? Daj mu karę wreszcie, Mamo!
Werbalne deklaracje a więc odpowiedź na pytanie czy chciałbyś mieć rodzeństwo? NIE. Właściwie nie pamiętam innej odpowiedzi. Chciałbym być jedynakiem jak Michał, a jeśli już to mieć brata. Starszego. A ja bym chciała siostrę. Każdą byle nie jego. Mój brat jest najgorszy na świecie. Mamo, musiałaś mieć kolejne dziecko? Byłoby nam tak dobrze razem. Nie jesteś podobna do naszej rodziny, Klara (płacz). Każdy to mówi. Może jesteś podrzucona? Standard.
Wieczory. Znacie to? Każde nagle czegoś chce. Ona woła, żeby jej umyć włosy, on szuka flamastra na plastykę na jutro. Ona zgubiła zeszyt, on przypomniał sobie, że nie zrobił matmy. Ona chce, aby jej poczytać, on, żebym posiedziała z nim i zobaczyła fajny filmik na YouTube. Ona się boi zasnąć, on rozmawia przez telefon mimo iż jest po dwudziestej drugiej, ona krzyczy, że jej przeszkadza jego głos, potem kręcenie się w łóżku, nawet szept. Ona przeszkadza jemu, on jej, a ty jesteś potrzebna przy wszystkich czynnościach jego i jej. Pat.
Wczoraj zebrania. Jedno na 18, drugie 18.30 (wyrozumiałość szkoły). Wpadasz z wywieszonym jęzorem po ciężkim dniu pracy, ledwo pochylisz się nad „laurką” młodszej, już biegniesz do starszego, gdzie poważniej, mroczniej i mniej optymistycznie. Tam trzeba poprawić krainy geograficzne, tu bezkręgowce, tam nazwy zwierząt, tu zakon krzyżacki. Najbliższy weekend, który właśnie został pozbawiony złudzeń. Siedzą na kanapie, gdy wracasz; każde ciekawe, co masz do powiedzenia. Od kogo zacząć? Zaraz, zaraz, dwa miesiące temu mówiłam najpierw o nim, więc teraz zacznę od niej, przecież ona miała wcześniej pretensje, że nigdy nie mówię o niej pierwszej (argument o skali trudności jego zachowania nie jest przekonujący). Więc najpierw ona, że to jest super, tamto świetnie, tylko małe korekty. Rośnie w dumę, gdy on komentuje, żeby nie cieszyła się jak głupia do sera. Płacz. I tak dalej. Pat.
Spanie. Przywilejem jest spanie z mamą czasami. Gdy wolna sobota, chore gardło lub wyjazd na turniej. Jak jedno chce, to zaraz drugie. Mam więc wybór: albo dwoje naraz, albo piątek i sobota śpisz w pozycji embrionalnej. Po dłuższej dyskusji, kto gdzie (każde chce z lewej) i z której strony jamniczek, przechodzimy do programu wieczornego. Który film i dlaczego. Detektyw Monk kontra Niania Mcphee (ja bym się zgodziła nawet na Barbie, aby tylko dali spokój). Rzucają w siebie okładkami od DVD (ja leżę w środku), a więc dostaję wreszcie w twarz i wtedy wpadam w furię. Idą do swoich pokoju, pokrzykując, „twoja wina”. Wiem, że za chwilę wrócą z okrzykiem na trzy cztery „przepraszamy i kochamy”. To ten unikalny moment, gdy są zgodni i robią coś naprawdę razem. Generalnie można by z tego sformułować regułę: po awanturce, gdy wytrącają mnie z równowagi potrafią genialnie współpracować (kwiatki z ogrodu, laurki, wierszyki i okrzyki wchodzą w grę). Tak jak w dorosłych związkach: po konfliktach czas na miłość.
Mogę wymienić także sytuacje, gdy byli zgodni:
- Gdy byliśmy w Grecji, Klara była chora, a on się przestraszył i rozśmieszał nas cały wyjazd
- Gdy błagali mnie o psa i zbierali punkty zw współpracę
- Gdy pojawiał się wspólny wróg (nielubiany kolega na wyjeździe lub mój chłopak, ten ostatni powoduje absolutne zjednoczenie sił)
- Gdy babcia była w szpitalu
- Gdy Tata się na nich bardzo wkurzył i przywiózł ich do domu niespodziewanie
- Gdy ja byłam chora i robili mi kanapki
- Gdy płakałam, bo ktoś mnie zawiódł
- Gdy chcieli, by babcia już pojechała, bo ciągle ich ochrzaniała
- Gdy usłyszeli, że będzie wojna w TV i bali się, że będziemy musieli emitować (znaczy emigrować)
- Gdy jego spotkała przykrość w szkole (ktoś coś napisał na murze) i ona uświadomiła sobie, że też ma na nazwisko Ohme
- Gdy odkryli Lego Gwiezdne Wojny na PlayStation
- Gdy wspomniałam, że chciałabym jeszcze kiedyś wyjść za mąż…
Pytam siostrę, czy jak się ma troje dzieci to nadal troje. Patrzy na mnie przez chwilę i odpowiada „Kochana, zanim się zdecydujesz na swoje trzecie, siądźmy i porozmawiajmy”.
Ale aby nie było tak pesymistycznie. Mieć dwoje lub więcej dzieci to także:
- Nauka współpracy, dzielenia i pokory od najmłodszych lat, a dla nas jeszcze większej cierpliwości i sztuki kompromisu
- Większe prawdopodobieństwo, że będąc starszymi, będziemy mieli do kogo zwrócić się o pomoc albo tak zwyczajnie pogadać
- Więcej powodów do dumy i miłosnych endorfin, które wypełnia nasze macierzyństwo
- Chwile spokoju, gdy nagle jakimś cudem robią coś razem
- Chwile wzruszenia, gdy jedno staje w obronie drugiego (mimo deklaracji, że wolałoby być jedynakiem)
- Spokój w sercu, że gdyby coś się stało, to zostaną we dwoje lub troje
- Więcej osób na Wigilii, urodzinach, imieninach i innych świętach
- Więcej osób do kochania po prostu
A więc jeden plus jeden to dwa. Dwa plus jeden to trzy. Trzy plus dwa to pięć (o rany!). A jednak mimo tej bezkompromisowej prawdy matematycznej, gdyby ktokolwiek mnie zapytał „Warto?”. Warto. I czy gdybym miała jeszcze szansę na jedną małą wojnę, to czy bym zaryzykowała? Hmmmm….
A Wy jakie macie doświadczenia ze swoimi dziećmi?