Właśnie pokłóciłaś się ze swoim partnerem. Ponieważ skończyły mu się argumenty, wytoczył najcięższe działo: – Jesteś taka sama jak twoja matka! – pada z jego ust. No i co teraz?
Już zaczynasz zastanawiać się, czy powinnaś się teraz obrazić (nie wiadomo przecież, czy to komplement, czy zarzut) kiedy przypominasz sobie wczorajsze popołudnie. Tłumaczyłaś dziecku zadanie z matematyki i zniecierpliwiona odezwałaś się do niego właśnie TYM, dobrze znanym tonem. Sięgasz pamięcią jeszcze dalej i przywołujesz to uczucie, kiedy spojrzałaś na swoje zdjęcie z urodzin wujka Mańka. Na fotografii siedzisz w fotelu zakładając nogę na nogę dokładnie tak, jak robiła to twoja mama. Im jesteś starsza tym więcej tych podobnych szczegółów odkrywasz.
Jaka matka, taka córka?
Jeśli najbliższa osoba próbuje obrazić cię wytykając ci podobieństwo do któregoś z rodziców, oznacza to najczęściej, że sama ma lub miała trudne relacje z jednym z rodziców, a może nawet z obojgiem. Jest to bowiem gest obliczony na zadanie ci bólu, sprawienie przykrości. Gdy twoje relacje z mamą czy ojcem są dobre, nie dasz się wciągnąć w tę nieczystą grę. Jeśli jednak coś jest nie tak, jak trzeba – bez pardonu odpalisz na przykład„ a ty zrzędzisz zupełnie jak twój tata”.
Wróćmy jednak do matek i córek. Dlaczego tak uporczywie uciekamy przed porównaniami? Czy jest się przed czym bronić?
Ewa – nie chcę, bo się boję…
Rozmawiamy w gronie znajomych. Ewa wyznaje, że nigdy nie miała trudnych relacji z mamą, a i tak zawsze mówiła sobie, że chce być zupełnie inna. Że w życiu trzeba być otwartym, szalonym, a nie chować ogon pod siebie, jak jej mama. Że z takim podejściem niczego się nie osiągnie, nie wywalczy dla siebie ani kawałka życiowego tortu. Mama Ewy, osoba wycofana, skromna ale i silna, przez 27 lat zmagała się z alkoholizmem męża. Nie odeszła od niego nawet wtedy, gdy był już na samym dnie. – Zostaw go, dlaczego się tak męczysz – krzyczała na mamę dorastająca Ewa – zacznij żyć, znajdź sobie kogoś. Nie musisz się tak kurczowo trzymać tego małżeństwa.
Dziś, mając dwójkę prawie dorosłych dzieci i bardzo skomplikowany związek za sobą, Ewa przyznaje, że najłatwiej osądzać innych, nie mając tego całego bagażu życiowych doświadczeń. Ona sama w swoim małżeństwie popełniła chyba wszystkie błędy mamy, przeanalizowała to dokładnie kilka dni po rozwodzie. Te same mechanizmy sprawiły, że trwała w związku jak w letargu, dając się ciągnąć za sobą w dół.
Łapała się na tym, że kieruje do męża te same czułe, błagające słowa, które nie raz słyszała w ustach mamy przemawiającej do jej ojca. Jednak dzięki podobnym doświadczeniom, to właśnie mama była dla niej największym wsparciem i wykazała największe zrozumienie dla trudnej sytuacji Ewy i jej dzieci podczas ciągnącej się w nieskończoność sprawy rozwodowej. – Może gdybym w młodości miała rozwagę i opanowanie mojej mamy i swoją przebojowość jednocześnie, moje życie potoczyłoby się inaczej – zastanawia się głośno Ewa.
Marta – nie chcę ranić, jak ona…
Marta z mamą nie rozmawia od lat. Są do siebie podobne jak dwie krople wody. Gdy odbiera telefon, niektórzy krewni zastanawiają się, czy na pewno wybrali dobry numer, bo nawet głosy obu pań brzmią identycznie… Niestety, na podobieństwie fizycznym nie koniec.
Marta mówi, że co chwila łapie się na tym, że jest równie surowa, apodyktyczna i wymagająca w stosunku do swojej córki, co jej matka w stosunku do niej. A przecież tak się przed tym broniła! Boi się tego, płacze po nocach i często przeprasza swoje dziecko, która na tej matczynej, emocjonalnej huśtawce nie może sobie znaleźć miejsca. Dodatkowo sprawę komplikuje fakt, że babcia i mama się ze sobą nie mogą porozumieć. Ich sporadyczne spotkania, to jedynie okazja do wyrzutów i wzajemnych oskarżeń. – W moim wypadku podobieństwo do matki, to przekleństwo – ostro kwituje Marta. Zaraz jednak głos jej się załamuje – A przecież tak ją kocham…
Kasia – nie chcę tracić siebie…
U Kasi sprawa wygląda jeszcze inaczej. Tu problemem jest właśnie brak podobieństwa. Całe 30 lat przeżyła w cieniu swojej matki, znanej aktorki. Porównań nie udało się uniknąć. Mama – piękna, radosna, otoczona tłumem zachwyconych wielbicieli i ona – brzydka, nieśmiała, zamknięta w swoim świecie. – To naprawdę twoja córka? – usłyszała kiedyś mała Kasia pytanie jednej z serialowych koleżanek mamy i … sama zaczęła się nad tym zastanawiać. Przez pewien czas buntowała się sama przeciw sobie, próbowała być taka jak mama. Zapuściła wtedy włosy, żeby zrobić sobie podobną fryzurę, mówiąc uważała by w podobny sposób dobierać słownictwo i w ten sam, charakterystyczny sposób układała usta, paląc papierosy. Aż pewnego dnia stanęła przed lustrem i stwierdziła, że woli być sobą. Po prostu. Podziwia mamę, ale też chciałaby się wreszcie od niej „uwolnić”. I powoli jej się to udaje.
Relacje między matką a córką, dwiema najbliższymi sobie kobietami są niekiedy bardzo skomplikowane. Wiele z nas, pod wpływem różnych doświadczeń z dzieciństwa i wczesnej młodości przez całe dorosłe życie dąży do tego, by być przeciwieństwem swoich mam. Chcemy reagować inaczej, wyglądać inaczej, działać inaczej, podejmować inne decyzje. A jednak pewnego dnia stajemy przed lustrem i dociera do nas całą mocą to niezaprzeczalne podobieństwo. Pieprzyk na policzku, gest jakim poprawiamy włosy, spojrzenie… Czy to naprawdę tak źle? Przecież jesteśmy w końcu żywym dowodem na to, że naszym rodzicom coś jednak w życiu wyszło jak trzeba, prawda?