Jestem Polką, matką, żoną. I jestem ostatnio (wczoraj, przedwczoraj) świadkiem jakiegoś kuriozum. Moje koleżanki, katoliczki planują wyjść z kościoła podczas czytania listu biskupów do wiernych. Moje koleżanki, aktywistki (ale nie tylko) wysyłają Pani Premier wieszak i pikietują pod sejmem. Do grupy „Dziewuchy dziewuchom” (nie związany z żadną grupą polityczną ruch kobiet sprzeciwiających się zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej) każdego dnia dołączają setki (i więcej) kobiet.
Śmieszą mnie argumenty tych, którzy tak walczą o zaostrzenie ustawy. A najbardziej argumenty dotyczące tego, że od 93 roku wciąż maleje liczba dokonywanych aborcji i dlatego trzeba ustawę zaostrzyć jeszcze bardziej, bo to przynosi oczekiwany skutek. Tariraram i srututu.
Działa gówno, bo według statystyk organizacji pozarządowych co najmniej 300 kobiet dziennie usuwa ciążę. Ja byłam jedną z tych kobiet. I wiele moich koleżanek też.
Czy jestem z tego dumna? Nie, nie jestem. Ja swojej decyzji żałowałam, przepłakałam wiele nocy, do dziś myślę co by było gdyby…
Mężczyzna, z którym byłam nie chciał tego dziecka. Powiedział: jestem za młody, niegotowy itd.. Może moje cierpienie po aborcji wiązało się z tym, że opłakiwałam też miłość? Może moją decyzję ktoś mógłby zmienić? Może.
Ale znam mnóstwo kobiet, które ciążę usuwały i nigdy tego nie żałowały. Wrzucanie więc nas wszystkich do jednego worka jest nie tylko grubą przesadą, ale i kłamstwem.
Jesteśmy kobietami z dużego miasta, wykształconymi. Mamy lepiej, bo każda z nas zna lekarza, który „to” robi. To przykre, bo lekarz, który usuwał moją ciążę wypowiada się jako zwolennik ustawy aborcyjnej. Zastanawiam się: jaką trzeba mieć moralność, żeby hurtowo (za bardzo duże pieniądze) robić jedno, a mówić drugie.
On jeden? Ależ skąd. Znajomy ginekolog opowiadał mi jak nagle zdanie na temat aborcji, zmieniają skrajni konserwatyści. Ludzie, którzy zawsze mówili: aborcja to zło. Zmieniają, gdy sprawa dotyczy ich. To ich żona ma urodzić śmiertelnie chore dziecko, to ich partnerka jest w ciąży pozamacicznej. Ostatnio nawet powiedział: „Ten pan X co go pani ogląda w telewizji i który właśnie mówi, że będzie głosował za ustawę, o, jego żonie usuwałem ciążę”.
Sama mam koleżankę, wielką przeciwniczkę aborcji, która gdy się dowiedziała, że jej dziecko urodzi się z zespołem Edwardsa (ciężka wada genetyczna, dzieci, które ją mają umierają najczęściej miesiąc po urodzeniu) jechała do Niemiec, żeby ciążę usunąć.
Znam różne historie i proszę, nie mówmy: „nie”, gdy nie musieliśmy decydować. A nawet jeśli mówimy my, pozwólmy innym podejmować samodzielne decyzje. Bo to oni będą musieli z tym żyć, nie my.Nie dyskutujmy o sumieniu, tego czym jest dla nas aborcja. Zabójstwem czy nie. Nie dyskutujmy gdzie zaczyna się życie – bo o tym dyskutują naukowy i filozofowie i nawet oni nie znają odpowiedzi. Nikt nikogo nie przekona. Przestańmy wierzyć, że zaostrzona ustawa antyaborcyjna coś zmieni. Kobiety usuwały ciążę i będą usuwać.
I co? Pójdę do więzienia, gdy moja koleżanka się na to zdecyduje, a ja jej dam namiar? Jak bardzo możemy ingerować w decyzje dorosłej kobiety? Możemy z nią rozmawiać, przekonywać, tłumaczyć, ale ona i tak podejmuje swoją decyzję. Księża biskupi nie widzieli chyba zdesperowanej kobiety. Wszystkie nas wsadzicie do więzienia? Cofniemy się do średniowiecza?
Czytałam dziś badania na jednym z portali. 90 proc. Polaków jest przeciwko zaostrzaniu ustawy antyaborcyjnej.
Drodzy Rządzący i Drodzy Biskupi, zajmijcie się może wsparciem psychologicznym dla kobiet, które zachodzą w ciążę zdrową i myślą o tym, żeby usunąć z różnych powodów. Mi nikt nie zapewnił wsparcia, a doktor Pan Sprzeciw w Telewizji słysząc mój wahający głos, powiedział po prostu: „szybciutko to pani usunę”. Zajmijcie się organizowaniem wsparcia dla kobiet zgwałconych tak, żeby nie bały się zgłaszać tych spraw na policję i dla kobiet, które są w ciąży, a ich dzieci mają urodzić się z ciężką wadą. Zorganizujcie pomoc, a potem zostawcie w spokoju i pozwólcie zdecydować, bo mamy XXI wiek. I to nie jest wasze życie.
Zróbcie coś pożytecznego. Wy drodzy Biskupi też. Zamiast krzyczeć, zaopiekujcie się słabszymi. A opieka to nie kary i nakazy. To tylko i wyłącznie wsparcie.
P.S Moje koleżanki wyszły z kościoła. Wyszły też inne kobiety w Polsce. Na Facebooku krąży świetne zdjęcie, które udostępniają kolejne osoby: „Nie chcesz aborcji? To jej sobie nie rób”.