Niedojrzali, niepewni swoich uczuć, zależni do rodziców, nieporadni życiowo. Albo egoistyczni, z trudem panujący nad emocjami, nad agresją, wiecznie czegoś szukający i niespokojni. A może nieczuli, pozamykani szczelnie w swoich skorupach, pozornie pozbawieni emocji? Narzekamy na mężczyzn, których spotkałyśmy w swoim życiu, z którymi połączyło nas coś na chwilę i na dłużej, szukamy do nich „klucza” i odkrywamy, prawie za każdym razem, kolejnego chłopca „pokaleczonego w dzieciństwie”.
Bo przecież każdy z nich był kiedyś tylko, małym, bezbronnym chłopcem.
Co takiego zrobiliśmy tym małym chłopcom, że wyrośli na takich mężczyzn?
Brak miłości
Nie wszyscy ojcowie, nie wszystkie matki potrafią przytulić swojego syna, okazać mu czułość, uczucie, zadbać o jego poczucie emocjonalnego bezpieczeństwa. W wielu rodzinach pod tym względem traktuje się chłopców „po macoszemu”. Córka to co innego, córkę łatwiej przytulić, dać jej buziaka. Dla mężczyzn okazywanie uczucia synowi może stanowić problem. Czują się niezręcznie przytulając nastolatka, rozmawiając z nim o jego pierwszej miłości. Jak to zrobić? Jak powiedzieć, że się go kocha?
Skutki są oczywiste: kiedy „niekochany” chłopiec dorośnie, sam nie potrafi mówić o swoich emocjach, a czasem nawet ich rozpoznać. Nie wie jak dzielić się swoją miłością z innymi i nie wierzy, że na czyjąś miłość zasłużył. Nie chcąc być śmiesznymi, tacy mężczyźni bronią się tak, jak im to się wydaje „po męsku”: szorstkością, cynizmem. Inni zaś uzależniają się emocjonalnie od tych, którzy okazali im zainteresowanie, obdarzyli ich uczuciem. Stają się zaborczymi partnerami i przyjaciółmi, „wyrywającymi ” sobie, to co im należne – ciepło i uwagę, bardzo często w niekontrolowany, agresywny sposób.
Miłość osaczająca
Chłopcy, których w dzieciństwie osaczono miłością zaborczą, rzadko kiedy są w dorosłym życiu odpowiedzialnymi, dobrymi parterami. Przerzucono na nich jakąś gigantyczną kumulację uczuć, wynikającą z nieudanego życia miłosnego jednego z rodziców (najczęściej matki). Jako dorośli mogą cynicznie wykorzystywać swoje partnerki, nie szanując ich uczuć, uważając, że zasługują na bezwarunkową i ślepą miłość i oddanie. Inni, boleśnie zderzając się z rzeczywistością w której partnerka, na której im zależy, wymaga od nich szacunku i równego zaangażowania w związek, często zrywają kontakty z zaborczym rodzicem.
Brak męskiego wzorca
I żaden super bohater z ukochanej powieści czy komiksu go nie zastąpi. Ojcowie nieobecni, tacy którzy nie angażują się w wychowywanie swoich synów popełniają błąd, którego po prostu nie da się naprawić. Zostawiają im sygnał, że w można nie ponosić odpowiedzialności za tych, których powołało się do życia. Że nie byli wystarczająco ważni, by dla nich i przy nich „być”.
Kiedy mali chłopcy dorastają, opanowuje ich strach. Jak być mężczyzną? Po co stawać się mężczyzną? Lepiej zostać chłopcem, wiecznym Piotrusiem Panem, Odsunąć od siebie myśli trudne, wiecznie balansować na granicy.
Przemoc zaznana od najbliższych bądź bycie świadkiem przemocy przez nich stosowanej
Te rany się nie zabliźniają. Mężczyzna, który jako mały chłopiec padł ofiarą przemocy często sam stosuje ją jako dorosły, w swoim domu. Ma zatarte granice między dobrem a złem, ekstremalnie przesuniętą granicę empatii (w jedną bądź w drugą stronę). Po części dlatego, że musiał przystosować się jakoś do warunków w jakich się wychowywał, a po części dlatego, że nikt nie pokazał mu, że można żyć inaczej, inaczej rozwiązywać problemy. Nikt nie nauczył go, że swoje potrzeby i emocje należy komunikować. Jedynym rozwiązaniem jest wówczas terapia i świadomość, że z bycia ofiarą przemocy w dzieciństwie się „nie wyrasta”.
Bywa, że dorosły mężczyzna, który jako dziecko był świadkiem przemocy w stosunku do swojej matki, rezygnuje ze związków z obawy, że również będzie krzywdził ukochaną osobę.
Wygórowane bądź nierealne oczekiwania
„Musisz umieć to i to, musisz skończyć tę szkołę, musisz uprawiać ten sport, musisz sobie z tym poradzić…”. Jest tyle rzeczy, które chłopiec musi, że sam już nie wie, czego naprawdę chce, o czym marzy. Wyrasta więc na dorosłego pozbawionego marzeń i wyobraźni, nietolerującego słabości, równie surowo wymagającego wobec innych, jak jego rodzice w stosunku do niego. No i nie zapominajmy: pokolenie dzisiejszych trzydziesto- i czterdziestolatków, to ciągle jeszcze panowie, którym mówiono: faceci nie płaczą, nie bądź babą.
A więc to nie ich wina? Wychowywano ich w taki sposób, że wyprodukowano „emocjonalne” buble? Trochę tak właśnie jest. Ale przecież, o ile każdy z nas ma prawo zmarnować sobie swoje dorosłe życie na własna rękę, nikomu nie wolno zrujnować cudzego życia. Będą więc wśród tych poranionych w dzieciństwie tacy, których świadomość błędów, jakie popełnili ich rodzice zdopinguje ich do walki o siebie i o swój związek. Wówczas warto ich wspierać, być przy nich. Ale będą i tacy, którzy wyznają zasadę „kochaj mnie takim, jakim jestem”. I tym już nie pomożecie.