Wiesz, jak to jest mieć nadzieję? Ale nie taką, że może się uda, że może będzie dobrze, że może jest szansa na poprawę. Nie. Taką nadzieję, która nie może być tylko nikłą pewnością. Taką nadzieję, od której zależy wszystko, co kochasz, zależy twój świat, twoje szczęście i… życie twojego dziecka.
Stać by cię było na taką nadzieję, kiedy okazuje się, że dziecko, które przychodzi na świat właściwie nie ma szans na przeżycie? „Nie przeżyje” – to słyszycie, zamiast gratulacji z okazji jego narodzin. Ale wy od początku macie nadzieję, że przecież wady serca się leczy, że medycyna się rozwija, że przecież nie ma rzeczy niemożliwych, zwłaszcza, gdy chodzi o zdrowie i życie jednego z waszych dzieci.
Ale wszędzie słyszycie odmowę. Okazuje się, że to nie jest wada serca, którą można tak po prostu zoperować. To wada serca, której nikt zoperować nie chce. Kiedy pojawia się nadzieja na leczenie – znika szybko. Nim twoje dziecko skończy rok, nawet lekarze w Stanach odmawiają podjęcia się operacji.
Jaką trzeba mieć nadzieję. Jak bardzo trzeba wierzyć, że pojawi się szansa na życie dla twojego dziecka. Bo ono chce żyć. Bo chce mieć marzenia, bo chce być kimś jak dorośnie. Bo chce się śmiać i biegać, i bawić się z bratem, a też czasami pokłócić i pobić. Tak po bratersku. Nie chce dużo. Chce żyć. Normalnie. Chce przeżyć. Chce przeżyć swoje życie w pełni. A ty masz nadzieję nieustanną, że będzie kiedyś kochał, i że będzie miał swoje dzieci. I że o tym koszmarze jego dzieciństwa będziecie mogli kiedyś zapomnieć.
Patrzysz na niego każdego dnia mając świadomość, że jego życie wisi na włosku, że nie wiadomo, czy dożyje wieczoru. I co z tego? Co z tego, że nikt nie daje mu szans, a kolejni lekarze odmawiają pomocy. Masz nie planować jego przyszłości, nawet tej najbliższej?
Kolejne urodziny, kolejne świeczki na torcie. To symbol twojej nadziei i walki. Walki o życie twojego dziecka. Bo nie poddajecie się, szukacie, pytacie. Choć ono niknie w oczach. Tak bardzo widać, że jest chore, tak bardzo nie ma siły, gaśnie czasami tak bardzo… Nie, nie myślisz o śmierci, nie możesz. Nie przestaniesz, dopóki nie wyczerpiesz wszystkich możliwości. To twoje dziecko. Twoja miłość. Część ciebie. To szczęście, które zasługuje na to, by mieć szansę przeżyć.
Mija pięć lat. Pięć lat strachu, zmęczenia. Czasami już nawet nie masz siły płakać. Za to zawsze zatrzymujesz w sercu te chwile, które wywołują wasze uśmiechy. Te chwile radości, których w życiu twojego dziecka powinno być więcej.
I ta twoja nadzieja, twój brak zgody na pogodzenie się ze stanem twojego dziecka zostaje wynagrodzony. Jak twoje serce mocno bije – za ciebie i za niego. Szczęście – tak, to czujesz i ta nadzieja, która jest dla ciebie już dzisiaj jak siostra. Myślisz: „Wierzyłam, wiedziałam”, gdy lekarz na drugim kontynencie mówi: „Będę operować”.
Ale znowu ktoś postanowił roześmiać ci się w nos. Koszty leczenia i operacji to suma, jakiej nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić. Kiedy już twoje dziecko ma szansę, kiedy ktoś mówi: „Tak, spróbuję go uratować”, to tylko to jest pewnikiem. Cała reszta pozostaje wielkim znakiem zapytania.
Ale przecież to twoje dziecko. Tu nie ma wyboru – brak operacji – życie z wadą. Tu jest tylko jedno – operacja = życie. Bez niej twoje pięcioletnie już dziecko nie przeżyje. Może umrzeć w każdej chwili, w każdym momencie dnia. Więc co? Dalej walczysz, choć inni się dziwią skąd w tobie tyle sił, tyle wiary i nadziei. Ale ty wierzysz w innych ludzi, w ich dobre serca, w ich chęć niesienia pomocy. Bo przecież to twoje dziecko. Najważniejsze dla ciebie. Od pięciu lat, każdy dzień wypełniony jest twoją nadzieją, że się uda. Choć boisz się, choć tyle w tobie strachów, ale przecież nie możesz się poddać. Nie teraz, kiedy pojawia się ostatnia szansa, kiedy widzisz, jak twoje dziecko gaśnie.
I nie mylisz się. Ludzie są dobrzy. Tej dobroci, której doświadcza twoje dziecko starczyłoby na uleczenie jego serca. Gdyby to mogło wystarczyć… Walczysz dalej, może ostatkiem sił, może resztą nadziei, ale walczysz, nie masz zamiaru się poddać. Dla niego. Dla jego życia. I dla jego zdrowia.
https://youtu.be/VcozetddmSQ
Znacie Emilka? Jego mama nadal wierzy. Wierzy w ciebie, we mnie, w nas wszystkich. Dzisiaj są już w Stanach. Czekają na cewnikowanie serca. Stan Emilka jest ciężki. Mama, pani Kasia, pisze: „Czas się kończy widać to po Emilku gołym okiem. Nawet jeśli wydłużymy jej (zbiórki pieniędzy – przypis red.)) termin o kilka dni, to nie zmienimy rzeczywistości i faktu, jak pilnie potrzebujemy środków na walkę. Sine rączki, usta, język, coraz większa zadyszka… z dnia na dzień”. Tak naprawdę wszystko może się zdarzyć.
Na leczenie Emilka dzięki fundacji Siepomaga zebrano ponad sześć milionów złotych. Z tych środków wpłacono depozyt, który umożliwił wyznaczenie terminu operacji. Ale potrzeba jeszcze około 1 miliona 200 tysięcy. Potrzeba już. Teraz. To ta ostatnia prosta, którą Emil i jego najbliżsi proszą, żebyśmy z nimi przeszli. Żebyśmy dali im nadzieję. Emilowi – na zdrowe i szczęśliwe życie. I jego mamie – która wierzy i prosi o pomoc. Bo dla swojego dziecka nie można nie prosić.
Dlatego ja też proszę. Pomóżmy Emilkowi. Myślę, że serce, które wsparło tyle serc, które doświadcza tak wiele dobroci, w tej dobroci wzrasta i nigdy o niej nie zapomni. Niech będzie szczęśliwe, a przede wszystkim – zdrowe.
WSZYSTKIE DANE DOTYCZĄCE ZBIÓRKI PIENIĘDZY DOSTĘPNE SĄ NA STRONIE FUNDACJI SIEPOMAGA – TUTAJ.
Jeśli nie możesz wpłacić, roześlij tę wiadomość – to naprawdę dużo.