Go to content

Do rodziców porzuconych przez dzieci: Nic nie da się zrobić. Przynajmniej nie od razu

Matka i córka
fot. iStock/fizkes

A jeśli już nigdy nie zobaczę swojego dziecka? A jeśli moje wnuki myślą, że ich nie kocham? Czy mój syn pamięta cokolwiek z tych wspaniałych chwil, jakie spędziliśmy razem? Skoro moja córka zdecydowała, że nie chce mnie widywać, to czy to znaczy, że w ogóle jej nie obchodzę? A może po prostu mnie nienawidzi? –  takie pytania zadają rodzice dorosłych dzieci, które zerwały z nimi kontakt w gabinecie autora książki „Dom, którego nie ma”. Joshua Coleman jest psychologiem prowadzącym prywatną praktykę w San Francisco.

Jednym z powodów, dla których tak trudno jest żyć z wyobcowaniem, jest brak wsparcia dla wyobcowanych rodziców. Stron internetowych, książek i warsztatów przeznaczonych dla osób zmagających się z rozwodem, chorobą, śmiercią czy umieraniem jest bez liku. „Czy rodzic, którego dziecko nie chce mieć z nim nic wspólnego, nie zasługuje na podobne wsparcie? Czy musi każdego dnia walczyć o swoje prawo do uznania siebie za porządnego człowieka, który robił wszystko, by zapewnić dziecku dobre życie? A jeśli popełnił poważne błędy, to czy resztę życia powinien spędzić w otchłani poczucia winy i smutku? W więzieniu, z którego zwolnić go może jedynie przebaczenie dziecka?”, pyta Coleman.

Ból będziesz czuć już zawsze

W ciągu ostatnich dziesięciu lat pracy Coleman pracował z wieloma wyobcowanymi rodzicami. Dziś uważa, że nic, co powie lub zrobi, nie uśmierzy bólu takiego rodzica, który z różnych przyczyn stracił kontakt ze swoim dzieckiem. Mówi: „Kiedy zobaczysz na ulicy babcię pchającą wózek z wnuczką, z uśmiechniętą córką u boku, poczujesz ból. Kiedy będziesz słuchać któregoś z przyjaciół lub członków rodziny opowiadającego o fantastycznej wycieczce, na którą wybrali się całą gromadą z dziećmi i wnukami, poczujesz ból. Kiedy obudzisz się ze snu, w którym syn pojednał się z tobą i przypomnisz sobie, że nie masz z nim kontaktu od siedmiu lat, poczujesz ból. Kiedy pomimo silnych ostrzeżeń twojego wewnętrznego głosu ponownie zajrzysz na konto swojego dziecka na Facebooku lub Instagramie czy gdziekolwiek indziej, gdzie zamieszcza zdjęcia swoje, rodziny męża/żony, przyjaciół – wszystkich poza tobą – poczujesz ból”.

Kolejna prawda Colemana, brzmi: „Od tego, co z tym bólem zrobisz, zależy, czy twoje życie będzie naznaczone ciągłym i niemożliwym do złagodzenia smutkiem, czy takim, w którym obok bólu znajdzie się miejsce na radość i sens istnienia”.

Czym jest radykalna akceptacja?

Joshua Coleman twierdzi, że warto zacząć od „radykalnej akceptacji” miejsca, w którym teraz jesteś. Radykalna akceptacja to zaprzestanie wszelkiej walki z uczuciami, które cię w tej chwili wypełniają. Czujesz smutek? Czuj go. Nie oceniaj, nie próbuj od siebie odepchnąć, nie umniejszaj go, nie kontroluj. Zwróć się ku uczuciu, zamiast od niego uciekać.

„Tę prawdę zrozumiałem, doświadczając jej na sobie, i to bez taryfy ulgowej. Kiedy przechodziłem przez własne wyobcowanie, złapałem się na tym, że codziennie analizuję wszystkie rodzicielskie błędy, jakie popełniłem, tkwiąc w ciągłym wirze smutku, złości i strachu, z którego nie było wyjścia. Jednak pewnego dnia, zamiast ponownie zanurzyć się w dobrze mi znanych odmętach, pomyślałem: Twoja córka być może nigdy się do ciebie nie odezwie. Nigdy!”, pisze w swojej książce.

Może czas się z tym zmierzyć? Pogodzenie się z przygnębiającą rzeczywistością paradoksalnie może przynieść ulgę. To właśnie jest radykalna akceptacja – pogodzenie się z tym, czego w danej chwili nie możemy zmienić i być może nigdy nie będziemy w stanie.

Odróżnij ból od cierpienia

„Odkryłem, że warto rozróżnić ból od cierpienia, ponieważ te uczucia nie są tożsame. Ból jest integralną i niemożliwą do nieodczuwania częścią życia każdego z nas, a więc i wyobcowanego rodzica. Niestety twoja kontrola nad nim jest mocno ograniczona. Z drugiej jednak strony […] możesz zredukować jego znaczenie, działania, które się przyczyniają do jego intensywności i zasięg jego wpływu na inne aspekty życia. To jest właśnie cierpienie”, twierdzi psycholog.

Zrozumienie, na czym polega różnica między bólem i cierpieniem, to buddyjska mądrość, która utorowała sobie drogę do współczesnej psychoterapii. Coleman daje przykład: „Idziesz na kolację do domu przyjaciół, których odwiedzają również dorosłe dzieci. Dobrze je znasz, ponieważ dorastały na twoich oczach, więc cieszysz się na spotkanie z nimi, a one cieszą się na spotkanie z tobą. Ich rodzice są ci bardzo bliscy, dlatego spotkanie z nimi wszystkimi oraz możliwość obserwowania, jak są ze sobą zżyci, sprawia ci ogromną radość. Jednocześnie przepełnia cię bezbrzeżny smutek, ponieważ ty to wszystko utraciłeś, dlatego przez cały wieczór szukasz różnych wymówek, by odejść od stołu i zaszlochać, chowając twarz w dłoniach, żeby nikt cię nie usłyszał”.

W tym przykładzie bólem jest smutek i poczucie straty. Cierpieniem byłaby jedna (lub więcej) z poniższych opcji:

  • Zawstydzanie samego siebie: Muszę być okropnym człowiekiem/rodzicem, skoro moje własne dziecko się ode mnie odwróciło.
  • Wstyd wynikający z oceny społecznej: Inni ludzie muszą mnie uważać za okropnego człowieka, skoro moje dziecko się ode mnie odwróciło.
  • Izolacja towarzyska będąca konsekwencją wstydu wynikającego z oceny społecznej: Nie powinienem nawet wychodzić z domu, skoro inni tak o mnie myślą.
  • Strach i czarnowidztwo: Jak mam przetrwać ten ból, skoro nic nie jest w stanie go uśmierzyć? Jak mam przetrwać ból z powodu niemożności widywania się z dzieckiem i wnukami?
  • Poczucie winy i obsesyjne myślenie ciągle o tym samym: Nie mogę przestać myśleć, że to ja jestem przyczyną tego problemu albo co powinienem zrobić, żeby temu zaradzić. Nie mogę się też uwolnić od poczucia, że moje dziecko bardzo mnie skrzywdziło i źle potraktowało.
  • Wściekłość: Jak moje własne dziecko może mi to robić? Kim ono jest, żeby tak mnie traktować?

Jak radzić sobie z wyobcowaniem przez dzieci?

Marsha Linehan, która w swojej pracy również czerpała z buddyzmu, proponuje posłużyć się różnymi obrazami, które pozwolą stanąć twarzą w twarz z bólem, by następnie obserwować, jakie pojawiają się w reakcji na te obrazy myśli, mogące prowadzić do cierpienia. Pomyśl np. o swoim bólu i następujących po nim myślach jak o liściu opadającym na leniwy strumień, który powoli znika z pola widzenia.

Pomyśl o emocji jako o fali, po której będziesz serfować bez próby blokowania jej lub tłumienia. Nie trzymaj się jej, po prostu zobacz, gdzie ją odczuwasz i skup się na doznaniach tak głęboko, jak tylko zdołasz. Obserwuj, ile mija czasu, zanim zacznie tracić na intensywności.

Pomocne jest też sięgnięcie po tzw. ziarnistość emocjonalną, czyli docieranie do poszczególnych „ziaren” emocji. Czy to, co odczuwasz, to tylko smutek, czy może jest tego więcej: rozpacz, żal, odrzucenie, brak poczucia bezpieczeństwa lub poczucie przegranej? Czy to tylko gniew, czy raczej uraza, wściekłość, irytacja, zazdrość lub gorycz?

Dlaczego czasem warto się odsunąć od dziecka?

Coleman twierdzi, że czasem brak kontaktu daje dziecku czas na przepracowanie emocji w sposób bardziej niezależny, nieskażony naszym udziałem mogącym wywoływać irytację, poczucie krzywdy czy sfrustrowanie. To czas na wyciszenie się i uwolnienie od wszystkiego, co działa na nerwy, na większą autorefleksję w kwestii możliwych przesadzonych zachowań i osądów pod naszym kątem. Czasowy rozdział służy też jako swoista fajka pokoju zaoferowana synowej/zięciowi, jeśli dziecko pod wpływem nacisków partnera uważa, że bliskość z tobą to oznaka słabości, bądź też drugiemu rodzicowi dziecka, jeśli jesteście po rozwodzie.

Rodzice wyobcowani najczęściej mówią: „Musi być coś, co mogę zrobić, powinnam zrobić, muszę zrobić, żeby rozwiązać ten problem”. Czasami Coleman twierdzi, że jest zmuszony powiedzieć: „Nic nie da się zrobić. Przynajmniej nie teraz”. Sugeruje natomiast, by rodzice nie robili zupełnie nic przez przynajmniej rok (zakładając, że dziecko nie jest nieletnie), a potem rozważyli próbę nawiązania kontaktu. Dlaczego rok? Ponieważ to wystarczająco długo, by dorosłe dziecko poczuło, że być może otrzymało od rodziców to, czego mu było trzeba. Czas może stworzyć przestrzeń umożliwiającą rozwinięcie się nowej perspektywy.

Nie wszystko dzieje się z jakiegoś powodu

„Nie zostałeś wyobcowany po to, by dać ci szansę nauczyć się czegoś ważnego i nabrać siły, mądrości czy czegokolwiek innego. To nie interwencja Boga, który chce, byś stał się lepszy w cierpieniu”, twierdzi Coleman. Zostałeś wyobcowany, ponieważ również dobrym ludziom dzieją się złe rzeczy. A nawet jeśli w przeszłości zdarzało ci się podejmować dramatycznie nietrafione decyzje dotyczące dzieci, nie zasłużyłeś sobie na życie bez nich.