Weź się w garść!
Nie maż się!
Nie zachowuj się jak baba!
Chłopaki nie płaczą!
Dlaczego wychowujemy chłopców w poczuciu wiecznej niedoskonałości i dążenia do bycia superbohaterem?
Wiele razy zdarzyło mi się słyszeć tego typu teksty. Ba, pewnie sama nie raz posłałam takowe do mojego pięciolatka. Chyba to przekonanie, że do chłopców pasuje Superman, Batman i Spiderman, a tym samym postawa wybawiciela i bohatera, jest silniejsze niż zrozumienie, że chłopiec to przede wszystkim dziecko. A dziecko ma swoje potrzeby, w tym te emocjonalne. Od małego dbamy o to by dzieci się ruszały, mówiły do nas, czytamy im książeczki, nawet uczymy jęzków obcych. Dbamy o ich inteligencję, o rozwój społeczny, posyłamy do klubików malucha, na zajęcia dla przedszkolaków.
A czy dbamy o ich emocje? I czy szanujemy to, że będąc chłopcem, nasze dziecko też ma prawo je czuć? Kiedyś widziałam taką sytuację: mały chłopiec z mamą, chyba pierwszy dzień w szkole, w pewnym momencie ma ochotę się do niej przytulić, pocałować. Mama na to: zostaw mnie, weź się w garść! Dlaczego nie pozwalamy chłopcom czuć tego samego, co dziewczynki? Czy mylę się, jeśli przypuszczam, że w sytuacji z córką, owa mama wykazałaby się większym zrozumieniem i ciepłem?
Wychowujemy księżniczki i rycerzy
Od małego programujemy dzieci do tych ról, poprzez czytanie im bajek z tymi motywami, ogladanie kreskówek, ubieranie w sukienki i spodnie. Programujemy dzieci do tego by wchodziły w role, których kompletnie nie rozumieją. Bo czy taki pięciolatek rozumie co to wychowanie spartanskie, musztra, Bóg, honor i ojczyzna? Przypisujemy chłopcom, że mają bawić się kolejką, samochodami, oglądać bajki, w których mężczyźni ratują wszystkich z opresji. To bardzo duża odpowiedzialność i za dużo do udźwignięcia dla jegnej osoby.
I co najwazniejsze, w większosci wcale nie robimy tego świadomie! Po prostu tak jest skonstruowany świat. Pokażcie mi chłopięcą koszulkę z motywem księżniczki, tęczą, jednorożcem?
Emocje na wodzy
We współczesnym świecie coraz częściej otwiera się klapka na wychowanie chłopców w zgodzie z ich uczuciami. Mamy to szczęscie, a raczej nasze dzieci je mają, że żyjemy w postępowych czasach, kiedy pójscie do terapeuty i rozmawianie o tym co nas boli, to już nic zdrożnego. Wręcz norma. Wciąż jednak mamy za skórą echo przeszłosci. W głowie slyszymy „Chłopaki nie płaczą” i tak podświadomie postępujemy. W tym co mówimy do dzieci, nie da się nie słyszeć tekstów, które dyskryminują emocjonalny rozwój ze względu na płeć.
– Dziewczynek się nie bije – Dzieczynkom się ustępuje – Chłopaki to łobuzy, – Chłopak to sobie da radę. No kto tego nie usłyszał lub nie powiedział?
W stosunku do chłopców zasada jest taka: jak odda to dobrze, jak przyjdzie z płaczem, to jest mizerota. Nie warunkujmy naszej miłości do dzieci od tego jakiej są płci i jaki mają tempreament. Bo właśnie temperament jest tutaj istotny: temperament jest niezależny od płci. Jedno dziecko jest odważne i przebojowe, inne wycofane i skryte. I tak jak na przebojową dziewczynę powiemy „Super, świetna jest, lepsza niż niejeden facet”. Tak o skrytym chłopcu mówi się „Sierota życiowa, baba, mazgaj”.
Bunt wewnętrzny
We mnie rodzi się bunt. Pozwólmy chłopcom CZUĆ. Pozwólmy dzieciom się przytulać, całujmy je, zapewniajmy im poczucie bezpieczeństwa w naszych ramionach, Niezależnie jakiej są płci czy temperamentu. Chłopiec o spokojnym charakterze, nie stanie się gejem jeśli go przytulimy. Stanie się mężczyzną, który zna swoje uczucia, potrafi je nazwać i je ROZUMIE. My – dorośli często sami nie rozumiemy tego co czujemy. A przecież bardzo ważne jest to, by wiedzieć że to co czujemy jest w porządku. Musimy naszych synów, zapewnić o tym, że mają prawo do uczuć, nie muszą tłamsić emocji. Wyobraźmy sobie balon, który mamy w środku, do którego wpadają wszystkie te emocje społecznie nieakceptowane. Czy nie jest tak, że kiedy mamy ten balon przepełniony i on pęka to wtedy nasz syn przywalił po prostu komuś w nos. Bo nie umiał tych emocji nazwać, wstydził się ich, nie czuł się na tyle pewny siebie by się do nich przyznać. Mam obawy, że tak dokładnie jest we wszechświecie. Że nic nie znika, można zmiatać pod dywan, ale to kiedyś wszystko wróci.
Mój mały mężczyzna
Często matki traktują syna jak partnera, wymagają od niego postawy partnerskiej, zamiast zrozumieć, że dziecko to dziecko. I ma matkę od tego, by sprawowała nad nim pieczę, zaspokajała potrzeby i była dorosłym. Ten tekst „mój mały mężczyzna” wydaje mi się niebezpieczny. Wysyła taki komunikat, że oto to dziecko ma na swoje barki wziąć obowiązki mężczyzny. A społecznie wiadomo, że mężczyzna ma za zadanie bronić kobiety. A tą kobietą jest tu mama, więc teraz tak: dziecko ma bronić matki, czyli jest za nią odpowiedzialne. Za dużo tego.
Niesie to za sobą ryzyko załamania. Chłopiec to chłopiec, dziecko. I ma prawo być dzieckiem, czuć i płakać jak dziecko i być przytulany – jak dziecko. Niezależnie od płci.
Chłopiec przykład męskości powinien otrzymywać od mężczyzny: ojca, dziadka, partnera mamy. W formie naśladowania, pozytywnej inspiracji. Jeśli tatuś będzie opiekował się mamusią, to syn w przyszłosci wyrośnie na mężczyznę podobnego do ojca. A jeśli będzie słyszał „ weź się w garść, nie zachowuj się jak baba”, to istnieje doza przekonania, ze takim tekstem poczęstuje własnego syna. Przykład idzie z góry, zawsze.
Jednym słowem, wychowując naszych synów, wychowujemy nasze wnuki.
Chłopaki płaczą
Bo płaczą. Wzruszają się na filmach, płaczą ze szczęścia, wyją ze wściekłości. Po prostu płaczą. Płaczą jak im się rodzą dzieci, płaczą jak odchodzą ich najbliżsi. Wzruszają się widząc coś poruszajacego, wzruszają się w ważnych dla nich chwilach, na ślubie, podczas zaręczy, Płaczą i już. I mają prawo do tego. Płacz jest formą ekspresji. Zewnętrznym katharsis dla duszy. Czymś co pokazuje nam, ze nie jesteśmy maszynkami, trybikami, tylko ludzmi, którzy czują.
Mam taki apel: pozwólmy sobie i dzieciom na to, żeby czuć. Żeby wzruszenie było normalną częścią naszego życia.
Synowi, który płacze po szkole powiedzmy: rozumiem, naprawdę rozumiem co czujesz. I masz prawo do tego, żeby to czuć. Wszystko jest ok. Ty jesteś ok. Opowiedz mi o tym, co się stało. A ja nie zaneguję, nie powiem, że to źle. Tylko przytulę. Po prostu.
Karolina Paradowska
Trochę kobieta na krańcu świata, a trochę profesor. Lubi się pomądrzyć, ale nic nie poradzi, że ma rację. Zazwyczaj. Z zawodu pedagog, z zamiłowania człowiek i matka. Do życia podchodzi z dystansem i nutką złośliwości.