Go to content

„Czego mnie nauczyły twoje relacje z matką? Otóż tego, że miłość to cierpienie”

Fot. iStock/bokan76

Tato,

pewnie zauważyłaś, że od pewnego czasu zaczęłam dopytywać się o moje dzieciństwo, o twoją wyprowadzkę i jej przyczyny. Dużo z tamtego okresu nie pamiętam. Może dlatego, że byłam wówczas mała, a może dlatego że tych rzeczy nie chcę pamiętać, ponieważ są dla mnie zbyt bolesne.

Kiedy wyprowadziłam się od mamy, zaczęłam bardziej poznawać siebie. Dopiero teraz dojrzałam i mam odwagę stawić czoła przeszłości. Nareszcie potrafię sama przed sobą przyznać, że nie jestem szczęśliwa. Owszem bywam szczęśliwa, ale to nie to samo, co bycie szczęśliwą. Stan taki pogłębił się po odejściu Mateusza. Jego sytuacja rozwodowa bardzo przypominała naszą/moją sytuację, kiedy w wieku 8 lat od nas odszedłeś. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak się dzieje. Dlaczego czuję tak ogromną pustkę w życiu, które przecież jest wypełnione przyjaciółmi, wyjazdami, sportem i pracą. Czasem wręcz chce mi się nie istnieć. Tak, zdarzały mi się myśli samobójcze. Chciałam zrozumieć swój stan. Moja przyszłość malowała się w szarych barwach, co jeszcze bardziej mnie przerażało i jeszcze mocniej kazało mi szukać mężczyzny. Ważne, aby był ktoś obok. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak duży wpływ, jeśli nie jedyny, na moje teraźniejsze życie i to w jaki sposób się teraz czuję, miało dzieciństwo: Ty, mama i wasze rozstanie. Przeczytaj i postaraj się zrozumieć. Nie jest to dla mnie łatwe, i na pewno dla ciebie też nie będzie. Chcę to zrobić, aby poradzić sobie z przeszłością, i ukształtować swoją przyszłość na nowo.

Jestem teraz w takim wieku, że pragnę założyć rodzinę. Szczęśliwą rodzinę, której nigdy nie miałam, bo nie mam prawie żadnych wspomnień z okresu kiedy, jak mi się wydaje, byliście z mamą szczęśliwi. Nasza rodzina jest dla mnie jedynym wzorem rodziny. Zatem jest rodziną niepełną, nieszczęśliwą, patologiczną. To, co widziałam będąc małym dzieckiem nie jest przyjemne: odnoszenie się do siebie bez szacunku, wyzywanie, kłótnie, krzyki przeplatane milczeniem, zdrady, alkohol, przemoc fizyczna. Nasz dom nigdy nie był domem pełnym miłości, w którym można wychować dziecko. Swoim zachowaniem przekazaliście mi błędne, zafałszowane wzorce, z którymi muszę sobie teraz sama poradzić. Dopóki tego nie zrobię, dopóty moje życie będzie wyglądało podobne jak wasze, a tego chcę uniknąć.

Dopiero teraz powoli zaczynam rozumieć twoje motywy rozstania się z mamą. Nie układało się wam, nie pasowaliście do siebie. Nie oceniam tego. Wiem, że to było najlepsze wyjście, lepsze niż codzienne kłótnie i przepychanki. Wiem też, że nie odszedłeś ode mnie, ale od mamy. Pytanie tylko, dlaczego czuję się, jakbyś mnie też zostawił. Teraz widzę, szczególnie po zachowaniu Mateusza w stosunku do jego córki, że mogłeś postąpić trochę inaczej. Zazdroszczę jej takiego cudownego ojca.

Pamiętasz jak ostatnio zapytałam cię dlaczego w twoim domu nigdy nie było dla mnie miejsca. Wiedziałeś ode mnie, że mama, jak coś robiłam nie tak, jak ciebie broniłam przed nią lub, gdy miała zły humor, wyrzucała mnie na klatkę schodową w tym, co miałam na sobie. Wówczas zamykała drzwi na klucz i kazała mi się wynosić do ciebie. A ja stałam albo pod tymi drzwiami i prosiłam, aby mnie wpuściła albo szłam do sąsiadki i tam czekałam, aż ona się uspokoi. Gdzie wtedy byłeś? No gdzie?! Byłam wtedy opuszczona, sama, świat się dla mnie kończył. Za każdym razem było to okropne przeżycie. Płakałam, dostawałam histerii. Myślisz, że jak się wtedy może poczuć dziecko, kiedy zostaje opuszczone przez oboje rodziców, kiedy nie może na żadnym z nich polegać, kiedy nie wie, co dalej z nim będzie? Zostawiłeś mnie z mamą, a dobrze wiedziałeś, jaka ona jest. Tym samym godziłeś się na to, co ona mi robi, jak mnie traktuje, w jaki sposób się do mnie odnosi. Zapewne także przypuszczałeś, że zostawiając mnie pod jej opieką, stanę się jej kopią, i godziłeś się na to. Wiesz, czego najbardziej się teraz boję i czego nie lubię: to tych nawracających chwil wszechogarniającej mnie pustki, kiedy na siłę szukam kogoś, kto mnie wypełni sobą. Czuję, jakbym wtedy chciała na siłę zatrzymać przy sobie ludzi. Wtedy znowu jestem tą małą, przelęknioną, wyrzuconą z domu dziewczynką.

Nigdy nie zaproponowałeś mi, aby została u ciebie na parę dni, gdy pokłóciłam się z mamą. W twoim domu nigdy nie było dla mnie miejsca. Nie chciałeś mnie wprowadzić w swój nowy świat. Jak się spotykaliśmy to albo w moim domu, albo odwoziłeś lub odbierałeś ze szkoły lub przychodziłam do ciebie do pracy. Było mi wstyd. Tak samo, kiedy moi rówieśnicy pytali się, dlaczego nie mieszkasz z nami. Co miałam wtedy odpowiedzieć? Nie znałam odpowiedzi. Pamiętam, że chyba tylko jeden raz zabrałeś mnie za miasto na parę dni, tylko Ty i ja. Zawsze będę pamiętać podróż samochodem, muzykę jakiej słuchaliśmy i zapach kiełbasy, z którą miałeś kanapkę. A tak to nigdzie razem nie pojechaliśmy, czy to na wakacje czy ferie zimowe Nie wiem, czy nie czułeś takiej potrzeby, czy były jakieś inne przyczyny? Wolałeś wysłać mnie na kolonie i nie zajmować się mną. Pamiętam tylko jedne wspólne święta Bożego Narodzenia, u twojej mamy. Więcej świąt tak miłych nie pamiętam. Może dlatego, że pozostałe były bez ciebie. Do tej pory nie lubię tej całej atmosfery około świątecznej, kiedy ten czas spędzamy w okrojonym gronie, i nic nie jest tak, jak być powinno.

Zadawałam Ci dużo pytań, chcąc zrozumieć twoje motywy, jednak w odpowiedzi słyszę tylko, że albo nie pamiętasz, albo nie wiesz, albo kiedyś mi powiesz. Czuję, jakbyś chciał mnie zbyć, jakbyś nie chciał o tym mówić. Jeśli tak jest, to mi o tym powiedz. Zrozumiem. Już nie jestem małym dzieckiem, choć nadal mnie tak traktujesz. Jestem dorosłą kobietą, która pragnie zrozumieć motywy działania swoich najbliższych, bo ich zachowanie miało wpływ na jej ukształtowanie.

Nie lubiłam, i do tej pory nie lubię, jak coś źle zrobię lub po prostu po swojemu, to mówisz mi, niby to w żartach: „głupia jesteś!!!” A może ja chcę coś zrobić inaczej niż Ty. Wiesz, że jestem indywidualistką. Nie musisz mnie też wyzywać. Wystarczy powiedzieć, że Ty to widzisz lub robisz inaczej i może powinnam tak spróbować. Wówczas ja nie zmienię swojej postawy na defensywną. Pamiętaj, że może robię coś w inny sposób, ponieważ jak byłam mała, nie miałeś okazji pokazać mi tego z innej perspektywy. Dużo rzeczy musiałam nauczyć się sama, bo np. mama tego nie potrafiła a ciebie nie było. Zatem nie każ mnie podwójnie.

Kiedy zaczęły się problemy z mamą, nie mogłam się z nią dogadać lub po prostu nie zgadzałyśmy się w pewnych kwestiach, i zwracałam się wówczas do ciebie, zawsze bagatelizowałeś moje potrzeby i problemy. I nadal tak jest. Nic się nie zmieniło. W tych sytuacjach nigdy nie czułam wsparcia z twojej strony. Kazałeś mi się nie przejmować matką, ale to nie rozwiązywało problemu. Ja nadal czułam, że pozostaję z tym sama. A Ty miałeś mnie z głowy na jakiś czas. Wiele razy miałam wrażenie, że tylko „odbębniasz” swój obowiązek spotkania ze mną. A ja potrzebowałam rozmowy. Nie potrafiłeś ze mną rozmawiać tak szczerze, o emocjach jak ja tego potrzebowałam. Do tej pory, kiedy jest mi źle psychicznie to na „poprawę” humory mówisz, że przecież niczego mi nie brakuje, że mam co jeść, mam dach nad głową i jestem zdrowa. Ale mi chodzi o moje potrzeby emocjonalne, które są równie ważne jak te fizyczne. Po twoich słowach czuję się jakbym rozmawiała z robotem. Czy Ty w ogóle masz uczucia? Jestem Ci wdzięczna za to, że w pełni zapewniłeś mi byt, i dobra materialne. Nigdy niczego mi nie brakowało, to o co poprosiłam, dostałam. Czułam, że w ten sposób pragnąłeś zrekompensować swoją nieobecność. Może w ten sposób było Ci prościej. Może bałeś się tych rozmów ze mną. Niepotrzebnie. Myślę, że zbliżyłby nas bardziej bardziej do siebie i wiele rzeczy byśmy lepiej rozumieli. Lubię i potrzebuję rozmawiać. W ten sposób wyrażam siebie. Czasem pozwól mi się po prostu wygadać, bez proponowania konkretnych rozwiązań. Wiesz, że i tak ja zrobię po swojemu.

Z dzieciństwa pamiętam jeszcze, kiedy dowiadywałam się, że zostałeś pobity. Z czasem nie były już w tym nic nadzwyczajnego. Ale oglądanie ciebie w takim stanie nie należało do przyjemnych. Nawet nie wiesz jak się wtedy o ciebie martwiłam. Nie wiedziałam, co dalej będzie. Czy sobie poradzisz? Czy będziesz zdrowy? Bałam się, że możesz już odejść na zawsze. A to wszystko przez alkohol. Jest mi wstyd, kiedy widzę cię pijanego, kiedy się zataczasz, jesteś na twarzy czerwony i bełkoczesz. Myślisz, że nie pamiętam jak przychodziłeś do domu pijany, jeszcze jak z nami mieszkałeś, jak mama cię rozbierała i kładła spać? Myślisz, że dziecko powinno widzieć rodzica w takim stanie. Twierdzisz, że jesteś dorosły. Dla mnie nie tak zachowuje się dorosły człowiek. Wcześniej piłeś jednorazowo, teraz pijesz ciągami. Nie mam wtedy z Tobą kontaktu przez kilka czy nawet kilkanaście dni. A jak się do ciebie dodzwonię, to rozmowy nie należą do najprzyjemniejszych. Wiesz, jak trzeźwy rozmawia z pijanym. Do przyjemności też nie należą telefony lub wiadomości od twojej partnerki, z pretensjami, że to ja mam coś z tym zrobić. A niby co?! Wielokrotnie chciałam powiedzieć, że to jej wina, że wiedziała, jaki jesteś i to jej problem, ale nie miałam odwagi. Niedawno chciałam cię już zabrać do siebie, abyś mógł iść na terapię, ale tego sam musisz chcieć. A pamiętasz Wielkanoc u mnie, kiedy nie wytrzymałeś i znowu się upiłeś. Albo jak się zapijałeś w moje urodziny. Nie podobało mi się to, ale ciebie to nie obchodziło. Nie obchodziły cię moje uczucia w tym momencie. Znowu myślałeś tylko o sobie. Znowu mnie opuściłeś. Wiesz zdałam sobie sprawę, że nigdy nie byłam z ciebie dumna. Czy to nie jest smutne? Nigdy nie mogłam powiedzieć: patrzcie to jest mój Tata, kocham go!!! Zastanawiałam się dlaczego tak właśnie jest. I wiesz co mi przyszło na myśl, że nigdy nic nie robiłeś ponad to, czego od ciebie wymagano, nigdy nie pokazywałeś mi jak należy żyć, pomagać innym ludziom, nigdy nic nie zrobiłeś dla ogółu lub innego człowieka w potrzebie. Żyłeś tak, aby przeżyć kolejny dzień, a nie, żeby ten kolejny dzień coś dla ciebie znaczył. Jeśli się mylę, to przepraszam, bardzo chętnie posłucham, że było inaczej.

Teraz również dopiero widzę, że jestem osobą, która do końca nie potrafi wyrazić swojego zdania, która chce, aby wszyscy ją lubili. Kiedy odszedłeś czułam się jakby to była moja wina (w dużej mierze miały na to wpływ słowa mamy). Chciałam, aby wszystko wróciło, abyś mnie kochał, i żebym znowu nie została sama. A w jaki sposób mogłam to zrobić? Otóż musiałam spełniać twoje oczekiwania, być grzeczna, posłuszna i nie stwarzać problemów. Wówczas czułam, że zasługuję na twoją miłość. I tak do tej pory mi pozostało: czuję, że muszę zasłużyć na czyjąś miłość i szacunek, kosztem siebie. Widać to szczególnie w moich relacjach z mężczyznami. Czego mnie nauczyły twoje relacje z matką? Otóż tego, że miłość to cierpienie. Że kobieta musi być poniżana, że związek nie może być oparty na miłości i szacunku. Że zawsze jedna ze stron jest silniejsza. I tego, że zawsze mężczyźni odchodzą, nawet jak kobieta „będzie im dawać gwiazdkę z nieba”. Dopiero teraz widzę ten zły wzór i staram się robić wszystko na odwrót. Zamiast ukształtować we mnie poczucie własnej wartości, dać bezpieczeństwo i stabilizację emocjonalną, „zafundowałeś” mi swoim zachowaniem karuzelę wzlotów i upadków emocji. Mama twierdzi, że Ty również mnie biłeś, odtrącałeś fizycznie, kiedy błagałam cię na kolanach, abyś został i nie jechał do swojej kochanki. Było to dla mnie tak bolesne, że nawet tego już nie pamiętam. Tak bardzo chciałam zachować w sobie obraz ciebie jako kochającego ojca. W wieku 30 – tu lat uczę się do siebie szacunku i miłości. Nie dostałam od rodziców tego do czego byli mi najbardziej potrzebni. To ja teraz ponoszę koszty Waszych błędów. Ale wiem że ceną jest moje szczęśliwe życie, i stworzenie pełnej miłości rodzinny. To jest tego warte.

Proszę przyjmij ten list. Napisałam to, co czuję, to co było i jest dla mnie w dalszym ciągu bolesne. Wiem, że już nie zmienię przeszłości, ale w ten sposób nie będzie ona mnie już okaleczać w przyszłości. Chcę mieć Tatę, który będzie mnie kochać taką, jaka jestem, który będzie dla mnie oparciem, któremu mogę ufać, i który będzie stanowił dla mnie wzór. Czy to możliwe? To zależy już od ciebie.