Zazdrościmy. W zasadzie wszystkiego, bo nie chodzi tylko o partnera czy żonę. To uczucie wzbiera w nas samo, niekontrolowane, chociażby wtedy, gdy widzimy nowe auto u sąsiada, albo świetną kieckę u koleżanki z pracy. Porównujemy się do innych i jeśli tylko wypadamy trochę gorzej (najczęściej w naszej ocenie) pojawia się zazdrość nie wnosząca nic dobrego. Bo o ile zdrowa zazdrość, ta która pobudza zmysły w lekko przygasłym związku lub motywuje nas do działania, jest wskazana i potrzebna, tak ta szaleńcza i niepohamowana, może wyrządzić wiele szkód. Ale może po kolei.
– Miałam uczucie ciągłego sfrustrowania, ciągłej złości, że inni mają więcej niż ja. Choć nie było to prawdą, bo przecież jestem wykształcona, mam dobrą pracę, męża i dom.
Anna, to trzydziestolatka, której obsesyjne uczucie zazdrości, jak sama mówi, narobiło niezłego bałaganu w życiu. – Ciągle się porównywałam, bo gdzieś kiedyś usłyszałam, że to nic złego. Że to daje kopa, by się starać jeszcze bardziej i być lepszym. Sęk w tym, że ja widziałam tylko minusy, bo ktoś miał większe mieszkanie, lepiej zarabiał, miał ładniejsze dzieci. Tak, nawet tego byłam w stanie zazdrościć, że córka koleżanki ma długie, gęste włosy, a nasza Dominika nie. I jeszcze mąż, że mógłby bardziej o siebie dbać, choć niczego mu nie brakuje. Na końcu wzięłam się za siebie i nagle odkryłam, że jestem grubsza – nie za gruba, tylko grubsza od przyjaciółki. I zamiast ewentualnie iść na siłownię, zaczęłam być dla niej niemiła, a nawet obgadywać ją… Dopiero, gdy doszło do kolejnej awantury w domu, gdy zrzędziłam, że moja siostra znowu gdzieś poleciała ze swoim chłopakiem, a my jeździmy na wakacje tylko raz w roku, mąż nie wytrzymał. I wykrzyczał, że mi zazdrość mózg wyżarła. To wtedy zaczęłam się baczniej sobie przyglądać. I za nic nie mogłam pojąć, jakim cudem zapędziłam się w taki kozi róg, gdzie w zasadzie miałam już pretensje do każdego i o wszystko. A przecież takie myślenie, nie może prowadzić do niczego dobrego, nic nie daje, bo zawsze znajdzie się ktoś ładniejszy, bogatszy, mądrzejszy. I co z tego, skoro życie jakie ja prowadzę jest dobre, jestem w nim szczęśliwa i spełniona. Upłynęło sporo czasu, zanim w mojej głowie zatrybiło, że po jaką cholerę, wypatrywać u kogoś czegoś lepszego, skoro to co moje jest dobre, dobre dla mnie. Teraz bywam zazdrosna, ale tylko i wyłącznie o męża i w granicach rozsądku.
Wszystko zaczyna się wtedy, gdy miewamy jakiś kryzys. Przestajemy czuć się wartościowi, wmawiamy sobie, że nie spełniamy oczekiwań innych i swoich, że na pewno jesteśmy gorsi. Stan nasila się szczególnie w sytuacjach, gdy zauważamy, że komuś obok nas lepiej się powodzi. Że wygrał coś wartościowego, albo poznał kogoś, z kim jest bardzo szczęśliwy. Zaczynamy gorzknieć, patrzeć podejrzliwie, zatruwać życie sobie i wszystkim wokół. I nie tylko zamykamy się w sobie snując dzień i noc ciemne myśli, jacy to jesteśmy źli, a cała reszta sto razy lepsza i to z różnych przyczyn. Najgorsze jest to, że złorzeczymy, że zazdrość opanowuje nas do tego stopnia, że potrafimy cieszyć się z cudzych porażek i nieszczęść. Włącza się nam myślenie typu : „I bardzo dobrze! Mi się nie udaje, to dlaczego jemu, ma się wszystko układać?”. Tak jakbyśmy kompletnie nie zdawali sobie sprawy, że porównywanie się do innych nie musi być dla nas destrukcyjne, ale może zachęcać do zmian, do wysiłku i poprawy naszego samopoczucie.
Niestety, zatracamy się często w zazdrości i nie wyciągamy wniosków, nie próbujemy niczego w sobie zmienić, tylko dostrzegamy same negatywy. Bo ona ma to, czego nie mam ja, bo on wyszedł na czymś lepiej a oni, mają ciągle tylko z górki. A zrobiliśmy coś, żeby pod tę górę ciągle nie wchodzić? Sama zawiść nas na nią nie wprowadzi.
Wystarczy spokojnie się nad tym zastanowić, bo czy fakt, że sąsiad właśnie kupił jacht, odbiera nam szansę na to, żebyśmy też taki mieli? Czy to, że ktoś ma większy dom, oznacza, że nasz jest brzydki i ciasny? Szczuplejsza koleżanka to nie jest symbol naszej otyłości, ani ujmowania nam urody. Przecież to, czego pragniemy, to tylko jeszcze więcej, niż w rzeczywistości już mamy.
Warto byłoby jednak przemyśleć, czy marzenia, rzeczy materialne sąsiadów są również naszymi. Pamiętajmy, że uporczywe tkwienie w ciągłym poczuciu zazdrości wobec innych robi z nas niewolników i nie pozwala iść dalej.