Nikt nie powiedział, że dorosłość będzie łatwa, a już ta we dwoje to w ogóle paaanie kochany, kto to wymyślił? Staramy się być poważni, używamy trudnych słów zaczynających się od trudnych liter, ale kiedy po raz kolejny brzdękamy o te same nienastrojone struny, zaczynamy zgrzytać zębami na samą myśl o nieznośnych dźwiękach. Dorosłość dorosłością, ale dlaczego, kiedy startujemy z kolejną sromotną awanturą, przepoczwarzamy się w gimnazjalistów, a przydomowy ring przenosimy w czasie do szkolnej toalety? Idąc dalej – do osiedlowej piaskownicy? Kiedy dorosłość i wysublimowany język odpuszczają na rzecz kłótni o nic i dlaczego w pewnym momencie każda dyskusja z płynnego, dorosłego mówienia przeskakuje na etap niemowlęcego głużenia?
Inteligencja, fakultety, dwa języki, staż w Białym Domu i misja na Marsie ma się nijak, NIJAK do problemu keczupu na kanapce z pomidorem. – No i po co on tak leje – myślisz sobie przeżuwając ziarnisty ciemny podczas sobotniego śniadania, skoro pomidor dorodny, polny, polski co ważne i drogi jak zdrowa nerka? Na cholerę niszczy dzieło rąk twoich i matki natury. Przecież tak starannie układałaś pod szynką sałatę rzymską, a to tu o, na talerzyku z drogiego sklepu wnętrzarskiego to późny Picasso artykułu spożywczego. Rzodkiewka figlarnie wycięta w koronę buja się nostalgicznie na podsuszanej krakowskiej, zielony ogórek jędrnie pręży pestkę, a przyjdzie ci taki, dziadu jeden, dosiądzie do stołu i jeszcze nie spróbuje, a już łapy do lodówki po ulepszacze wyciąga. No co on?! OSZALAŁ?
– Nie wytrzymam Piotrek! Krzyczysz wychodząc z pokoju. Ja to śniadanie od tygodnia planowałam, a ty mi tu keczup?! – Ale ja kocham keczup, nic nie poradzę Mariola! – odpowiada mężczyzna przeżuwając tę kanapkę jak buldożer przejeżdżający przez świeże, miejskie rabaty. Szlag cię trafia, miłe śniadanko kończy podboje. Nastaje ciche przedpołudnie. Cichy dzień. Tydzień. Znajome?
Zacznijmy od początku i wyjaśnijmy kwestie oczywiste. Kłótnie w związkach to dobry sygnał i nie powinniśmy się ich bać, o ile nie kończą się dzikimi wrzaskami w środku nocy, rwaniem włosów na żywca i rozbitą szybą najnowszego Audi A8, kolor srebrny metalik. Dają emocjonalnego kopa, zmuszają do przemyśleń, a jak sprzyjają godzeniu, sami przecież wiecie. Prawdopodobnie to właśnie w tych okolicznościach doczekałam się z mężem dwójki najlepszych na planecie Ziemia dzieci. O ile w „kłótniarskich” relacjach zachowacie zdrowy rozsądek i obowiązkową granicę wzajemnego szacunku – nic wam nie grozi, a nawet możecie sobie wiele udowodnić. Że wam się chce. Że jest o co walczyć i mimo różnic nadal bawicie się w parę na poważnie.
Zanim jednak po raz kolejny pokłócicie się o zmaltretowaną tubę pasty do zębów, której z uporem maniaka on nie wyciska od dołu do góry, jak nakazuje twoja łazienkowa etykieta, tylko jak mało skoordynowany szympans bonobo jednym walnięciem pięści w korek, zastanówcie się czy nie szkoda wam życia na takie doczesne paproszki. Czy twoja drama podczas przekonywania o kolorze nowych drzwi wejściowych do kuchni, połączona z suchym płaczem (trochę kwilisz, ale z oczu nadal nic nie leci) ma jakieś znaczenie w zestawieniu z brakiem rzeczonego za pięćdziesiąt lat i pustką, która po nim pozostanie.
Serdeczna dusza podzieliła się ze mną przemawiającą historią. Pewna para starszych ludzi nieustannie kłóciła się o zasłony. To znaczy ona się kłóciła, że on tak zamaszyście je szarpie i hałasuje, a ten ani myślał się zmieniać. Kiedy denerwowała go czymś błahym w ciągu dnia, marudzeniem o niepoukładane buty w przedpokoju albo brudną wannę podchodził wieczorem do okna i bystro zasłaniał okno dzieląc się z żoną irytującym hukiem. Stare metalowe żabki i welurowe zasłony – tyle im było trzeba, żeby wyprowadzić się na manowce. Później umarł, jak każdy człowiek w jego wieku, a ona stała pod oknem i płakała do tych zasłon. Do hałasu, którego już nie było.
Zostawiam was z tą historią i gromem aluminiowego karnisza. Zanim jeszcze raz wywołacie trzecią wojnę światową przecinkiem w zdaniu, wróćcie tu i przy okazji po rozum do głowy. Nie traćcie czasu. Nie bądźcie tą starszą panią tęskniącą za złośliwym mężem. Obiecajcie mi, dobra?