Taki to jest moment w moim życiu, że wszystko zamieniam na mniejsze. Pies jest mniejszy, mniejszy będzie też dom, moje przyjaciółki podpowiadają jeszcze, że kolejny mąż powinien być… młodszy. Może łatwiej będzie mu zaakceptować mniejszy samochód, bo panowie w moim wieku mają dziecinne zamiłowanie do wszystkiego, co większe i niespodziewanie więcej od życia oczekują.
– Amortyzatory nadają się do wymiany, akumulator też, w niedalekiej przyszłości trzeba wymienić belkę podtrzymującą silnik – informuje mnie pan i umawia termin naprawy.
Siedzę i patrzę na niego totalnie oszołomiona wizją zbliżającej się katastrofy …finansowej. Przyjechałam na rutynowy przegląd i chciałam wyczyścić klimatyzację, bo to ważne, a tu zawieszenie w rozsypce, a silnik niebawem zgubię. Jakoś ten silnik przemówił do mojej wyobraźnie najmocniej i wyraźnie go widzę… na kostce brukowej przed domem. – Jak to możliwe, przecież to jest bardzo dobry samochód, duży, odporny i od zawsze serwisowany tu, u państwa? – pytam ciągle niedowierzając.
– Ten samochód ma dziewięć lat i bardzo duży przebieg to, co się pani dziwi? W jednych butach też pani chodzi przez tyle lat? Dobrze pani radzę, proszę się go pozbywać, bo kosztownych napraw będzie tylko więcej – informuje mnie przedstawiciel autoryzowanego serwisu.
Mknę autostradą, trochę jakby mniej pewnie, i rozmyślam o tych dziewięciu latach, które minęły sama nie wiem kiedy. Na szczęście podróż do domu minęła… spokojniej. Zaparkowałam i spojrzałam na samochód. Postarzało się biedaczysko – mi przybyło zmarszczek, a jemu kilka rys. Poza tym wygląda normalnie, jak używany samochód. Trochę jest brudny w środku i na, zewnątrz, ale nie zaniedbany – po prostu przykurzony brakiem czasu. Poklepałam go po masce jak wiernego przyjaciela i postanowiłam, że czas się rozstać.
Decyduję działać szybko, na szczęście nie w kwestii męża, i wyruszam do Warszawy, żeby wycenić swoje możliwości. Mam jedno kryterium – nowy samochód musi być nowy, z gwarancją. Nie mam siły na pchanie używanego i nikogo, kto pchać go będzie. Nie jestem też wystarczająco asertywna, żeby prowadzić dyskusje z panami mechanikami. Jednak im więcej salonów odwiedzam, tym bardziej tracę przeświadczenie, że obrana przeze mnie droga jest słuszna. Oglądam nawet urocze autko, ale nie dla kogoś, kto nosi torebkę większą od siebie. A do samochodu, oprócz kobiecych niezbędników, trzeba zmieścić nastolatka z nieproporcjonalnie długimi nogami, psa (i to nie yorka), i jeszcze niekiedy cztery koty.
Tego samego dnia oglądam jeszcze małe suzuki, ale oferta przerasta mnie finansowo i gdy chcę już opuścić salon, sprzedawca obok zagaduje: – A może nissan? Po chwili odbywam jazdę testową niezbyt pięknym autkiem, ale za to w towarzystwie uroczego pana Kamila. Jedziemy i rozmawiamy sobie o psach, o tym, że życie z dala od dużych miast jest lepsze, a ludzie serdeczniejsi. Czyli poruszam takie tematy… bardzo adekwatne do jazdy testowej. Pan Kamil wskazuje jedynie na fakt, że samochód jest fajny i ma przyciemnione tylne szyby, co daje poczucie intymności.
– A czy ja wyglądam na osobę, która potrzebuje intymność na tylnej kanapie samochodu? – pytam. – Chodziło mi o to, że nie widać bałaganu w środku – odpowiada oblany rumieńcem sprzedawca.
Docieramy na miejsce, panowie robią wycenę mojego Nissana i przedstawiają ofertę na zakup nowego. Doliczają wszystkie możliwe zniżki, promocje i wychodzi na to, że wóz znajduje się w moim zasięgu. Grzecznie jednak dziękuję, bo jeśli kupuję ponownie Nissana, to lojalność każe mi dokonać transakcji w salonie, w którym od lat serwisuję moje auto.
– Pani Małgosiu – zwraca się do mnie w ten sposób jeden z ważnych dyrektorów, bo przecież jesteśmy niemalże przyjaciółmi – niechętnie przyjmiemy pani samochód w rozliczeniu, my celujemy w … inny segment klienta. Może pani nie przeszkadza, że jest zarysowany na zderzaku, ale nam owszem. Dodatkowo nie mamy dla pani dobrej oferty na zakup nowego, gdyby pani miała nieco większe środki może…, ale w tym wypadku proszę szukać rozwiązana w innych salonach. Acha i jeszcze musiałaby pani go oddać do porządnego czyszczenia, on nosi ślady użytkowania.
– Pewnie, że nosi. Ten samochód do tego służy – odpowiadam i dziękuję za poświęcony mi czas. – Ja jednak nie rozumiem, dlaczego ludzie są takimi dupkami. Po wszystkich latach współpracy i po ilości pieniędzy, które zarobili na mnie w tym cholernym serwisie, powinni zawalczyć o stałego klienta – wypłakuję się do J.
– Moja droga to zwykłe ch…, nie przejmuj się, jest rozwiązanie – musisz ponownie udać się do uroczego pana Kamila z konkurencji. Nie mam już czasu na wyprawy do Warszawy, więc dzwonię i dowiaduję się, że bez problemu mogę oddać samochód w rozliczeniu, w dodatku bez czyszczenia! Ustalam z panem Kamilem kolor, który nieco dyktuje cenę i po chwili dostaję maila z fakturą.
Uradowana dzwonię do J. i opisuję, jaki kolor wybrałam. – A co jest jeszcze w tej wersji? – zagaduje. – No wszystko… tzn. chyba wszystko, zaraz zadzwonię i się dopytam – odpowiadam.
Pan Kamil spokojnie potwierdza, że samochód ma sterowanie radiem w kierownicy, i tak radio też ma! Ma jeszcze fajne światła do jazdy dziennej i klimatyzację manualną cokolwiek bądź to znaczy. Wyśmienicie! Dokonałam jednak przemyślanego zakupu!
– Ma wszystko – dumnie raportuje do J.
– A jaki ma silnik? – pyta J., która trochę się zna na samochodach.
– A skąd ja mogę wiedzieć? – odpowiadam.
– To zadzwoń i dowiedz się, bo mam obawy, zwłaszcza patrząc na cenę, że sprzedają ci samochód bez silnika – śmieje się J.
Piszę, więc do pana Kamila zapytanie o silnik, a on przesyła wszelkie parametry samochodu i dodatkowo zdjęcia. – Ten samochód ma silnik i to dobry. Zrobiłem jeszcze kilka zdjęć… dla koleżanek – odpowiada.
„Kupiłam” rozsyłam wiadomość do dziewczyn, a one odpisują: „Jest The Best”. Dobrze znam ich upodobania, tym bardziej doceniam sposób, w jaki reagują. – Jesteście kochane, zawsze akceptujecie wszystkie moje wybory – mówię im wieczorem. – O nie, nie wszystkie – dodają i wybuchamy śmiechem, bo doskonale wiem, o kim myślą.
– Wie pan ten samochód jest najnudniejszym modelem Nissana – mówię nazajutrz podczas składania niezbędnych podpisów. – Z panią w środku będzie jednak najładniejszy na świecie – odpowiada kurtuazyjnie sprzedawca. I właśnie te słowa upewniają mnie, że dokonałam najlepszego wyboru!