Go to content

„Jak wyglądam?”. Drżyjcie narody przed tym pytaniem. Bo co odpowiedzieć, żeby było dobrze?

Fot. iStock/Khosrork

Znacie to? Wychodzicie na imprezę ze znajomymi. Jesteś podekscytowana, bo dawno się nie widzieliście i – umówmy się – chciałabyś zrobić dobre (delikatnie mówiąc) wrażenie na przyjaciołach. Jednym słowem – masz zamiar wyglądać szałowo. Przerzucasz sukienki w szafie, przymierzasz, odkładasz. Może spodnie będą lepsze? Bardziej świecąca czy może prześwitująca bluzka. Kurde, czemu to zawsze jest takie trudne… Po raz kolejny obiecujesz sobie, że już w ten poniedziałek na pewno zaczniesz kilkudniowy detoks, żeby zgubić te dwa do trzech kilogramów, które w postaci boczków wychodzą nad spodniami.

Dobra. Jest. Ufff. Makijaż, włosy. Ostatnie spojrzenie w lustro, puszczasz do siebie oko i słyszysz jak mąż woła, że taksówka będzie za 15 minut. Wychodzisz i zadajesz TO pytanie: „Kochanie, jak wyglądam”… I tu ziemia zadrżała w posadach. Powietrze gęstnieje, napięcie jest niemal fizycznie wyczuwalne. Czas zwalnia, a te trzy sekundy zdają się trwać całą wieczność. Twój uśmiech gaśnie, wbijasz w niego wzrok i czekasz.

A on? On myśli gorączkowo… Bo jego zdaniem sukienka trochę za krótka, że woli cię w tamtej niebieskiej niż w tej czerwonej, którą dostałaś od matki. Ale on też już wie… już wie, że ta chwila zawahania przesądziła o wszystkim. O dzisiejszym wieczorze, o twoim nastroju, o tym, że na bank się spóźnicie. Myśli: „Bałwan, jakbyś nie mógł bez patrzenia powiedzieć wyuczone: „Wspaniale, kochanie””.

„Jak wyglądam?” to najtrudniejsze pytanie świata, na które trudno znaleźć prawidłową odpowiedź. Bo co, jak wyglądasz, jak ubrana w rzeźnicki fartuch, a wybieracie się właśnie na osiemdziesiąte urodziny ciotki? Co z tego, że w sklepie mówili, że to najnowsza (czytaj: najmodniejsza) kolekcja. Twój facet tego nie wie, a jego: „Może byś założyła ten swój błękitny sweter?”, „Ale jest 30 stopni!”. No tak… Mega nieudolnie. Mógłby się pokusić o mowę ciała w stylu: „Zaniemówiłem, kochanie”. Ale to nadal za mało.

Hm, można by spróbować:

„Wolę ciebie w innej sukience”.

„W której”.

„Obojętnie”.

Ups.

Zastanawiam się, czy pytając: „Jak wyglądam?”, chcemy faktycznie usłyszeć prawdę? Czy naprawdę chcemy, by ktoś nam powiedział: „Zbyt obcisłe”, „Za szerokie”, „Za krótkie”, „Wyglądasz, jakbyś uciekła z piwnicy seryjnego mordercy”, „W piżamie wychodzisz?”? A co, jak spodnie jednak rozchodzą ci się na tyłku? Jak biały stanik pod białą bluzką, to jednak wtopa ubraniowa? Jak prześwitują ci sutki? A może jak się schylasz, to spod sukienki wychodzi pół tyłka, a przynajmniej wychyla się zza rozporka? Co jak facet chce ci dać delikatnie do zrozumienia, że buty na wysokim obcasie, to średni pomysł na grilla lub ognisko?

Kurde, no tak źle i tak niedobrze. Bo z jednej strony szczera odpowiedź ma cię ustrzec przed kompromitacją, przed tym, by inni za twoimi plecami wytykali cię palcami. A z drugiej – ty się świetnie czujesz, a tu nagle bach: „Kochanie, a może jednak zamiast tej sukienki, wskoczyłabyś w dżinsy i trampki?”. Dżins? Trampki? Na spotkanie z twoimi kolegami z pracy i ich żonami? I szefem? Ty w trampkach? Albo na odwrót: „Może jednak sukienka i but na obcasie” na rocznicę ślubu jego rodziców, którą macie obchodzić w jakieś drogiej restauracji, a ty wciągnęłaś spodnie, białą koszulę i mokasyny. Co by nie powiedział, będzie źle, bo na koniec to do niego będziesz miałą pretensje, że nie powiedział ci, że to oficjalne spotkanie albo takie w luźnym stylu.

Najlepiej jest usłyszeć: „Jesteś piękna” – to neutralne (taka podpowiedź dla panów) i pewnie niedalekie od prawdy, bo przecież nie szata zdobi człowieka, zwłaszcza, gdy on ma zdolność rozbierania cię wzrokiem. Gorzej, gdy zaczniesz dopytywać: „Naprawdę? Myślisz, ze te buty pasują? A może lepiej bez paska? Kolczyki to nie przesada, tu już tyle się świeci”. On wtedy zaczyna przebierać nogami, wyglądać taksówki, bierze do ręki telefon, bo wydawało mu się, że ktoś do niego dzwoni… Odpuść sobie. Zrób zdjęcie i wyślij do przyjaciółki. Takiej prawdziwej, która ci napisze: „Stara, weź się przebierz, wyglądasz jak pajac!”, a nie tej, która zadzwoni mówiąc, że wyglądasz znakomicie, w duchu ciesząc się z twojej ubraniowej wtopy.

A tym, którzy zmagają się z takim pytaniem, które dość często pada w ich kierunku, polecam odpowiedzieć pytaniem na pytanie: „A co ma mówić o tobie twój strój?”. Wypróbujecie. Działa. Sprawdzone, także przez mojego męża. 😉 Jeśli nie chcecie usłyszeć szczerej odpowiedzi, po prostu nie pytajcie, jak wyglądacie. To też jakiś sposób.